Rollerdrome studia Roll7 to gra zdecydowanie bardziej złożona niż seria OlliOlli, z której znany jest brytyjski deweloper. To produkcja w pełnym 3D, przedstawiająca surową, bliską przyszłość, w której korporacja kontroluje ludzi poprzez telewizyjne spektakle sportowe. Czy ta mieszanka jazdy na wrotkach i strzelania zawróciła mi w głowie?
Segmenty fabularne Rollerdrome zdecydowanie są tłem dla głównej istoty gry, która toczy się w 2030 roku. W dystopijnym świecie steruje się Karą Hassan, początkującą graczką Rollerdrome, mającą za zadanie przejść przez drabinkę turniejową, aby zostać mistrzem. Historia jest opowiadana w małych fragmentach między każdą rundą mistrzostw i jest w zasadzie typową opowieścią antykorporacyjną. Telewizja Rollerdrome ma odwracać uwagę od rzeczywistych problemów świata. Całość przypomina hołd dla filmu Rollerball (tego z 1975 roku). Niestety jest on dość płytki pod względem opowiadanej historii. Czuje się bardzo znikomą łączność z postacią i światem przedstawionym.
Najważniejsza jest jednak sama rozgrywka, będąca wyjątkową mieszanką strzelanek TPP, takich jak Max Payne (porównanie podane ze względu na wykorzystanie efektu bullet time) i sportowych sztuczek z serii Tony Hawk’s Pro Skater. Podobnie jak w tej drugiej, każdy poziom zawiera listę zadań do wykonania. Jeżdżąc na wrotkach należy zbierać różne przedmioty, ale przede wszystkim strzelać i zdobywać punkty. Odhaczenie wystarczającej liczby celów, odblokowuje następny poziom.
Gra zachęca do przełączania się między jazdą na wrotkach i wykonywaniem sztuczek, a eliminowaniem wrogów, by wczuć się w specyficzny rytm rozgrywki. Zabijanie przeciwników zwiększa mnożnik wyniku, a wykonywanie trików dodaje amunicję. Aby odnieść sukces, trzeba znaleźć równowagę między tymi dwoma elementami, a łączą się one w oryginalną i całkiem udaną formułę.
Każdy z typów wrogów ma określoną słabość, którą można wykorzystać, aby szybko ich wyeliminować. Jest to niezbędne zarówno do szybkiego kończenia poziomów (co często jest jednym z celów), jak i do zapobiegania byciu otoczonym przez nieprzyjaciół. Jest to szczególnie widoczne w dalszej części gry, kiedy naprawdę zaczyna robić się gęsto zarówno od typowych rzezimieszków, jak i snajperów czy operatorów rakietnic.
Największym problemem, jaki miałem z rozgrywką w Rollerdrome, było to, że pomimo jej wyjątkowości, często czułem się przez nią przytłoczony. Wspaniałą rzeczą, jaką przypomniałem sobie ostatnio dzięki remasterowi pierwszych dwóch części Tony’ego Hawka, było to, w jaki trans można wpaść, gdy poczuje się komfortowo z jazdą i wykonywaniem kolejnych sztuczek na danej planszy. Zawsze podobało mi się to, że kiedy już wejdzie się w rytm, gra naprawdę relaksuje, pomimo konieczności ciągłego manewrowania, aby wykonywać triki. W przeciwieństwie do tego, Rollerdrome nie odpuszcza, a ilość potrzebnej uwagi sprawia, że jest bardziej szalone niż relaksujące. Nie chodzi o to, że jest to trudna gra; po prostu nie wykorzystuje najlepiej systemów, którymi się inspiruje z innych gier. Aspekty jeżdżenia na wrotkach i strzelania czasami wydawały się ze sobą sprzeczne, a to staje się tym bardziej widoczne, im dłużej się gra.
Przełączanie się między obiema funkcjonalnościami powoduje też, że nie ma się tak naprawdę żadnej szansy, aby któraś z nich miała taką głębię, jaką chciałoby się zobaczyć. Kara nigdy nie uczy się naprawdę skomplikowanych ruchów na wrótkach, a zbiry, z którymi przychodzi jej walczyć, nigdy nie robią bardziej złożonych ruchów, niż tych kilka prosto zaprogramowanych.
Łączenie gatunków jest trudne, a Rollerdrome wykonuje w tym zakresie naprawdę dużą pracę. W wielu momentach bawiłem się przednio, ale też równie często odczuwałem dyskomfort związany ze stawianymi przede mną zadaniami i brakiem poczucia, że zależy mi na popychaniu fabuły do przodu. Kłuje też brak trybu wieloosobowego. Niby to sporo minusów, ale nietypowa, wizualna strona gry, wraz z oryginalną formą sprawiają, że na pewno stanie się ona dla wielu czymś więcej niż zabawą na parę wieczorów.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
Nie każdy pomysł w Rollerdrome to strzał w dziesiątkę, ale niejednego porwie jej wysokooktanowy charakter.
Plusy
Unikalna rozgrywka. Ciekawa estetyka.
Minusy
Przytłaczająca na późniejszych etapach. Przeciętna fabuła. Duża powtarzalność.