Strona Megaupload należała do głównych serwisów internetowych zajmujących się wymianą plików. Należała, bo została zamknięta przez amerykańskie władze, a właściciele strony, zostali aresztowani. To jednak dopiero początek wymiany ognia?
Zamknięcie serwisu Megaupload wywołało gwałtowny kontratak. Grupa hakerska Anonymous, znana z wielu wcześniejszych ataków w sieci, uderzyła w serwisy związane z ochroną praw autorskich, doprowadzając do ich unieruchomienia. Ofiarami ataku były strony: Amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości, Universal Music Group oraz organizacji RIAA i Motion Picture Association of America. Grupa opublikowała także swoisty manifest, w którym tłumaczą, dlaczego walczą w obronie Megaupload.
Megaupload to niemal synonim piractwa, choć oczywiście wielu użytkowników wykorzystuje go do legalnych celów. W Internecie można spotkać wiele podobnych serwisów, gdzie przechowywane są tylko pliki, które można później pobrać w prosty sposób. Nie brzmi to groźnie aż do momentu, gdy przyjrzymy się temu bliżej. Faktycznie w zatrważającej przewadze są to rozmaitej maści pliki z filmami, muzyką czy programami, które są udostępniane niezgodnie z prawem.
Serwis miał ponad 50 milionów odsłon dziennie i 150 milionów użytkowników. Oczywiście nie była to działalność charytatywna – twórcy Megauploadu opracowali rozbudowany system ściągania opłat od użytkowników, jednocześnie wynagradzając tych najaktywniejszych.
Nic więc dziwnego, że strona od dawna znajdowała się na czarnej liście wytwórni filmowych, muzycznych oraz wszelkich organizacji walczących z piractwem. W czwartek, 19 stycznia, FBI oficjalnie zamknęło serwis. O całej sytuacji poinformował Departament Sprawiedliwości USA. Jak jednak podaje serwis The Next Web, Megaupload może jeszcze powrócić do Sieci, tylko że pod inną nazwą. Prawdopodobnie ma to być Megaupload.bz.
Jednocześnie władze podały informację o aresztowaniu siedmiu osób odpowiedzialnych za tworzenie i utrzymanie serwisu. Są wśród nich Niemcy, Słowak, Estończyk i Holender. Przy okazji na jaw wyszła nieznana dotąd informacja – prezesem Megauploadu był mąż piosenkarki Alicii Keys, raper i producent, Swizz Beatz. Nie został on jednak aresztowany, gdyż uważa się, że pozycja jaką zajmował w firmie, służyła tylko jej uwiarygodnieniu i poprawie wizerunku „megapirata”.
Wśród zarzutów, jakie postawiono aresztowanym znalazły się m.in. takie, które dotyczyły prania brudnych pieniędzy. Jednak bezpośrednim powodem zamknięcia zarejestrowanego w Hong Kongu serwisu, było niedotrzymanie zobowiązań dotyczących walki z nielegalnymi plikami, w tym zamykanie kont osób udostępniających takie materiały oraz usuwanie wskazanych plików.
Wiele serwisów, jak choćby YouTube, zawiera mnóstwo nielegalnych materiałów, jednak od kilku lat przyjęto regułę, w myśl której nie są podejmowane radykalne środki prawne, jeśli serwis czynnie współpracuje z organizacjami odpowiedzialnymi za ochronę praw autorskich. Megaupload najwyraźniej takiej współpracy nie podjął.
Cała sprawa zapewne skończy się głośnym procesem w sądzie. To będzie ważny moment, w którym okaże się, jak daleko władze USA mogą posunąć się w walce z piractwem. Zobaczymy też, czy mimo protestów związanych z próbą wprowadzenia ustawy SOPA i wymiernych efektów tej akcji, związane z nią restrykcyjne przepisy będą wprowadzane w życie tylnymi drzwiami. W obliczu coraz wyraźniejszego protestu wielu dużych korporacji i osobistości (ostatnio wspominaliśmy o zdaniu Marka Zuckerberga na ten temat), a także stopniowego wycofywania się z poparcia dla projektu kongresmenów, oficjalne i huczne wprowadzenie ustawy w życie możemy włożyć już raczej między bajki.