Starty rakiet SpaceX stały się już na tyle częste, że powoli przestajemy je liczyć. Początkowe błędy ustępują kolejnym sukcesom jakie prywatna firma Elona Muska odnosi na drodze do obniżenia kosztów lotu w kosmos. Tym razem wyniesieniu koreańskiego satelity przez rakietę Falcon 9 towarzyszyło pobicie kolejnych rekordów.
Powoli SpaceX zbliża się do magicznej liczby 100 startów. Ostatnim wielkim sukcesem firmy było oczywiście bezpieczne dostarczenie dwóch kosmonautów do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Poniedziałkowy lot rakiety Falcon 9 był może mniej głośny, ale równie wyjątkowy. Po pierwsze rakieta, która wyniosła satelitę była tą samą, która zabrała wspomnianych kosmonautów na stację. Oznacza to, że inżynierowie ze SpaceX przygotowali ją do ponownego lotu w 51 dni. Dla przypomnienia rekord NASA z czasów lotów promów kosmicznych wynosił 54 dni. Po drugie po wykonaniu misji rakieta nie tylko planowo wylądowała na platformie, ale również dwie osłony ładunku, które odłączają się podczas lotu zostały złapane w sieci zamontowane na dwóch specjalnych statkach. Do tej pory nie udawało się złapać tych elementów i trzeba było je wyławiać.
Co prawda, jeśli wierzyć Elonowi to są one warte „zaledwie” 6 mln USD za sztukę, ale nawet jeśli wpadają do wody, to można je potem ponownie wykorzystać po przeprowadzeniu serii napraw. Oczywiście w wielkim wyścigu o zminimalizowanie kosztów lotu w kosmos jest to ogromne zwycięstwo i pokazuje jak wiele nauki SpaceX wyciąga z każdego kolejnego startu.