Chociaż wiele niezależnych gier zaczyna wyglądać równie dobrze jak tytuły AAA, dziwnie satysfakcjonujące jest to, że najbardziej udane produkcje nadal mają tendencję do bycia grami, które nie zrobiłyby wrażenia nawet w erze 16-bitowej. Takie gry jak Undertale czy Baba Is You mogą wyglądać jak dawno zapomniane tytuły na ZX Spectrum, ale dają o wiele więcej radości niż na przykład o wiele bardziej atrakcyjny wizualnie Atlas Fallen.
Vampire Survivors prezentuje się graficznie jeszcze gorzej – jak niedokończony projekt studencki wykorzystujący assety z Castlevanii – a mimo to stał się wielkim hitem na liczne platformy. Wyróżnienia, które zdobył, to lekka przesada, ale wciąż Vampire Survivors jest najlepszym przykładem tego, że nie ocenia się gry wideo po okładce.
Stworzona przez niewielki zespół deweloperów w Londynie, gra o niskim budżecie zapewniła sobie długą podróż od wczesnego dostępu na PC do smartfonów, a następnie konsol, ostatnio również PlayStation.
Vampire Survivors nie tylko wygląda „okropnie”, ale gdy tylko poznasz zasady, brzmi jeszcze gorzej. Nie ma żadnej dostrzegalnej fabuły – po prostu walczysz z losowo pojawiającymi się potworami w abstrakcyjnym otoczeniu arenowym.
W czasach, gdy pierwsze godziny gier potrafią być tutorialem wprowadzającym mechaniki, Vampire Survivors stawia na prostotę totalną. Jedyne sterowanie opiera się na ruchu w czterech kierunkach, ponieważ ataki odbywają się automatycznie w zależności od różnych czasów wykorzystywania każdej broni – od biczów, przez sztylety, topory, bumerangowe krzyże, wodę święconą i unoszące się Biblie. Chociaż jest też wiele innych, od kul ognia po promienie laserowe.
Mimo że broni nie odpala się samemu, szybko uczysz się zasięgu i rytmu, gdy odpowiednio zbliżasz się i oddalasz od tłumów potworów. Jeśli nie grałeś w to wcześniej, to wszystko prawdopodobnie brzmi jak śmieciowa gra na smartfona z najniższej półki i przy pierwszym podejściu pozostanie to twoim wrażeniem, ponieważ tempo zaczyna się bardzo wolno i wydaje się, że wymaga niewielkiej umiejętności. Im dłużej jednak wytrzymasz, tym bardziej złożone stają się formacje wroga i tym bardziej możesz wzmocnić swoją postać, dodać więcej broni i umiejętności oraz odblokować nowe awatary.
Po zabiciu wroga, zbiera się po nim klejnot, a wskaźnik doświadczenia wzrasta. Gdy dotrze do prawej krawędzi ekranu, masz do wyboru parę różnych wzmocnień, podczas gdy losowo pojawiające się skrzynie oferują podobne korzyści.
Gdy umrzesz, góra po 15-30 minutach, to już wszystko, ale element roguelite pozwala zatrzymać zebrane monety, które możesz wydać w menu głównym i które pomogą zwiększyć podstawowe statystyki. Śmierć jest zwykle dobrą wymówką, aby zmienić postać, którą odblokowałeś, i zobaczyć, co potrafi.
Zdolności Vampire Survivors do wbicia swoich zębów w gracza nie można przecenić. Nie dość, że są pewne zaskakująco głębokie decyzje taktyczne do podjęcia, dotyczące tego, jaką broń wybrać i jakie ulepszenia, to wszystko jest o wiele mniej losowe, niż się początkowo wydaje.
Podobieństwo gry do jakiegoś automatu pachinko albo darmowego gacha, która desperacko próbuje wyłudzić od ciebie mikropłatności, jest niezwykła, a jednak rzeczywistość jest odwrotna. Cała gra jest dostępna za niską cenę podstawową 20 złotych, a wszystkie DLC razem kosztują dodatkowych 40. Nie ma żadnych ukrytych opłat, a osiągnięcie wszystkich celów to zajęcie na dobrych 80 godzin.
Ta niezwykle uzależniająca gra ma mnóstwo modyfikatorów, a także funkcji dodatkowych, jak chociażby lokalny co-op. Biorąc pod uwagę cenę, mogę polecić Vampire Survivors każdemu jako odskocznię od jakiegoś regularnie ogrywanego tytułu, czy minimalnie skupiającą uwagę rozrywkę w trakcie słuchania podcastu. Po latach trudno wciąż powiedzieć, czy jest ona fascynującym trollingiem, w którym wśród milionów wrogów nie występuje nawet jeden tytułowy wampir, czy może jakimś eksperymentem z przekazem podprogowym, który ma nas zamienić w chodzące do kasyn zombie. Bez względu na to, poświęcając jej chwilę, długo będziesz wypowiadał niespełnioną obietnicę „jeszcze tylko jedno podejście”.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
Jedna z ciekawszych gier arcade’owych ostatnich lat jest teraz dostępna na PlayStation i jest równie brzydka i radośnie uzależniająca jak zawsze.
Plusy
Zakres broni, ulepszeń i odblokowywanych postaci. Skala akcji. Świetnie poprowadzona krzywa rozwoju.
Minusy
Nierówne tempo. Momentami chciałoby się mieć do czynienia z prawdziwym AI.