Wikipedia zrewolucjonizowała sposób, w jaki traktujemy informację. Obecnie jej założyciel przygląda się rynkowi wyszukiwania. Oliver Lindberg rozmawia z Jimmym Walesem, jedną z najbardziej barwnych postaci internetu, o nadchodzącej open source’owej wyszukiwarce, o której sile mają decydować ludzie.
Jimmy Wales jest w Australii na spotkaniu
z kilkoma wikipedianami, którzy określają
go mianem \”God King\”. Naturalnie encyklopedia
online jest nadal ważna dla niego,
choć w ubiegłym roku Wales zrezygnował
z przewodniczenia temu projektowi. Obecnie
jego głównym celem jest promowanie projektu
Wikia Search, open source\’owej wyszukiwarki
(http://search.wikia.com).
Kiedy The Times tuż przed świętami Bożego
Narodzenia poinformował, że John Wales,
założyciel Wikipedii, pracuje nad wyszukiwarką,
która ma rywalizować z Google, branża
wyszukiwarek przeżyła pierwszy wstrząs.
Wyszukiwanie, jak utrzymuje Wales, zostało
upośledzone i w wielu przykładach Google
dostarcza \”nic więcej ponad spam i bezużyteczne
bzdury\”. Wales twierdzi, że cały system,
włączając w to algorytmy, trzeba otworzyć
i musi on być przejrzysty, aby stał się
bardziej godny zaufania. Bezstronna społeczność,
taka jak ta skupiona wokół Wikipedii,
mogłaby pomóc w poprawieniu jakości wyszukiwania.
– Nad tą koncepcją wyszukiwania pracuję
już dwa lub trzy lata, traktuję to jako dodatkowy
projekt – wyjaśnia Wales. – Zdałem
sobie sprawę, że czas był właściwy.
Mogłem zebrać pewne fundusze i spotkałem się z dużym
zainteresowaniem ze strony społeczności
open source. Gdy przyjrzałem się projektowi
Lucene (http://lucene.apache.org) oraz Nutch
(http://lucene.apache.org/nutch), które są istniejącymi
projektami open source, zauważyłem,
że przez ostatnie lata okrzepły i zbliżyły
się do bardzo dobrego poziomu. Wydaje się,
że technologia jest już dojrzała. Jeśli tylko zdecydujemy
się to uruchomić, powinniśmy otrzymać
całkiem dobry produkt.
Projekt jest \”totalnie oraz radykalnie nowy\”
i potencjalnie może naruszyć równowagę sił
w internecie.
– Obecnie, jeśli spojrzymy na największe
wyszukiwarki w rodzaju Google czy Yahoo, jakość
wyszukiwania jest zbliżona. Według mnie
to oznacza, że wyszukiwanie stało się towarem.
To coś, co wiele osób może robić. Jeśli
wezmą dostępne za darmo algorytmy, nie muszą
już korzystać z wyszukiwarek. Będą mogli
wyszukiwać gdziekolwiek się znajdują. Dzięki
temu w ręce twórców treści w rodzaju gazet
i magazynów trafi duża władza. Będą w stanie
zaoferować wyszukiwanie dobrej jakości,
przystosowane do ich własnych potrzeb za po-mocą ich oprogramowania. Sądzę, że to zmieni
strukturę władzy w internecie od wyszukiwarek
w stronę dostawców treści.
Władza dla ludzi
To, w jaki sposób Wales zamierza zrewolucjonizować
wyszukiwanie, nie jest do końca jasne.
Mówi, że cały projekt jest jeszcze na wczesnym
etapie rozwoju, i nie wie w jaki sposób
będzie działać system rankingowy, ani też jak
wiele stron zostanie odwiedzonych.
– Trudno jest zmierzyć wielkość internetu
– mówi.
Wraz z potęgowaniem się zjawiska
dynamizowania internetu i coraz większej
obecności w nim ajaksowych aplikacji Web
2.0, idea strony w rozumieniu prostego dokumentu
HTML stała się przestarzała, a kwestia
oceny, ile stron znajduje się w internecie stała
się bardziej złożona. Jedynie część dokumentów
znajdujących się w internecie przedstawia
jakąś wartość. Mnóstwo z tego, co tam
się znajduje, z punktu widzenia wyszukiwania
jest bezwartościowa.
– Naprawdę uważamy, że ludzie będą mogli
tworzyć bardziej inteligentne algorytmy
oraz aplety służące do wyszukiwania.
– Jednym z obszarów, w którym oczekujemy,
że programiści tworzący open source
zrobią dużo dobrego, są skomplikowane serwisy,
i jedyne, co możemy robić, to wydobywać
z nich informacje pod warunkiem dodania
odrobiny ludzkiej inteligencji pomagającej dowiedzieć
się, jak to robić. Następnie powstanie
społeczność podobna do tej w Wikipedii,
która będzie mogła zmieniać algorytmy i angażować
się w działania związane z rankingiem,
ocenianiem oraz sortowaniem URL-i pod
względem ich jakości i odpowiedniości.
Z drugiej strony, spamerzy są niebezpieczni
dla każdego otwartego projektu, choć Jimmy
Wales jest przekonany, że kolejna armia wolontariuszy
zrobi wielką robotę w prawdziwie
wikipediowym stylu. Główny zespół uformował
się już w Polsce, a programiści z całego
świata deklarują chęć współpracy.
– Ludzie zasadniczo są dobrzy – mówi. –
To bardzo ważna lekcja. Społeczności trzeba
przekazać pełną kontrolę nad edycją wraz ze
wszystkimi narzędziami, które pozwalają trzymać
z daleka tych nieprzychylnych.
Gdy pierwsza wersja Wikia Search została
opublikowana, okazało się, że nie będzie udaną
wyszukiwarką. Wales przyznaje, że \”prawdopodobnie
będzie do niczego\”, ale jego motto brzmi:
\”publikuj wcześnie, publikuj często\”. Początkowo
w Wikipedii także nie było dużo treści i Wales
nie oczekuje pełnej funkcjonalności wyszukiwarki
po kilku latach. Twierdzi, że chce, by w fazie
eksperymentów dawała mu dużo radości.
Radość jest ważna dla Jimmiego Walesa,
jednak nie jest ważniejsza od wyższych celów
oraz jego ideału: \”uczynienia internetu powszechnego
demokratycznego medium, charakteryzującego
się otwartością, przejrzystością
i darmowymi licencjami\”.
I choć często gra skromnego geeka, który
mieszka w parterowym domu, lata klasą ekonomiczną
i jeździ marką Hyundai, nie brakuje
mu pieniędzy. Zarobił wystarczająco dużo, gdy
handlował opcjami w 1990, by wieść wygodne
życie. W rzeczywistości, gdy zapytaliśmy
czy nie ma zamiaru zarobić na Wikipedii, roześmiał
się i powiedział:
– Zrobiłem coś dużo lepszego, więc zbytnio
się tym nie przejmuję.
Zyskowne przedsięwzięcie
Podczas gdy Wikipedia jest częścią Wikimedia
Foundation, organizacji nie nastawionej
na zysk, Wikia Search jest przedsięwzięciem
komercyjnej firmy Walesa – Wikia. Od czasu
jej uruchomienia w 2004 roku (pod nazwą
Wikicities), odnotowuje stabilny, choć wolny wzrost. Na Wikię składa się cały wachlarz społeczności
Wiki. Obecnie liczy pół miliona artykułów
w 45 językach (z czego 48 tys. dotyczy
sagi Gwiezdne Wojny z Wookipedii). Efektem
jej działania jest 2,5 miliona odwiedzin
dziennie, a w ubiegłym roku zyskała 4 miliony
dolarów wyłożone przez prywatnych użytkowników
oraz kolejne 10 milionów z Amazona.
Wales współpracuje też z doświadczonymi
ludźmi. Gil Penchina, dyrektor Wikii, prowadził
interesy eBaya w Europie, a Jeremie Miller,
twórca opensource\’owego komunikatora Jabber,
został szefem ds. technicznych projektu
wyszukiwarki. Nie można też nie wspomnieć
o ambitnych planach współpracy z niektórymi
rywalami Google\’a, a dochody wyszukiwarki,
tak jak pozostałych serwisów w Wikii, mają
pochodzić z reklamy.
– Jednym z bardzo dobrych posunięć, które
zrobił Google, jest oddzielenie na stronie treści
od reklam – mówi Wales. – To coś, czego
wcześniejsze wyszukiwarki nie robiły. Google
pokazało nam drogę na tyle, na ile dotyczy to
modelu biznesowego w wyszukiwaniu.
Dlatego ruch na Wikii może wkrótce przynieść
fortunę. Wydaje się, że samo Google nie
przysparza mu wielu zmartwień.
Firma odpowiedziała na jego plany, podkreślając swoją
wiodącą pozycję na rynku wyszukiwania,
i twierdząc, że im więcej metod wyszukiwania
potrzebnych informacji będą mieć do dyspozycji
użytkownicy, tym lepiej. Czy Google ma
rację zachowując spokój czy też nie docenia
Walesa, dowiemy się za kilka lat. To będzie
interesująca bezpośrednia rywalizacja.