Od czasu dużej akwizycji dokonanej przez CBS było o nich stosunkowo cicho, ale nie oznacza to, że niczym się nie zajmowali. Z Martinem Stikselem, współzałożycielem Last.fm, rozmawia Oliver Lindberg.
To największa historia od pucybuta do milionera internetowego startupu, jaki kiedykolwiek pojawił się w Zjednoczonym Królestwie. Last.fm, które wystartowało tuż po pęknięciu bańki internetowej, przeszło długą i wyboistą drogę, ale w maju 2007 roku firma, mająca siedzibę w Londynie, wreszcie dopięła swego, gdy amerykański gigant rozrywki CBS przejął ją za 280 milionów dolarów. Nikt wcześniej nie dał takich pieniędzy za europejski serwis Web 2.0.
Last.fm już od pewnego czasu znajdowała się w kręgu zainteresowań kilku firm. Toteż sama sprzedaż nie była zaskoczeniem – był nim fakt, że Last.fm nabyło CBS. Wiele osób z branży przepowiadało, że kupcem zostanie Viacom, za wymienianą w plotkach kwotę 450 milionów dolarów. Współzałożyciel Martin Stiksel mówi, że umowa z amerykańskim gigantem mediowym ma sens.
– CBS jako firma starych mediów zdała sobie sprawę, że musi lepiej zrozumieć swoich odbiorców – mówi. – Musi mieć kontakt z odbiorcami, by wiedzieć, co chcą właśnie oglądać i czego słuchać. Nie było lepszego miejsca niż Last.fm, gdyż o ulubionej muzyce naszych słuchaczy wiemy wszystko. Byliśmy idealnym partnerem.
Zdaniem branżowych analityków CBS było zainteresowane unikatową technologią Last.fm – scrobblingiem, która umożliwia rejestrowanie i analizę szczegółów preferencji użytkowników, jednak Martin twierdzi, że nie jest ona jeszcze uwzględniona w planach.
– Tak naprawdę nie rozmawialiśmy o tym. Scrobbling jest używany w Last.fm i 45 różnych odtwarzaczach mediów. Trwają także próby nad integracją stosowanego w Last.fm scrobblingu w niektórych urządzeniach, ale odbywa się to tylko w ramach projektów Last.fm.
Trzej założyciele Last.fm: Martin Stiksel, Felix Miller i Richard Jones kontynuują niezależne prowadzenie firmy. Mają pod kontrolą projektowanie produktów i strategię, i troszczą się o firmę dzień po dniu bez wtrącania się CBS.
– Teraz jesteśmy bardziej poważnym partnerem dla wielu firm. Gdy jesteś startupem, czasem wynika z tego problem, bowiem nie wiadomo, czy będziesz na rynku wystarczająco długo i kto zdecyduje się na kupno twojej firmy lub jaka jest długoterminowa strategia firmy. Teraz wszystko to jest już historią. Jesteśmy traktowani jako poważniejszy gracz na muzycznej scenie online.
Ciesząc się wolnością
Co oczywiste, dysponowanie wydatnie większym budżetem także jest pomocne. – Przed przejęciem musieliśmy oszczędzać – wspomina Martin. – Skupialiśmy się na tym, by pieniądze były pod koniec miesiąca, by można było wszystkim zapłacić. Zatrudnialiśmy około 45 osób i to była dosyć duża odpowiedzialność. Teraz możemy się cofnąć i odkurzyć pełne pomysłów tablice, które gromadziliśmy przez te parę lat i myśleliśmy, że nigdy nie będziemy w stanie ich zrealizować.
Jedną z funkcji, którą założyciele byli w stanie zrealizować już po przejęciu, było dodanie wideo z muzyką. Już w 2003 roku zarejestrowali domenę last.tv, jednak nie dysponowali czasem i gotówką, koniecznymi przy niezbędnym w takich sytuacjach partnerstwie.
Muzyczne wideo było dla nas bardzo ważne, gdyż to jeden z ostatnich brakujących elementów naszej oferty. Last.fm zawsze szczyciła się tym, że jest ostateczną muzyczną platformą, jakiej kiedykolwiek potrzebowaliśmy. Można tu słuchać muzyki, czytać o niej, oglądać zdjęcia, dowiadywać się mnóstwa dodatkowych informacji o artystach, wyszukiwać wydarzenia i bezpłatne pliki do pobrania, kupować muzykę i bilety. Przedtem, żeby to wszystko zrobić, trzeba było odwiedzić 10 lub 15 różnych serwisów.
Last.fm oferuje te wszystkie funkcje w jednej platformie. Obecnie artyści i firmy fonograficzne każdego dnia wgrywają wideo z muzyką, a partnerstwo z YouTube pomogło nam uzyskać dostęp do mnóstwa wideo z muzyką za jednym zamachem. Okazało się, że przesyłanie strumieniowe powiązane z naszymi muzycznymi preferencjami działa dobrze w przypadku audio, ale także sprawdza się w przypadku wideo, toteż chcemy w najbliższej przyszłości to rozwijać. Obecnie pracujemy nad czymś, co jest trochę jak nasza własna, spersonalizowana MTV.
Dzisiaj serwis Last.fm (http://last.fm) jest dostępny w 12 językach i korzysta z niego ponad 20 milionów użytkowników w ponad 200 krajach. Stiksel mówi, że zagraniczne rynki rosną bardzo szybko, a firma odkrywa chińską i rosyjską muzykę. Ostatniego lata Last.fm zawarło umowę z Sony BMG, poprzedziło ją porozumienie z Warnerem i EMI. Ale nie zawsze sprawy układały się tak dobrze.
Jak przetrwać upadek dotcomów
Uruchomienie Last.fm w 2002 roku nie mogło przypaść na gorszy moment. Martin Stiksel i Felix Miller, pochodzący z Austrii i Niemiec, mieszkali w Londynie, prowadząc wytwórnię fonograficzną online, ale niewiele wiedzieli o branży internetowej.
– Miller i ja pracowaliśmy w branży muzycznej. Mieliśmy pojęcie o bańce internetowej, gdyż mieszkaliśmy we wschodnim Londynie i widzieliśmy ludzi biegających z laptopami, którzy w kawiarniach dobijali się do inwestorów, ale prawdę mówiąc nie wiedzieliśmy zbyt dobrze, co się stało.
Richard Jones zanim zajął się Last.fm, zintegrował projekt Audioscrobbler, który był jeszcze jedną stacją radiową online i zarazem serwisem skupiającym społeczność. Użytkownicy nadal musieli oceniać piosenki w celu zdefiniowania swoich muzycznych profili, ale technologia scrobblingu dała Last.fm swoistego \”kopa\”.
– Sądziliśmy, że Last.fm to po prostu wspaniały pomysł i musi wzbudzać duże zainteresowanie u inwestorów i sponsorów. Ale szybko okazało się, że nie tylko pękła internetowa bańka, ale też ludzie na dźwięk słowa MP3 po prostu uciekali.
Były dni, gdy Last.fm był bliski bankructwa.
– Nasz początkowy budżet wynosił zero – mówi Stiksel. – Przerobiliśmy sypialnię Millera na biuro. Nasi pierwsi programiści spali na tarasie, a ich jedynym wynagrodzeniem było jedzenie. Ale ludziom spodobał się nasz pomysł. Nasz entuzjazm, entuzjazm naszych pierwszych pracowników i odbiór przez firmy fonograficzne oraz muzyków, z którymi współpracowaliśmy umożliwiły nam przebrnięcie przez ten etap, dopóki w tunelu nie pokazało się światełko. Przetrwaliśmy jako zespół. Gdybym miał to wszystko robić sam, na pewno dałbym rady.
Budowanie dobrej woli
Last.fm rozrastało się dysponując minimalnym budżetem, toteż zespół szybko nauczył się, jak skalować serwis bez wydawania na ten cel dużych pieniędzy. Miller i Stiksel, którzy zazwyczaj pracowali jako dziennikarze muzyczni, także upewnili się, że mają odpowiednie kontakty.
– Nie rozwijaliśmy się, jak wiele innych firm, które odniosły sukces i których nie obchodziły prawa autorskie. Ludzie zobaczyli, że naprawdę traktujemy to poważnie. I to okazało się dobrym punktem startowym, gdy przystąpiliśmy do negocjacji.
W 2006 roku pieniądze wróciły i Last.fm otrzymał pierwszą transzę funduszy venture capital. Last.fm zaczęło intensywnie inwestować w rozwój produktów, zwłaszcza gdy zorientowało się, że kilka firm z USA zaczęło kopiować ich pomysł. Jednak siedziba firmy pozostała w Londynie.
– Spotkaliśmy się w Londynie – wyjaśnia Stiksel. – Tutaj założyliśmy firmę i to Londyn był najlepszym miejscem dla muzyki. Kropka. Niektórzy inwestorzy chcieli, byśmy przenieśli się do Krzemowej Doliny, ale nadal tkwiliśmy w muzycznym biznesie, przynajmniej jedną nogą poprzez nasz projekt, toteż Londyn był naturalnym wyborem.
Założyciele Last.fm przejdą na emeryturę lub założą nową firmę, ale dla Martina Stiksela taka możliwość nie wchodzi w grę. Podobnie jak Zennstrom i Friis ze Skype\’a są \”skazani na bycie przedsiębiorcami\”, nie zaś poważnymi przedsiębiorcami, jak przyznali ostatnio. Ich serca należą do muzyki i nadal jest dużo spraw do załatwienia związanych z misją Last.fm.