Technologia pędzi do przodu. Prawie. W przypadku słuchawek za jedyne ważne wydarzenie w ostatnim czasie można uznawać pojawienie się na rynku zestawów bezprzewodowych, które nie zdobyły na razie ogromnej popularności. Skoro więc tak trudno jest zdobyć klienta rozwiązaniami technicznymi, może spróbować uwieść go designem? Taki cel postawiła sobie firma Skullcandy.
Już na pierwszy rzut oka widać, że Skullcandy prezentuje zupełnie inne spojrzenie na słuchawki. Ciekawe wizualnie, przykuwają uwagę w sklepach i na aukcjach internetowych. Klienci decydują się na ich zakup, nie wiedząc jednak, że każdy ich typ przeznaczony jest dla bardzo wąskiego grona odbiorców. Dla jakiego?
Naszym zdaniem:
Skullcandy? A co to jest? Znana głównie w Stanach Zjednoczonych firma zajmująca się między innymi produkcją słuchawek, coraz śmielej poczyna sobie w Polsce. Jej produkty zaciekawiają kolejnych klientów, którzy jednak czują się nieco zagubieni, nie wiedząc za wiele o ich możliwościach. Prawda jest taka, że większość osób, które już zainteresowały się designem Skullcandy, prawdopodobnie są odbiorcami produktów firmy. Jedyne pytanie jakie pozostaje to: jaki model wybrać? Wbrew pozorom nie jest to łatwy wybór, ponieważ poszczególne modele bardzo różnią się od siebie.
Skullcandy Lowrider
Jako pierwsze weźmiemy na warsztat słuchawki Lowrider. Zestawy te cieszą się największą popularnością wśród kupujących, głównie dlatego, że są jednym z najtańszych modeli nausznych (poza Recruitami). Nadal jednak kosztują dużo, bo w okolicach 180 zł. To, co zachęca, to bardzo szeroka gama wersji designerskich Lowridera.
Faktycznie, gdy już otwieramy pudełko ze słuchawkami, okazuje się, że są bardzo ładne, „jak z obrazka”. Praktycznie każdy będzie zadowolony z ich wyglądu. Może przecież wybrać wersję biało-różową a’la Doda, a może skusić się na edycję o wiele mówiącej podnazwie: Metallica.
Słuchawki są ekstremalnie lekkie. Jednocześnie sprawiają wrażenie kruchych, mimo że użyty plastik jest wzmacniany metalowymi nitami. Gdy się je zakłada, praktycznie nie czuje się ich na głowie. Gdy się je zdejmuje, uwagę zwraca fakt składanego pałąka, dzięki któremu słuchawki można złożyć w kulkę.
Po ich założeniu okazuje się jednak, że komora słuchawek jest bardzo niewielka, przeznaczona głównie dla kobiet o niewielkich uszach, najpewniej nastolatek. Jakość dźwięku nie zadowoli audiofilów. Muzyka gra absolutnie czysto, ale wielbiciele basów będą zawiedzeni. Najwyraźniejsze są tu soprany. Słuchając więc muzyki rockowej czy punkowej (ulubione gatunki amerykańskich deskorolkarzy, którzy wypromowali markę Skullcandy) nie ma się żadnych problemów. Sięgając po muzykę elektroniczną można już kręcić nosem.
Generalnie jest to więc zestaw dla osób mało wymagających pod względem detali dźwięku i konstrukcji. Nadrabia za to wyglądem, którego nie można absolutnie pomylić z żadną inną firmą. Bogata ilość opcji, wzbogacona dodatkowo okolicznościowymi wariantami modeli tworzy serię za którą głównie młodzi użytkownicy mogą szaleć tak bardzo, jak kilka lat temu za pierwszymi w Polsce iPodami.
Specyfikacja:
Pasmo przenoszenia: 100 – 18 000 Hz
Impedancja: 32 Ohm
Długość przewodu: 1,2 m OFC
Wtyk: pozłacany 3,5 mm jack
Cena ok. 180 zł
Strona WWW: http://www.arkas.pl
Skullcandy Skullcrusher
Drugi model jaki przyszło mi przetestować to Skullcrusher. Ponownie mamy do czynienia z bardzo lekką konstrukcją, ale tym razem dużo lepszą pod względem wytrzymałości. Także i te słuchawki mają składaną konstrukcję. Chociaż po złożeniu jest to zestaw większy niż w przypadku Lowriderów, nadal jego przenoszenie jest niesamowicie wygodne.
Gdy zakłada się je na uszy, okazuje się, że leżą naprawdę idealnie. Są lekkie, a jednocześnie pewnie układają się na głowie. Jedynie przy złożeniu wokół szyi leżą dość niepewnie, obejmując ją w niewielkim stopniu.
A co z samym dźwiękiem? Tutaj dominują basy. Muszę stwierdzić, że w swoim obszarze cenowym (około 250 zł) są to najlepsze na rynku słuchawki w tej kategorii, dodatkowo świetnie odszumiające muzykę. Najwyższe noty zbiera ode mnie bas w obrębie do 50 Hz. Od 50 do 200 jest już nieco gorzej, ale pamiętajmy, że nie jest to sprzęt dla profesjonalistów, więc i tak nie ma co narzekać.
Jedną z głównych cech Skullcrushera jest dodany subwoofer. Na kablu znajduje się pilot sterowania do niego. Pozwala on na włączenie opcji i odpowiednią regulację natężenia po włożeniu pojedynczej baterii AA. Ciekawa funkcja, aczkolwiek używałem jej tylko w określonych gatunkach muzycznych, gdyż przy zbyt szybkim tempie nadawania dźwięków wyraźne są opóźnienia w działaniu subwoofera.
Praktycznie do każdego typu utworów trzeba oddzielnie skonfigurować equalizer, jednak gdy się to zrobi, dźwięk jest naprawdę niewiarygodnie dobry i zasługuje na najwyższe uznanie. Izolowanie dźwięku również zasługuje na pochwały.
Skullcrushery wydają się być najbardziej optymalną opcją dla osoby, która chce się zdecydować na któryś z zestawów Skullcandy, co oczywiście nie zmienia faktu, że trzeba wziąć pod uwagę plusy i minusy każdego z rozwiązań. W przypadku tego modelu najważniejsza jest wygoda, jakość dźwięku i oczywiście design, który spodoba się każdemu kto lubi spersonalizowane słuchawki. Wśród minusów zdecydowanie dominuje konieczność odpowiedniej konfiguracji zestawu z poziomu odtwarzacza muzycznego.
Specyfikacja:
Pasmo przenoszenia: 20 – 20 000 Hz
Impedancja: 32 Ohm
Długość przewodu: 1,5 m OFC
Wtyk: pozłacany 3,5 mm jack
Cena ok. 250 zł
Strona WWW: http://www.arkas.pl
Skullcandy Hesh
Jako ostatnie do testowania wybrałem Heshe (w cenie około 290 zł). Zrywają one z konstrukcją dwóch pierwszych modeli, które miały składane pałąki. Tutaj możliwa jest jedynie regulacja dopasowania do głowy. Mimo wyglądającej na bardziej masywną konstrukcji, waga nadal nie jest znacząca. Dodatkowym elementem jest bardzo małych rozmiarów pilot do regulowania głośności dźwięku. Komory słuchawek nie zakrywają całkowicie większych uszu, ale leżą całkiem dobrze. Jedynie po pewnym czasie męczą, a głowa prosi się o kilka minut odpoczynku.
W naszej redakcji znalazło się kilka osób, które przymierzały Heshe i wzbudzały one skrajne poglądy: były albo zachwyty albo jęki zawodu. To jeden z powodów, dla których warto je przymierzyć przed zakupem.
Jakość dźwięku jest bardzo solidna. Basy brzmią miażdżąco, izolacja dźwięków z otoczenia stoi na wysokim poziomie. Pięknie brzmią instrumenty perkusyjne, gitary układają się w przyjemnie rozłożone warstwy. Niskie częstotliwości, które są często problemem w słuchawkach, tutaj prezentują się bardzo dobrze. Jednocześnie, gdy podłączyłem słuchawki do notebooka o słabym głośniczku mono oraz skierowałem źródło dźwięku na zewnątrz, okazało się, że Heshe odtwarzały dźwięk dużo lepiej, głośniej i wyraźniej niż głośnik.
Wygląd? Tradycyjnie rewelacyjny. Model daje więc wysoki poziom przyjemności ze słuchania muzyki. Jednak niektórym osobom słuchawki mogą wydać się zbyt niewygodne, zwłaszcza w porównaniu ze Skullcrusherami. Trzeba też pamiętać o braku składanego pałąka obecnego w w/w modelu, jak i Lowriderze.
Specyfikacja:
Pasmo przenoszenia: 100 – 18,000 Hz
Impedancja: 32 Ohm
Długość przewodu: 1,2 m OFC
Wtyk: pozłacany 3,5 mm jack
Cena ok. 290 zł
Strona WWW: http://www.arkas.pl
Co wybrać?
Trzy typy słuchawek Skullcandy, które testowaliśmy, prezentowały się w bardzo zróżnicowany sposób. Trzeba również zaznaczyć, że to tylko mały wycinek oferty producenta. Istnieją jeszcze inne modele, nie tylko nauszne. Znajdzie się coś dla osób z mniej zasobnymi portfelami (Recruit), pragnącymi bezprzewodowości (Double Agent) czy z zacięciem DJ-skim (G.I., Ti, SK Pro). Firma produkuje słuchawki z wbudowanymi odtwarzaczami MP3, otwieraczami do butelek czy mikrofonami. Stara się zachować wysoki poziom odtwarzanego dźwięku (jednak nie dla audiofilów!), jednocześnie trzymając się zasady, że design ma iść parę kroków przed każdym innym aspektem słuchawek.
Są to więc produkty bardzo specyficzne. Za indywidualizm trzeba sporo zapłacić, choć nie wydaje mi się by można było powiedzieć, że się przepłaca. Zwłaszcza w porównaniu z takimi produktami jak dzieła firmy Apple, które w moim mniemaniu są o wiele bardziej przeceniane. Należy jeszcze do tego wszystkiego dodać, że słuchawki po złożeniu można schować w specjalnym, dodawanym do zestawu, ładnym woreczku-pokrowcu.
Każdy model objęty jest roczną gwarancją realizowaną w sklepie i – uwaga – dożywotnią gwarancją producenta. Tak, po zarejestrowaniu swoich słuchawek na stronie internetowej Skullcandy, możemy według danych zawartych w instrukcji poskarżyć się na to, że np. nasze Skullcrushery ucierpiały w czasie gdy jeździliśmy na desce lub gdy uderzyła nas nimi dziewczyna/chłopak, bo jak czytamy: „tworzyliśmy je do przeróżnych zastosowań, również takich”. Trzeba jednak pamiętać, że w takim przypadku, słuchawki należy odesłać do USA, krainy z której przywędrował do nas ten wynalazek.