Gdy mowa o historii komputerów, od razu przychodzą na myśl takie nazwiska, jak założyciel Microsoftu Bill Gates czy Steve Jobs z Apple. Ale długo przed nimi działali ludzie, bez których nie byłoby internetu.
Wyobraźmy sobie internet bez wyszukiwarki
Google, kanałów RSS i sieci
P2P. Brzmi nieprawdopodobnie.
Tymczasem jeszcze na początku 1999 roku dla
przeciętnego internauty były to nic nieznaczące
skróty. Gdyby cofnąć się o kolejnych kilka
lat, nie zobaczymy stron WWW, które pojawiły
się dopiero w 1991 roku. Wówczas dostępna
była tylko poczta elektroniczna, grupy
dyskusyjne czy serwery FTP, a także ówczesna
nowość, czyli kanały IRC.
Wszystko to, z czego korzystamy obecnie,
trzeba było dopiero wymyślić. Dawało
to ogromne pole do popisu pierwszym użytkownikom
internetu, głównie studentom i pracownikom
naukowym. Łatwo było o nowe pomysły,
a te często okazywały się rewolucyjne,
tak jak to było na przykład z siecią WWW.
Z czasem niekomercyjne projekty przekształciły
się w pierwsze firmy internetowe.
Ich działalności zawdzięczamy, na przykład,
rozwój nowoczesnych przeglądarek internetowych.
Lecz nawet po latach zdarzało się, że
ktoś przypadkiem wpadał na genialny w swej
prostocie pomysł, który natychmiast powielali
pozostali internauci. W ten sposób popularność
zdobyły blogi oraz podcasty.
Zanim jednak do tego przejdziemy, warto
przypomnieć o początkach internetu. Historia
globalnej sieci liczy sobie bowiem kilkadziesiąt
lat.
Drewniana myszka i zakupy online
Powstanie internetu zawdzięczamy projektowi
sieci naukowej ARPANET. Jego realizacją kierowała
agencja rządowa ARPA, założona w 1958
roku w reakcji na wystrzelenie przez ZSRR
pierwszego sztucznego satelity Ziemi – Sputnika.
Zadaniem agencji była głównie współpraca
z uczelniami wyższymi oraz finansowanie
badań naukowych mogących mieć znaczenie
dla obronności kraju. Przez lata agencja
zajmowała się nadzorem projektów związanych
z technologią nuklearną, radarami i pociskami
balistycznymi. Jednak z początkiem lat 60. wszystkie największe badania przeniesiono
do innych agencji (m.in. do NASA). ARPA
miała od tej pory zajmować się rozwojem niewielkich,
innowacyjnych projektów.
W tym samym czasie jednym z biur agencji
kierował J.C.R. Licklider, znany wówczas
naukowiec i prekursor cybernetyki. Licklider
współpracował wcześniej przy tworzeniu wojskowej
sieci SAGE, z której obrona powietrzna
USA korzystała do lat 80.
To właśnie on w 1962 roku zaczął wymieniać
z dwoma innymi pracownikami biura
– Ivanem Sutherlandem i Bobem Taylorem –
uwagi na temat zupełnie nowej koncepcji sieci
komputerowej, pozbawionej jednego głównego
komputera sterującego. Jednak Licklider
odszedł z ARPA, aby zająć się Projektem MAC,
który potem zapisze się w historii jako ważny
etap w rozwoju systemów operacyjnych
i sztucznej inteligencji.
Pomysł sieci komputerowej nie odszedł jednak
w zapomnienie. Za każdym razem, gdy
Bob Taylor musiał korzystać z trzech różnych
terminali, jakie stały na jego biurku, dających
dostęp do trzech komputerów w trzech różnych
ośrodkach badawczych, rozmyślał o zaletach
jednej uniwersalnej sieci. To właśnie potrzeba
ułatwienia życia naukowcom była przyczyną
rozpoczęcia prac nad stworzeniem jednolitej
sieci ARPANET. Słynne plany zapewnienia
łączności na wypadek ataku nuklearnego
doszły dopiero potem.
Początkowo rozważano proste połączenie
komputerów bezpośrednią linią telefoniczną.
Ostatecznie wygrała jednak koncepcja podłączania
głównych jednostek do ARPANET-u
za pośrednictwem oddzielnych, mniejszych
komputerów. Dzięki nim można było odciążyć
główne maszyny. Łatwiej było także wprowadzić
jednolity standard połączeń. Tak powstały
pierwsze wersje urządzeń, które dzisiaj
znamy jako rutery.
W pracach nad przygotowaniem specyfikacji
APRANET-u brało udział wielu ekspertów.
Jednym z nich był Paul Baran. Od dawna
interesował się zdecentralizowanymi sieciami
komputerowymi. Doszedł do wniosku,
że pakiety danych powinny być w takiej sieci
przerzucane niczym gorący kartofel, którego
każdy chce się pozbyć. Komputer, który
otrzymał dane przeznaczone dla innej maszyny,
powinien jak najszybciej przesłać pakiet
dalej. W ten sposób dane docierały do celu
nawet wówczas, gdy bezpośrednie połączenie
nie było możliwe. W tym samym czasie do podobnych
wniosków doszli również inni uczeni,
m.in. Walijczyk Donald Davies. To jednak
Baranowi przypadło nieoficjalne miano architekta
ARPANET-u.
Paul Baran był bowiem także prawdziwym
wizjonerem. W 1966 roku, gdy ARPANET dopiero
zaczynał nabierać kształtu w notatkach
inżynierów, przygotował dokument \”Marketing
w roku 2000\”. Zaprezentował w nim, jak
za ponad 30 lat będą wyglądać wirtualne zakupy:
\”Klient połączy się z wirtualnym sklepem.
Jeżeli będzie zainteresowany wiertarkami,
wybierze pozycję {stala}<
{stala}<
menu.\” Baran zakładał, że przed podjęciem
decyzji o zakupie, klienci będą mogli porównać
opinie na temat wybranych towarów.
Czy nie tak właśnie działają dzisiejsze sklepy
internetowe? Wówczas brzmiało to jednak niczym
kiepskie science fiction i Baran został
przez innych ekspertów wyśmiany…
Oczywiście nie mógł przewidzieć, że ekran
telewizora zastąpi monitor LCD, a zamiast popularnych
w owym czasie piór świetlnych (prostych
rysików, działających na tej samej zasadzie,
co pistolet do gry w polowanie na kaczki)
internauci będą używać myszek.
Gdyby Baran śledził uważnie poczynania
wynalazcy Douglasa Engelbarta, wiedziałby,
że pracuje on nad \”wskaźnikiem pozycji
w osi X-Y dla systemów graficznych\”. Drewniany
prototyp myszki, jak z powodu wystającego
kabelka przezywali nowe urządzenie
pracownicy Engelbarta, został opatentowany
w 1967 roku. Publiczny pokaz działającego
egzemplarza odbył się w grudniu następnego
roku, na konferencji dla informatyków
w San Francisco.
Ta prezentacja przeszła do historii także
z innego powodu. Korzystając z myszki Engelbart
zademonstrował wówczas działanie oNLine
System, w skrócie NLS. Był to innowacyjny
system do pracy grupowej. Zgromadzeni
na sali słuchacze z podziwem patrzyli, jak
Engelbart porusza się pomiędzy plikami tekstowymi,
przeprowadza dwie udane telekonferencje
oraz – rzecz najważniejsza – używa
zawartych w dokumentach hiperłączy. Chociaż
NLS nie zyskał nigdy dużej popularności, to myszka i odnośniki legły u podstaw rozwoju
komputerów osobistych oraz internetu.
Na to jednak Engelbart musiał poczekać aż
do lat 90. Wyróżniony licznymi nagrodami i odznaczeniami
(w tym od prezydenta Billa Clintona),
nigdy nie dorobił się fortuny na swoich
pomysłach. Patent na myszkę wygasł w 1987
roku. Dokładnie w momencie, gdy zaczynała
się era graficznych systemów operacyjnych.
Tymczasem prace nad ARPANET-em nabrały
tempa. Sieć wystartowała na dobre w listopadzie
1969 roku, łącząc Uniwersytet Kalifornijski
w Los Angeles oraz ośrodek badawczy
na Uniwersytecie Stanforda (tam swoje
eksperymenty przeprowadzał Douglas Engelbart).
Do grudnia w sieci obecne były już łącznie
cztery uniwersytety. Do końca następnego
roku liczba ta uległa potrojeniu.
Od e-maila do internetu
Do czego studenci i naukowcy wykorzystali
nowe narzędzie pracy? Do podłączania się do
komputerów na innych uczelniach? Owszem.
Do wymiany technicznej dokumentacji? Też.
Do przesyłania plików? Wówczas jeszcze nie.
Odpowiedź brzmi: pierwsi internauci najchętniej
wysyłali e-maile.
Nie byłoby to jednak możliwe bez wynalazku
Raya Tomlinsona. Młody inżynier pracował
wówczas dla firmy BBN, dostarczającej
urządzenia dla ARPANET-u. W 1971 roku
wpadł na pomysł, żeby zmusić program generujący
komunikaty dla użytkowników danego
komputera, by przesłał on wiadomość do
innej maszyny. W tym celu wstawił pomiędzy
nazwę użytkownika i docelowy adres znak
małpy (@). Jak później wspomniał, pierwszy
w historii wysłany e-mail zawierał nic nieznaczący
ciąg przypadkowych znaków.
Tomlinson początkowo nie zdawał sobie
sprawy ze znaczenia nowego wynalazku. Działanie
e-maila zademonstrował swojemu koledze
w tajemnicy. \”Nie mów nikomu\” – uprzedził
go. – \”Powinniśmy przecież pracować nad
czymś innym.\” Nie wiemy, czy to znajomy nie
potrafił dochować sekretu czy też Ray Tomlinson
zmienił zdanie. Faktem jest, że już dwa
lata później 75% przesyłanych przez ARPANET
danych było e-mailami.
Pierwsza połowa lat 70. to także czas
dalszego cywilizowania ARPANET-u. Powstaje
protokół FTP służący do przesyłania plików.
Z kolei Robert Kahn i Vinton Cerf opracowują
pierwszą wersję pakietu TCP/IP. Ma on sprawić,
że do ARPANET-u będzie można przyłączać
różne sieci, niezależnie od tego, w jaki
sposób komunikują się one pomiędzy sobą.
O przetłumaczenie danych z jednego standar-du na drugi miały zadbać rutery (nazywane
bramami sieciowymi).
Pierwsze udane połączenie w oparciu o TCP/
IP przeprowadzono w 1975 roku. Przez kolejne
lata opracowano łącznie cztery wersje protokołu
(ostatnia to TCP/IP v4). Sprawdzał się on na
tyle dobrze, że wkrótce zadecydowano o całkowitym
przejściu ARPANET-u na TCP/IP. Stało
się to 1 stycznia 1983 roku. Dziś, po 25 latach,
TCP/IP obowiązuje nadal – wciąż w niezmienionej
formie.
Przy okazji tej rewolucji dokonano także
podziału ARPANET-u. Część wojskowa była
od tej pory rozwijana oddzielnie jako MILNET.
Natomiast ARPANET pozostał otwarty
dla cywilów. Tak narodził się nowoczesny
internet.
Co łączy Steve\’a Jobsa, twórców Dooma i strony WWW?
Jednak musiało minąć jeszcze sporo czasu, zanim
globalna sieć trafiła pod strzechy. Póki co
internet był zbyt nudny dla zwykłych użytkowników.
Nie było więc sensu w niego inwestować.
Szczególnie że tacy giganci jak IBM
czy Apple byli zajęci rozwijaniem na wyścigi
pierwszych komputerów osobistych. Jeśli miałyby
one kiedykolwiek funkcjonować w sieci,
to tylko w sieci lokalnej.
Najmniejszą wiarą w internet wykazał się Bill
Gates. Dał tego dowód jeszcze wiele lat później,
przy okazji premiery pierwszej wersji Windows
95. Rynkowy hit był pozbawiony przeglądarki
internetowej i obsługi protokołu TCP/IP.
Sprawy nie ułatwiał także zakaz komercyjnej
działalności w internecie. Sieć miała służyć
wyłącznie nauce. Dlatego jeżeli ktoś chciałby
założyć na przykład sklep internetowy, mógłby
się srogo zawieść.
Całe lata 80. upłynęły więc na podłączaniu
do sieci kolejnych zakątków świata, czatowaniu
(za sprawą Fina Jarkko Oikarinena,
który w 1988 roku wymyślił IRC-a) i wymianie
doświadczeń naukowych. Wszystko uległo
zmianie wraz z początkiem następnej dekady.
Wtedy to dopuszczono do internetu firmy,
a internauci otrzymali potężne narzędzie
– strony WWW.
Twórcą stron WWW był Tim Berners-Lee
(obecnie sir Tim Berners-Lee). Pracując w Europejskiej
Organizacji Badań Jądrowych (CERN)
w Genewie, szukał on sposobu na ułatwienie
wymiany informacji pomiędzy naukowcami.
Już na początku lat 80. opracował prototypowy
program ENQUIRE, który korzystał z prostych
odnośników. Bardziej przypominał jednak
Wikipedię, niż dzisiejsze strony WWW.
Berners-Lee powrócił do swojego pomysłu
w marcu 1989 roku. Przekonał szefostwo
ośrodka, że połączenie idei hiperłączy oraz in-ternetu to doskonała idea. Szybko napisał kod
pierwszego serwera oraz pierwszej przeglądarki,
pełniącej również funkcję edytora. Nazwał
ją po prostu World Wide Web (światowa pojęczyna).
Pierwsza strona WWW zadebiutowała
w internecie 6 sierpnia 1991 roku. Pod adresem
http://info.cern.ch zawarto informacje na
temat tego, czym jest WWW oraz jak można
samemu stworzyć nową stronę.
Nie wiadomo jednak, jak potoczyłyby się
losy internetu, gdyby w 1985 roku Steve Jobs
nie odszedł z Apple. Założona wówczas przez
niego firma NeXT zasłynęła z produkcji innowacyjnych
komputerów osobistych NeXTCube
i systemu operacyjnego NeXTStep. Jako pierwszy
oferował on program pocztowy wyświetlający
w e-mailach sformatowany tekst i dołączone
grafiki.
Na kosztujący prawie 10 tysięcy dolarów
NeXTCube mało kto mógł sobie jednak pozwolić,
dlatego zyskał on uznanie głównie
w wąskim gronie specjalistów. To właśnie ten
komputer posłużył potem Timowi Berners-Lee jako pierwszy serwer. Także pierwsza przeglądarka
internetowa działała w systemie operacyjnym
NeXTStep.
Berners-Lee nie był zresztą jedyny. Z komputerów
NeXT korzystali także John Carmack
i John Romero, twórcy klasycznej gry Doom
z 1993 roku. Dzięki jej sukcesowi wydali trzy
lata później Quake\’a – pierwszy tytuł, w który
ludzie grali masowo przez internet.
Dla Steve\’a Jobsa nie miało to jednak większego
znaczenia. Zajęty ratowaniem podupada jącej firmy NeXT, powrócił w końcu do Apple.
Tam na jakiś czas zapomniał o internecie.
Wojna przeglądarek
Oprócz pojawienia się stron WWW warto jeszcze
odnotować inne przełomowe wydarzenie:
wydanie pierwszej graficznej przeglądarki internetowej.
Gdyby bowiem przyjrzeć się stronom
internetowym z tamtego okresu, okazałoby
się, że zawierają tylko tekst i odnośniki. Gdy
ktoś chciał zamieścić na swojej witrynie grafikę,
wstawiał odnośnik prowadzący do oddzielnego
pliku. Sprawdzało się to w dokumentacji
naukowej. Lecz już w każdym innym przypadku
było sporym ograniczeniem. Aby je obejść,
potrzebny był program potrafiący wyświetlać
obok siebie zarówno grafiki, jak i tekst.
Pierwszą przeglądarką, która to umożliwiała,
była ViolaWWW, która powstała w 1991
roku. Jej autor, student Pei-Yuan Wei z uniwersytetu
w Berkeley, pisaniem kodu zajmował się
w wolnym czasie między egzaminami.
ViolaWWW nie zdobyła nigdy popularności.
Sława i miano aplikacji, która rozruszała internet,
przypadły dopiero pokazanej w 1993 roku przeglądarce
Mosaic. Napisanie kodu zajęło Marcowi
Andreessenowi i Ericowi Bina z uniwersytetu
w Illinois niecałe sześć miesięcy.
Przeglądarka Mosaic w dużym stopniu
przypominała dzisiejsze programy tego typu.
Każdy mógł ją zainstalować za darmo, a obsługa
nie sprawiała większych problemów nawet
początkującym.
Skuszony sukcesem Marc Andreessen dał
się namówić Jimowi Clarkowi, założycielowi
Silicon Graphics, do uruchomienia firmy
i stworzenia nowej przeglądarki. Rok potem,
już jako współwłaściciel i szef działu technologii
Netscape Communications, niespełna 25-letni Andreessen był odpowiedzialny za
premierę przeglądarki Netscape Navigator.
Wydany w 1994 roku program z miejsca
stał się światowym hitem. W połowie lat 90.
z kolejnych wersji Navigatora korzystało blisko
90% internautów.
Do czasu, aż zwróciło to uwagę Microsoftu.
Firma Billa Gatesa wyłożyła w 1995 roku
2 miliony dolarów na zakup gotowej przeglądarki
Spyglass Mosaic. Poza nazwą, na którą
firma Spyglass wykupiła licencję po tym, jak
Andreessen porzucił swój projekt na uniwersytecie,
nie łączyło jej jednak nic z oryginalnym
programem Mosaic. Po kilku kosmetycznych
poprawkach Microsoft jeszcze w tym samym
roku udostępnił starą-nową przeglądarkę
jako Internet Explorer 1.0.
Tak zapoczątkowany wyścig pomiędzy dwoma
producentami oprogramowania znany jest
w historii internetu jako wojna przeglądarek.
Z każdym nowym wydaniem programom przybywało
kolejnych funkcji, nie zawsze zresztą
przemyślanych. W końcu Netscape stracił pozycję
lidera i usunął się w cień, a Internet Explorer
na wiele lat zdominował sieć.
Desperackiej próbie wygrania tej wojny zawdzięczamy
decyzję szefów Netscape\’a o udostępnieniu
w 1998 roku części kodu źródłowego
przeglądarki na zasadach open source.
Miało to pomóc w wydaniu piątej wersji
Netscape Navigatora, który nigdy nie ujrzał
światła dziennego. Udostępniony kod posłużył
później do stworzenia darmowej przeglą-darki Firefox, która stanowi obecnie największą
konkurencję dla siódmej generacji Internet
Explorera.
Wielka bańka i wielkie pieniądze
Druga połowa lat 90. to także czas słynnej bańki
internetowej. Wystarczył dowolny pomysł na
firmę internetową, aby otrzymać miliony dolarów
od inwestorów. Część z tzw. dotcomów nie
dotrwała nawet do krachu giełdowego z 2000
roku. Inne padły niedługo po tym.
Lecz to wówczas właśnie powstał największy
do dzisiaj sklep internetowy Amazon.
com oraz serwis aukcyjny eBay. Amazon
został założony w 1994 roku przez Jeffa
Bezosa, młodego analityka finansowego.
Jako pierwszy wpadł on na pomysł prowadzenia
księgarni internetowej. Słusznie zakładał,
że żaden papierowy katalog nie będzie
mógł równać się objętością ze stronami
WWW. Pierwotnie sklep miał się nazywać
Cadabra. Bezos szybko jednak zmienił
jego nazwę na Amazon. Kojarzyła mu się ona
z Amazonką, najdłuższą i zawierającą najwięcej
wody na świecie rzeką.
Początkowo w garażu, gdzie mieściła się
siedziba firmy, wisiał szkolny dzwonek. Miał
on informować o każdym nowym kliencie, ale
nie przetrwał nawet miesiąca. Zamówienia napływały
w takim tempie, że wkrótce brzęczyk
dzwonił bez przerwy i trzeba go było zdemontować.
Uznanie klientów sklep zawdzięczał wielu
innowacyjnym rozwiązaniom. To właśnie
Amazon jako pierwszy wprowadził możliwość
recenzowania książek oraz listy polecanych
tytułów. Nowe funkcje do dzisiaj są
zresztą oczkiem w głowie Bezosa. Przez lata
nie szczędzono mu pochwał za ich wymyślanie,
jak i publicznej krytyki za chęć natychmiastowego
opatentowania każdej z nich.
W tym samym roku co Amazon swoją działalność
rozpoczął serwis aukcyjny eBay. Początkowo
była to prosta strona, którą 28-letni
Pierre Omidyar stworzył w czasie weekendu.
Pierwszą wylicytowaną rzeczą był zepsuty
wskaźnik laserowy, kupiony za niecałe
15 dolarów.
Wkrótce Omidyar zarejestrował domenę
ebay.com i zatrudnił pierwszego pracownika
Jeffreya Skolla. Gdy w 1998 roku eBay
wszedł na giełdę, obaj z miejsca stali się milionerami.
Nawet gdy internetowa bańka pękła, eBaya
było stać na wydanie 1,5 miliarda dolarów
na zakup serwisu PayPal (http://www.paypal.
com), umożliwiającego szybkie przesyłanie
pieniędzy w sieci. Przejęty w 2002 roku
PayPal był przede wszystkim dziełem dwojga
ludzi: Petera Thiela i Maksa Levchina. Pierwszy
z nich zainwestował potem 500 tys. dolarów
w młody serwis społecznościowy Facebook
(http://www.facebook.com). Ten sam,
którego 1,6% akcji kupił w 2007 r. Microsoft
za 240 milionów dolarów. Z kolei Levchin, który
całą młodość spędził na Ukrainie, dzięki
sprzedaży PayPala został milionerem jeszcze
przed ukończeniem trzydziestki.
W 1998 r., gdy eBay i Amazon były już
prawdziwymi potęgami, dwóch doktorantów
Uniwersytetu Stanforda, Larry Page i Sergey
Brin, otworzyło w garażu znajomego firmę
Google. Stworzona przez nich wyszukiwarka
Google była efektem dwóch lat prac nad innowacyjnym
algorytmem PageRank. Oceniał
on strony WWW wedle tego, ile odnośników
do nich prowadziło. Dzięki temu Google było
bardziej skuteczne od konkurencji.
Co równie ważne, z Google dało się korzystać.
Pod adresem http://www.google.com
dostępna była wyłącznie sama wyszukiwarka
i nic więcej. Żadnych reklam, animacji i dodatkowych
rozpraszaczy. Całkowite przeciwieństwo
przeładowanych dodatkami stron ówczesnych
portali.
Gdy pierwsi eksperci zaczęli pisać o tym, że
Google to przyszłość sieci, nawet nie zdawali
sobie sprawy z tego, jak bardzo mieli rację.
Wynaleźć koło raz jeszcze
Nietrudno zauważyć, że internetowi wynalazcy
są coraz młodsi. Profesorów i doktorantów
zastąpili studenci. A przecież gra toczy się
o znacznie wyższą stawkę. Niegdyś na autora
innowacyjnego pomysłu czekała posada w cenionej
instytucji naukowej i uznanie środowiska.
Obecnie są to akcje własnej firmy warte
miliony dolarów.
I chociaż może się wydawać, że w internecie
wynaleziono już wszystko, to z pewnością
historia jeszcze niejeden raz nas zaskoczy.
Prawdopodobnie w czasie, gdy powstają
te słowa, gdzieś w jednym z przydomowych
garaży rozsianych w Dolinie Krzemowej kilku
zapaleńców szykuje nam już nową rewolucję
internetową.