Czy cenzura internetu jest domeną jedynie reżimów totalitarnych i autorytarnych? Na ogół tak nam się wydaje. Okazuje się jednak, że postęp cenzury w demokratycznych rejonach świata jest coraz bardziej zauważalny i niepokojący.
Cenzura jest bardzo szerokim pojęciem. Za cenzurę mogą odpowiadać instytucje państwa stosujące takie metody, jak prawny zakaz publikowania określonych treści i nakładanie kar za jego złamanie lub wpływanie na media, aby nie zajmowały się określonymi tematami lub przedstawiały je w określony sposób. Z drugiej strony cenzura może być budowana przez osoby kontrolujące media. A to w naszych czasach może mieć równie duże znaczenie, jak cenzura państwowa.
Rozwój cenzury w kontekście internetu musi się wiązać z zabieraniem użytkownikom anonimowości. Tylko w ten sposób będzie można cenzurę egzekwować w sposób ostateczny. Oba te zjawiska są widoczne w dzisiejszych czasach. Najczęściej cenzura kojarzy nam się raczej z takimi krajami, jak Chiny, Kuba czy Białoruś. Okazuje się, że teoretycznie demokratyczne państwa tworzą kolejne przepisy będące batem na swoich obywateli lub nawet cenzurują internet bez odpowiednich legislacji. Aby usprawiedliwić swoje działanie, rządy znajdują zawsze dobre preteksty, najczęściej zwalczanie terroryzmu i ochrona dzieci.
Zwolennicy cenzury tłumaczą nam, że jest ona niezbędna dla naszego bezpieczeństwa. Historia dowodzi jednak, że raz stworzona cenzura ma tendencje do rozrastania się pod kontrolą biurokracji, która jest daleka od obiektywności i kontrolowana politycznie. Czy więc biurokracja ma dziś mówić nam, jak mamy żyć czy służyć obywatelom? Pamiętajmy o słowach Beniamina Franklina mówiącego, że osoby oddające wolność za bezpieczeństwo nie zasługują ani na jedno ani na drugie.
Czy mamy więc inne rozwiązanie, niż cenzura wymykająca się spod kontroli w celach politycznych? Oczywiście. Treści, które są zakazane prawnie, powinny być zwalczane środkami, które już w prawie istnieją. Oczywiście internet jest pozbawiony fizycznych granic, więc jedynym sensownym wyjściem może współpraca z innymi państwami. Pamiętajmy, że gdyby państwu naprawdę zależało na dobru dzieci, to raczej stworzyłoby program blokujący niepożądane treści, które każdy rodzic mógłby zainstalować na domowym komputerze. Z własnej woli.
Skandynawia w czołówce cenzury
Około rok temu świat obiegła wiadomość o tym, że Narodowe Biuro Śledcze w Finlandii zachęca dostawców internetu do blokowania szkodliwych dla dzieci stron internetowych. Na liście znalazło się niemal 1700 stron. Czy na liście umieszczono same szkodliwe serwisy? Jak nietrudno się domyślić – nie. Znalazła się na niej nawet strona krytykująca program cenzury oraz witryna serwisu komputerowego. Lista zablokowanych stron wyciekła i jest dostępna w serwisie Wikileaks.com. W celu jej obejrzenia odwiedź adres: http://www.wikileaks.com/wiki/797_domains_on_Finnish_Internet_censorship_list%2C_including_censorship_critic%2C_2008.
Przykład Finlandii pokazuje nam, że pod pretekstem walki z „dziecięcą pornografią” łatwo zacząć kontrolować społeczeństwo i budować system, który w coraz większym stopniu przypomina totalitarny. Zresztą, do zaprowadzania cenzury wcale nie potrzeba specjalnych regulacji. Wystarczy nieoficjalne porozumienie władzy z dostawcami sieci. Taka sytuacja ma miejsce Norwegii i Danii. W pierwszym kraju zablokowano ponad 3500 stron, a w drugim blisko 4000. Tutaj znajdziesz listę stron blokowanych przez Norwegię: http://www.wikileaks.com/wiki/Norwegian_secret_internet_censorship_blacklist%2C_3518_domains%2C_18_Mar_2009. Pod tym adresem możesz się zapoznać z listą stron blokowanych przez Danię: http://www.wikileaks.com/wiki/Denmark:_3863_sites_on_censorship_list%2C_Feb_2008.
Pewnego razu w Australii i Wielkiej Brytanii
Najsłynniejszym przypadkiem cenzurowania internetu w państwach kultury zachodniej jest Australia. Tamtejszy rząd od kilku lat buduje filtr internetowy blokujący dostęp do stron uznawanych za szkodliwe. Historię tą możemy śledzić od dłuższego już czasu. Według najnowszych propozycji legislacyjnych, niektóre strony miały być blokowane całkowicie, a dostępnych do niektórych miał wymagać złożenia pisemnego podania.
Całkiem niedawno okazało się, że strony są umieszczane na liście jedynie na podstawie uznaniowej decyzji urzędników. Listę blokowanych serwisów także możemy znaleźć na Wikileaks.com: http://www.wikileaks.com/wiki/Australian_government_secret_ACMA_internet_censorship_blacklist%2C_6_Aug_2008.
Cenzurą internetu jest także zainteresowana Wielka Brytania. Nie jest to dziwne, jeśli weźmiemy pod uwagę liczbę kamer działających na ulicach tego kraju. Pod koniec ubiegłego roku Andy Burnham, sekretarz w brytyjskim Ministerstwie Kultury, Mediów i Sportu stwierdził, że jest osobiście przekonany o potrzebie cenzurowania internetu i zablokowania dostępu do treści, które nie powinny być dostępne. Oczywiście w słusznym interesie – walki ze zniesławieniami, naruszeniami praw autorskich i dziecięcą pornografią. W wypowiedzi zaproponowano także wprowadzenie oznaczeń kategoryzujących serwisy internetowe.
Cenzura serwisów międzynarodowych
Z uwagi na międzynarodowy charakter internetu, skutecznym sposobem jego cenzurowania jest blokowanie treści w popularnych serwisach, jak Google czy YouTube. Pretekstem jest na ogół ochrona praw autorskich, a korporacje z czasem ulegają naciskom. Wiele nagrań zostało już usuniętych z serwisu wideo, a w wynikach wyszukiwania czasem daje się zauważyć zdanie w rodzaju: „Odpowiadając na zażalenie, które otrzymaliśmy w związku z US Digital Millenium Copyright Act, usunęliśmy 1 rezultat/y/ów wyszukiwania.”
Temat cenzury internetu łączy się ponadto z takimi zagadnieniami, jak paszporty i dowody osobiste z chipami RFID, nadmiernie rozbudowane prawo własności intelektualnej łącznie z patentami na oprogramowanie, zabezpieczenia DRM, retencja danych, czy wykorzystywanie trojanów przez policję niektórych państw (w tym Niemiec) do kontroli komputerów podejrzanych. Biorąc pod uwagę wszystkie te fakty i dążenia rozmaitych grup interesu warto zadać sobie pytanie: dokąd właściwie zmierzamy?