Doom Eternal na długi czas zaspokoił mój głód rozwałki, ale gdy już przeszedłem tytuł na poziomie Ultrakoszmar, niewiele było w nim do roboty. Na szczęście id Software postanowiło spełnić marzenia graczy i dostarczyło nam kolejny odcinek wesołej opowieści, w której Doom Slayer i demony trzymają się za rączki – oczywiście te odcięte.
Historia DLC… cóż, istnieje. Inwazja sił piekieł na Ziemię została powstrzymana, ale część potworów uciekła do starożytnej krainy Urdak. To zbezczeszczone miejsce może posłużyć im jako baza wypadowa do kolejnego ataku, dlatego nasz bohater musi jeszcze raz wziąć BFG w dłonie.
W pierwszej części The Ancient Gods znajdziemy trzy zupełnie nowe poziomy – skomplikowane, pełne ślepych zaułków i wypełnione krwiożerczymi monstrami. Grę zaczynamy z pełnym arsenałem, więc gra na dzień dobry serwuje nam dziesiątki potężnych wrogów i przeszkód terenowych, przez co starcia stają się jeszcze bardziej brutalne i chaotyczne niż w podstawowej kampanii. Oprócz dobrze znanych tyranów, różaków i antropokubów spotkamy także nowych „przyjaciół”: zjawy, które opanowują inne potwory i poprawiają ich atrybuty, oraz potężne anioły Blood Maykr z tarczami chroniącymi ich wrażliwy punkt – głowę.
Pokonanie każdego z przeciwników wymaga odpowiedniej broni i zręczności, a także… cierpliwości. Podczas starć należy uważać na kilkanaście rzeczy jednocześnie: atakujące demony, wieżyczki strażnicze ostrzeliwujące nas, gdy podejdziemy za blisko, oraz nieprzychylne otoczenie Urdak. Na poziomie trudności Koszmar zdarzało mi się ginąć regularnie, a nawet wypośrodkowany „Dowal mi” okazał się znacznie trudniejszy niż w podstawowej kampanii. To zarówno zaleta i wada The Ancient Gods – kilkukrotne podchodzenie do tej samej walki potrafiło naprawdę obniżyć moje morale.
Na szczęście dodatek do Doom Eternal jest tak samo powalający pod względem audiowizualnym jak sama gra. Demony rozplaskują się na kawałki z satysfakcjonującym rykiem, wszędzie latają kawałki mięcha, a podczas starć przygrywa nam heavymetalowy soundtrack, teraz nieco mniej galopujący, ale jeszcze cięższy.
Czy polecam The Ancient Gods fanom Dooma? Jak najbardziej. W moim przypadku to było dodatkowych sześć godzin zabawy w świecie jednego z najlepszych FPS-ów ostatnich lat.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM...
Pierwsza część The Ancient Gods stawia przed nami wyzwanie godne Doom Slayera, ale daje nieskrępowaną radość w posyłaniu demonów tam, skąd przyszły – do piekła.
Plusy
Bogactwo demonów do ubicia. Rozkosznie krwawa i brutalna. Rozbudowane, długie misje. Genialny soundtrack.
Minusy
Piekielnie (hehe) trudna. Momentami męcząca powtarzalnością.