Pojawił się nowy sposób na zarabianie przez Internet! Serwisy zachęcają nas do publikowania na swoich stronach w zamian za część zysków z reklam. Czy to się opłaca?
Nowy pomysł na zarabianie ma polegać na publikacji własnych tekstów na przygotowanych do tego stronach dysponujących zaufaną domeną i dużą liczbą backlinków. Dzięki temu nasze artykuły mają od razu trafiać na wysokie pozycje w Google i ściągać ruch na stronę. Część internautów podczas odwiedzin zobaczy reklamy AdSense z naszym kodem, a część – z kodem właściciela serwisu. Ta sama zasada dotyczy linków partnerskich.
W sieci możemy natknąć się na artykuły osób, które uważają, że jeden artykuł dodany do takiej strony trafia na tak wysokie pozycje, że daje nawet kilkadziesiąt dolarów miesięcznego przychodu. Czy to faktycznie możliwe? A jeśli tak, to czy nie można osiągnąć tego samego na własnej stronie?
Czy zaufanie jest takie ważne?
Idea opiera się o założenie, że łatwiej wypozycjonować artykuł z zaufanej witryny niż z nowej. Rzeczywiście tak jest: najważniejszym czynnikiem odpowiadającym za pozycję jet wskaźnik zaufania do domeny (tzw. TrustRank). Dopiero za nim znajduje się ilość linków i ich teksty oraz użycie słów kluczowych na stronie, jak wynika z badań przeprowadzonych przez SEOmoz (http://www.seomoz.org/article/search-ranking-factors). W przypadku stron takich jak hubpages.com, zaufanie to budowane jest przez jej użytkowników. Część z nich linkuje swoje artykuły z własnych, zewnętrznych stron, aby trafiły na wyższe pozycje w Google. Automatycznie rośnie więc liczba stron linkujących do serwisu i jego znaczenie.
Jednak waga zaufania do domeny, mimo że najważniejsza, wyceniana jest tylko na 24% wszystkich czynników. Ponadto po kilku miesiącach świeża domena zdobędzie już pewne zaufanie, więc dystans ten będzie się zmniejszał. Prawdą jest więc, że tysiące użytkowników pracują nad zaufaniem do domeny, ale nie powinniśmy przeceniać tego wskaźnika. Po kilku miesiącach różnica w wycenie będzie coraz mniejsza, wraz z szybkim wzrostem świeżej strony i powolnym zaufanej. Dzieje się tak, gdyż zaufanie rośnie w sposób nieliniowy. Należy więc przyjąć, że w dłuższej perspektywie wycena artykułów na własnej stronie będzie gorsza o kilka – kilkanaście procent.
Za co oddajesz zysk?
Tymczasem układ panujący w hubpages.com to 60% zysku z reklam dla autora i 40% dla serwisu. To cena, którą zapłacimy nie tylko za potencjał domeny. W zamian za 40% udziału w zyskach nie musimy martwić się o utrzymanie serwera, domenę, aktualizację skryptu utrzymującego stronę itp. Jednak również tej wygody nie należy przeceniać. Koszt domeny za pierwszy rok to około 20 złotych (przedłużenie 50-100 zł), a zamiast CMS-a i serwera możemy wykorzystać jedną z darmowych {link_wew 5736,}platform blogowych{/link_wew} takich jak Tumblr, Blogger czy Jogger (wymaga aktywacji SMS-em za 3,69 złotego). Ich administratorzy zadbają o sprawy techniczne, a obsługa systemów nie odbiega poziomem trudności od dodania wpisu do hubpages.com.
Co w Polsce?
Wyraźnie widać, że w Polsce odpowiednikiem hubpages.com chciałby stać się serwis zaradni.pl. Serwis oferuje rozliczenie na zasadzie 50% przychodów dla piszącego, 49% dla serwisu i 1% na cele charytatywne. W chwili pisania artykułu obowiązywała promocyjna, stała stawka 10 zł za 1000 unikalnych użytkowników, którzy przeczytają artykuł. W przeciwieństwie do hubpages.com nie trzeba dodawać własnego kodu AdSense. Eystarczy się zarejestrować i skorzystać z wewnętrznych statystyk serwisu.
Niestety zaradni.pl ma wadę, która dla większości osób dyskwalifikuje ten serwis – maksymalny miesięczny próg wypłat to według regulaminu tylko164 złote! Tle zarobimy na przykład na artykule, który przyciągnie 16400 unikalnych użytkowników. Kwestię czy jest to duża, czy mała kwota zostawiamy do rozpatrzenia czytelnikowi. Również sprawa zaufania do domeny jest dyskusyjna – serwis ma dwa lata, a kieruje do niego tylko nieco ponad 3000 linków (stan na dzień 19.01.2010 wg Yahoo!).
Co z szablonem i układem reklam?
Jedyny problem to wybór skórki i {link_wew 5894}rozmieszczenie reklam na własnej stronie{/link_wew}, ale… dlaczego nie wybrać takiego samego układu jaki jest na hubpages.com czy zaradni.pl? Na obydwu stronach układ reklam jest bardzo podobny, więc możemy założyć, że cechuje go wysoka skuteczność przy tego typu treściach.
W trakcie działania strony będziemy mogli testować nowe układy i wprowadzać własne poprawki., a także zyskamy pełną dowolność przy wyborze formatów reklamowych. Również strukturę serwisu możemy zaprojektować podobny sposób, co pozwoli na {link_wew 6518}optymalizację witryny{/link_wew} już na etapie budowy. Należy więc poważnie zastanowić się, czy rzeczywiście opłaca się oddawać 40% zysku w zamian za dostęp do systemu oferującego w zasadzie wyłącznie zaufana domenę. A może serwis daje jakąś, początkowo niezauważalną wartość dodaną?
Testujemy hubpages.com w praktyce!
Aby sprawdzić jak teoria wygląda w praktyce, napisaliśmy 5 artykułów dotyczących serwerów i umieściliśmy je w promowanym na stronie głównej hubpages.com dziale Technologia. Do każdego z artykułów wybraliśmy pięć mało konkurencyjnych fraz wyszukiwanych według Google Analytics po 500-2000 razy w miesiącu każda. Łącznie frazy te miały być wyszukiwane około 30000 razy w miesiącu. Dodaliśmy linki z mocnych, szybko indeksowanych, zewnętrznych stron. Utworzyliśmy nowe konto AdSense specjalnie do obsługi tych artykułów.
Odczekaliśmy dwa tygodnie aby Google zaindeksowało wszystkie linki i lepiej przyporządkowało treść reklam. Po kolejnym tygodniu, kiedy dzienna liczba odwiedzin była już stała, sprawdziliśmy ile udało nam się zarobić.
Jak widać, efekty nie są zachwycające. Po tygodniu nie zarobiliśmy nawet dolara! Jeden artykuł zarabia średnio dziennie tylko nieco ponad jednego centa. Przyjmując, że na jeden tekst poświęciliśmy średnio 45 minut możemy policzyć po jakim czasie zarobimy 7,5 złotego (ok. 2,5 dolara). To odpowiednik pracy za 10 złotych za godzinę, np. roznoszenia ulotek. Z prostych obliczeń wynika, że pisanie tekstów będzie bardziej opłacalne niż ulotki dopiero po 8 miesiącach.
Mit obalony: na hubpages.com trudno zarobić
Trzeba przy tym wziąć pod uwagę, że pozyskane linki pozycjonujące nie są darmowe – wymagają dostępu do strony pozycjonującej. Ich pozyskanie to kolejne koszta (co najmniej czasowe, jeśli już jesteśmy właścicielami odpowiedniej witryny). Ponadto nie potrafimy przewidzieć jak zmienia się pozycje w Google za 8 miesięcy. Może okazać się, że wypadną z indeksu szybciej albo będzie trzeba poświęcić im dodatkową pracę. Ponadto nie otrzymamy pieniędzy od razu, ale z dużym opóźnieniem. Jednym słowem, jest tyle miejsc, w których coś może pójść nie tak, że można założyć, że zyski pojawia się po roku. Bardziej opłacalne jest nawet roznoszenie ulotek.
Dlaczego słaba treść na dobrej stronie nie zarabia?
10 złotych za tysiąc unikalnych użytkowników, które dostaniemy w zaradni.pl czy kilkanaście eurocentów z hubpages.com to wyjątkowo niska kwota. Trzeba jednak brać pod uwagę fakt, że treści znajdujące się na tych stronach są równie niskiej jakości co zarobki z nich osiągane. Mamy więc układ, w którym autorzy piszą „na ilość”, byle by teksty odpowiadały frazom często wyszukiwanym w Google. W większości przypadków nie zagłębiają się w temat i tworzą kolejne mutacje znalezionych w sieci porad.
Takie teksty nie mają dużej wartości dodanej. Trudno więc oczekiwać, aby ktoś zapłacił rozsądną stawkę za znajdujące się przy nich reklamy. Aby reklamodawca zapłacił nam np. 1000 złotych za reklamę, musimy wygenerować ruch, który ma szanse zapewnić mu zyski na tym poziomie. Tymczasem reklama systemów informatycznych Comarchu przy przepisie na włoskie spaghetti ze świeżymi pomidorami i groszkiem z puszki ma małe szanse na jakikolwiek odzew. Z tego powodu zaradni.pl oferuje tak małe stawki, a kwoty za kliknięcie w hubpages.com wynoszą kilka centów przy potencjalnie bardziej wartościowej branży.
Jednak własna strona?
Podsumowując, odstąpienie kilkudziesięciu procent zysku z reklam za samo udostępnienie platformy blogowej z wbudowanymi statystykami i zaufaną domeną to dość wysoka marża. W przypadku artykułów, które faktycznie zarabiają kilkadziesiąt dolarów miesięcznie (czego nam nie udało się osiągnąć) tańszym wyjściem będzie kupno własnego serwera i domeny w firmie oferującej administrowanie WordPressem czy innym CMS-em. Z kolei osoby zarabiające drobne kwoty mogą skorzystać z innych platform, które zapewnią im większą swobodę działania, a ponadto nie będą narzucały minimalnych kwot wypłaty. W dodatku jeśli chcemy regularnie publikować, to po kilku miesiącach Google zaufa naszej domenie. Jednak te witryny cały czas działają, więc prawdopodobnie są dochodowe. Wniosek jest więc prosty: strony z dzieleniem dochodu muszą opłacać się głównie ich właścicielom.