Pierwsze przekręcenie prawego uchwytu kierownicy Harley-Davidson LiveWire wywołało we mnie burzę emocji. Oto uświadomiłem sobie, że w moich dłoniach znalazła się przyszłość motocykli, ekscytująca i zapraszająca do przejażdżki.
W pogoni za wrażeniami udałem się na krętą, górską drogę wijącą się dookoła hiszpańskiej Antequery. Harley-Davidson zorganizował swoją doroczną konferencję właśnie w tym malowniczym miejscu. Po kilku dniach spędzonych na testowaniu bardziej konwencjonalnych motocykli, przyszedł czas na główny punkt programu – oficjalną prezentację elektrycznego pojazdu, nad którym producent pracował niemal dziesięć lat.
Nie mam specjalnego sentymentu do marki Harley-Davidson; zawsze wydawało mi się, że ich motory wykonane są głównie ze skóry i buczenia silnika, a do ideału brakuje im pewnej subtelności. Z tej perspektywy LiveWire to niemal nierealna konstrukcja, w szczególności, gdy spojrzy się na dumnie wyeksponowane logo producenta. Założę się, że gdybym zapytał sto osób o to, która marka jako pierwsza stworzy elektryczny motocykl, prawie nikt nie wskazałby Harley-Davidsona.
Właśnie dlatego jazda LiveWire to tak niezapomniane przeżycie. Zakręt rozszerza się; przyciskam tułów do smukłej, czystej bryły pojazdu i wyprowadzam go na prostą, jednocześnie dodając gazu. Niejednokrotnie zdarzało mi się jeździć na szybkich motorach i mogę z dużą pewnością stwierdzić, że mało który spośród nich gwarantuje tak dynamiczną jazdę jak elektryczny Harley. Posiadacze potężnych maszyn z silnikami o mocy ponad 200 KM poczują się na nim jak w domu, a osoby przyzwyczajone do słabszych napędów przeżyją szok.
Motocykl przyspiesza od zera do setki w zaledwie trzy sekundy. To zasługa wysokiego momentu obrotowego generowanego przez silnik Revelation (116 Nm), który jak we wszystkich jednostkach elektrycznych dostępny jest właściwie od momentu startu. LiveWire nie ma klasycznych biegów, dzięki czemu do uzyskania maksymalnych obrotów nie trzeba rozpędzać się do 200 km/h. Przekonałem się o tym na własnej skórze. Gdy po raz pierwszy wsiadłem na motor i hojnie dodałem gazu, pojazd wystrzelił do przodu, a jego tył zaczął poważnie zarzucać. Dopiero po kilku minutach przyzwyczaiłem się do mocy i przyspieszenia, przejmując pełną kontrolę nad Harleyem.
Wysoki moment obrotowy 116 Nm dostępny jest właściwie od momentu startu
Kolejną cechą, na którą zwróciłem uwagę, było brzmienie silnika… a właściwie jego brak, przynajmniej w momencie, gdy LiveWire stoi w miejscu. Jestem przyzwyczajony do wycieczek motorowych w gronie znajomych i postojów, którym towarzyszy delikatne mruczenie uruchomionych silników. Gdy wraz z innymi dziennikarzami siedzieliśmy na włączonych LiveWire, do moich uszu dobiegały jedynie odgłosy wiatru – to niezwykłe uczucie.
Najważniejsze jest jednak brzmienie napędu podczas jazdy. Jako fan nowoczesnych technologii i filmów science-fiction byłem nim zachwycony: ruszenie z miejsca nagrodziło mnie dźwiękiem przywodzącym na myśl światłocykle z serii Tron. Przedstawiciele Harley-Davidson podkreślają, że opracowanie odpowiedniego odgłosu zajęło im całe lata. W przeciwieństwie do konwencjonalnych jednostek spalinowych, zastosowany napęd elektryczny i akumulator o pojemności 15,5 kWh pracują bezgłośnie, więc bez sztucznego brzmienia trudno byłoby wyczuć, jak pojazd reaguje na dodanie mocy.
Przyspieszam, a charakterystyczne wycie napędu się wzmacnia. To dość ostry dźwięk, ale jednocześnie przyjemny, przypominający nieco odgłos silnika odrzutowego. Przy wysokich prędkościach idealnie pasuje on do charakteru LiveWire: podczas jazdy czułem się jak pilot futurystycznego sprzętu wojskowego, a wrażenie to podkreślały fantastyczne osiągi motocykla – naprawdę łatwo się w nim zakochać.
Zgrabnie przemykam przez kilka wznoszących się zakrętów. W takich warunkach bardzo szybka jazda jest niemożliwa, więc skupiam się przede wszystkim na manewrach. LiveWire nie jest lekkim pojazdem – całość waży aż 230 kg – jednak to zwinna, pewnie prowadząca się konstrukcja, także po zejściu z siodełka. Owszem, sam mam prawie 190 cm wzrostu, ale zauważyłem, że moi niżsi koledzy również nie mieli problemów z zapanowaniem nad motocyklem. LiveWire jest bardzo dobrze wyważony, jednocześnie stabilny i aerodynamiczny – taki, jaki powinien być.
Przedstawiciele Harley-Davidson podkreślają, że opracowanie odgłosu silnika zajęło im całe lata
Kręta droga dobiega końca – wyjeżdżam na prostą. To doskonała okazja, by znów przyspieszyć i przy okazji wyprzedzić trzy samochody. Silnik motocykla wyje, a ja czuję się jak Maverick z Top Gun (zapomnijcie o Kawasaki, to dopiero jest motor godny asa przestworzy!); dodaję mocniej gazu i kątem oka zauważam, że malownicza sceneria hiszpańskiej wsi delikatnie się rozmywa. Co za imponująca szybkość! LiveWire dobitnie udowadnia, że elektryczne motocykle to nie tylko powolne, nudne skutery.
Futurystyczny Harley potrafi pokonać do 230 km na miejskich drogach i 158 km w trasie. Oczywiście wszelkiego rodzaju drogowe szaleństwa wyraźnie skrócą ten dystans – agresywna jazda, dynamiczne przyspieszanie i dodawanie gazu do granic możliwości dość szybko wyładują akumulator. Z drugiej strony, rzadko kiedy zdarza mi się przejechać więcej niż 100 km na motorze za jednym razem, a co dopiero 230 km – dla osób, które jeżdżą głównie rekreacyjnie, taka pojemność baterii w zupełności wystarczy.
Harley-Davidson z dumą opowiada, że LiveWire otrzymał technologię ultraszybkiego ładowania DC Fast Charge, pozwalającą na uzupełnienie 80% pojemności akumulatora w 40 minut i pełne naładowanie w godzinę. Codziennie pokonuję 30 km, a w wyjątkowych sytuacjach jakieś dwa razy tyle, więc DC Fast Charge jest dla mnie jedynie ciekawostką – w końcu podczas jednej podróży zużywam tylko ułamek baterii LiveWire.
Obecność tej technologii to ukłon w stronę podróżników, którzy wykorzystują motocykle do dłuższych wycieczek; będą oni mogli zatrzymać się na stacji ładowania bez obaw o to, że proces uzupełniania baterii potrwa kilka godzin, w ciągu których zapadnie zmrok lub pogorszy się pogoda. Nie jestem ekspertem w zakresie elektromobilności, ale wydaje mi się, że jakieś 95% kierowców nigdy nie doświadczy problemów związanych z zasięgiem i trudności w ładowaniu.
Wyprawa po otaczających Antequerę wzgórzach na elektrycznym motorze od Harley-Davidson to przeżycie, którego nie da się zapomnieć. LiveWire przypadł mi do gustu nie tylko z punktu widzenia entuzjasty nowych technologii, ale także fana szybkich motocykli – dzięki niemu na własnej skórze przekonałem się, że elektryczne pojazdy mogą być ekscytujące. Amerykański producent udowodnił, że oprócz klasyki stawia także na innowację i rozwiązania przyjazne dla środowiska, o co wcale go nie podejrzewałem.
Brzmi świetnie, ale ile zapłacimy za tę przyjemność? Cena LiveWire może okazać się zaporowa; w końcu za 146 420 PLN możemy kupić niezłej jakości samochód w bogatej wersji wyposażenia. Miłośników jednośladów i technologii nie powinno to jednak zniechęcać: w końcu nie codziennie trafia się możliwość wejścia za stery pojazdu przyszłości, na dodatek tak perfekcyjnie dopracowanego. Gratulacje, Harley-Davidson – stworzyliście naprawdę wyjątkowy motocykl.
Przyjaciel każdego motocyklisty: Mio MiVue M760D
Motocykl to ekscytujący środek transportu, ale bywa niebezpieczny. Właśnie dlatego tak ważnym dodatkiem jest kamera, która posłuży zarówno do udostępniania znajomym klipów, jak i podczas postępowania o odszkodowanie. Na jednośladzie nie da się jednak zainstalować wideorejestratora do auta, a kamerka sportowa nie zawsze może go godnie zastąpić.
Rozwiązaniem jest MiVue M760D od Mio, zestaw dwóch kamer zaprojektowanych z myślą o motocyklach. Jedna z nich przeznaczona została do zainstalowania z przodu, a druga z tyłu pojazdu. Zastosowane w nich matryce Sony Starvis ze szklanymi obiektywami o polu widzenia 130° potrafią nagrywać materiał w jakości 1080p i 30 kl./s niezależnie od warunków na drodze. Kamerki są wodoodporne w klasie IP67.
Obydwa urządzenia łączą się z jednostką główną, która koordynuje ich pracę. Jest ona także odpowiedzialna za przesyłanie klipów na smartfona. Dzięki wbudowanemu modułowi GPS nagrania są uzupełniane o czas i lokalizację, przez co mogą służyć jako materiał dowodowy.
Obsługa M760D nie sprawi problemu – do dyspozycji otrzymujemy pilota sterowania, przeznaczonego do przymocowania przy kierownicy. Za jego pomocą możemy aktywować tryb nagrywania awaryjnego. Całość zasilana jest bezpośrednio z akumulatora pojazdu.