W zeszłym roku projekt statku kosmicznego Starship osiągnął prawdziwy kamień milowy – pierwszy lot na pułap powyżej 12 km z wykonaniem manewru lądowania. Podczas próby doszło jednak do sytuacji, która zwróciła uwagę organów nadzoru lotniczego Stanów Zjednoczonych.
Problem dotyczy eksplozji, którą zakończyło się lądowanie. Starship SN8 miał powrócić na powierzchnię Ziemi w pozycji wertykalnej, co miało zapobiec nadmiernemu uszkodzeniu kadłuba statku i pozwolić powtórnie go wykorzystać. Niestety prędkość opadania przy lądowaniu była zbyt duża. W następstwie tych wydarzeń prototyp rozbił się o płytę lądowiska, wywołując efektowną eksplozję.
Chociaż SpaceX uznało próbę za udaną, zwróciła ona uwagę FAA, czyli Federalnej Administracji Lotnictwa. Według rządowej agencji, w trakcie lotu przedsiębiorstwo Elona Muska poważnie naruszyło warunki licencji przyznanej w celu opracowania pojazdu kosmicznego. Co prawda FAA oficjalnie nie wskazuje, co tak dokładnie wzbudziło jej niepokój, ale źródła powiązane ze sprawą potwierdziły, że chodziło o niebezpieczeństwo publiczne, jakie stworzyło eksplodujące lądowanie Starship.
Decyzja agencji wpłynęła na przełożenie planowanego na czwartek 28 stycznia lotu testowego SN9 – na razie nie wiemy, kiedy SpaceX będzie mogło powrócić do badań nad prototypami statku. Do sprawy odniósł się także Elon Musk, który na Twitterze wskazał, że dział FAA zajmujący się lotami kosmicznymi działa na bazie przestarzałych struktur. Założyciel Tesli skomentował także, że jeśli będziemy ściśle trzymać się wszystkich zasad agencji, ludzkość nigdy nie dotrze na Marsa.