Z legendą sceny elektronicznej, Jean-Michel Jarrem, rozmawialiśmy na kilka dni przed jego dwoma lipcowymi koncertami w Polsce.
Jesteś jednym z pionierów muzyki elektronicznej. Na swoim koncie masz miliony sprzedanych płyt, rekordowe liczby widzów na koncertach i dziesiątki prestiżowych nagród. Mimo to cały czas nagrywasz nową muzykę i jeździsz w kolejne trasy. Skąd w tobie nadal taki głód do tego życia?
Dla mnie to już kwestia uzależnienia. Nie tworzę muzyki dla sławy, rekordów czy nawet pieniędzy. Ja po prostu nie potrafię się tym nie zajmować (śmiech). Patrząc wstecz gdyby moje życie się potoczyło trochę inaczej, pewnie spełniałbym się w zawodzie architekta lub próbował sił w astrofizyce (śmiech). Zamiast tego każdego dnia budzę się z potrzebą stworzenia utworu idealnego. Moim zdaniem na tym w dużym uproszczeniu właśnie polega bycie artystą. Całe życie próbujesz stworzyć coś idealnego, a co za tym idzie, każde twoje dzieło jest mieszanką nadziei i frustracji. Po fakcie analizujesz efekty i widzisz co mógłbyś zrobić lepiej. Właśnie ta pogoń za ideałem napędza mnie do wytężonej pracy. Zawsze czuję, że kolejny projekt będzie jeszcze bardziej ekscytujący i zbliży mnie do tego niedoścignionego wzorca. Dobrym przykładem może być moja obecna trasa koncertowa. Kiedy będę za kilka dni w Polsce, zobaczycie zupełnie inny spektakl niż ten, który powstał na początku trasy. Z każdym kolejnym rokiem staram się zrobić coś lepszego i dać publiczności niezapomniane wrażenia. Obecnie technologia pozwala na tak wiele, że jesteśmy rozpuszczeni jej możliwościami. Tym bardziej cieszę się, że mogę się tym podzielić z Polską publicznością.
Kiedy zagrałeś koncert w Gdańsku w 2005 roku, byłeś na ustach całego kraju. Jak wspominasz to doświadczenie z perspektywy czasu?
Polska jest bardzo ważną częścią mojego życia. Kiedy zaczynałem grać i koncertować, pierwsze listy z gratulacjami i słowami uznania przyszły z Francji i Polski. W czasach komunizmu nie było u was łatwo z dostępem do muzyki jaką grałem i bardzo ucieszyły mnie opinie, iż moja płyta pozwala na chwilę zapomnieć o problemach dnia codziennego. Kiedy lata później skontaktował się ze mną sam Lech Wałęsa i Solidarność w sprawie koncertu, nie mogłem przegapić takiej okazji. Dla mnie sytuacja ta była podwójnie wyjątkowa ze względu na moją mamę, która był częścią ruchu oporu we Francji. Problemy z jakimi musiała się mierzyć rezonują dla mnie z sytuacją stoczniowców. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wiele to dla mnie znaczyło.
To było niesamowite doświadczenie i byłem bardzo dumny z tego, że mogłem wtedy wystąpić przed wami. Polska publiczność ma ponadto w sobie coś bardzo podobnego do naszej. Podobnie jak my lubicie kiedy sercem utworu jest melodia. Tak samo czujemy sztukę i dlatego zawsze będę chętnie wracał do Polski na kolejne koncerty.
Dla wielu osób muzyka elektroniczna jest czymś chłodnym, pozbawionym uczuć i syntetycznym. Domyślam się, że masz inne zdanie na ten temat?
Dobrze się domyślasz (śmiech). Wydaje mi się, że jest to w dużej mierze kwestia instrumentów i technologii, która potrafi być chłodna. Kiedy ktoś gra na gitarze czy skrzypcach, naturalnie jest to bliższe naszemu pojmowaniu muzyki. Jest w tym coś organicznego i znajomego. Kiedy jednak siedzisz za konsoletą czy laptopem, tracisz gdzieś tą łączność ze słuchaczem. Nie znaczy to jednak, że w dźwiękach, które tworzysz, nie ma uczuć. Powiedziałbym, że wręcz przeciwnie. Muzyka elektroniczna jest bogata w uczucia i wyraża je w możliwie najczystszej formie. Myślę, że wiele też zależy od tego o jakiej muzyce mówimy: elektronicznej czy klubowej. Ludzie bardzo często mylą te dwa gatunki. Muzyka klubowa nie jest muzyką do słuchania, a raczej do zabawy i tańczenia w klubie. Z kolei muzyka elektroniczna zatacza dużo szerszy krąg i ma bardzo często głębsze znaczenie.
Muzyka elektroniczna dużo bardziej niż jakikolwiek inny gatunek jest zależna i nierozerwalnie połączona z technologią oraz jej rozwojem. Dzisiaj doszliśmy do momentu, w którym z pomocą iPada i kilku aplikacji możemy stworzyć przyzwoity album. Czy twoim zdaniem taki progres jest czymś dobrym dla muzyki, którą zajmujesz się na co dzień?
Wszystko, co sprawia, że ludzie mają łatwiejszy dostęp do jakiekolwiek formy sztuki, jest czymś dobrym. Kiedy zaczynałem grać, rzeczy które do tego potrzebowałem kosztowały niekiedy bajońskie kwoty. Musiałem być w związku z tym gotowy na mnóstwo wyrzeczeń. Dzisiaj młodzi ludzie mogą rozpocząć swoją przygodę z muzyką na ekranie iPada i uważam, że jest to ogromna wartość. Można w ten sposób przekonać się na czym nam zależy, co chcemy grać i osiągnąć ten cel bez worka pieniędzy. W przeciwieństwie do wielu artystów nie uważam, aby to było krzywdzące czy problematyczne dla nas. To trochę tak jak było z maszyną drukarską Gutenberga. W Watykanie bardzo się przerazili, kiedy zaczął on drukować Biblię. Obawiali się, iż w ten sposób utracą władzę na rzecz księgi, która teraz miała stać się czymś powszechnym. Z rozwojem technologii w muzyce jest tak samo. Nie trzeba się bać tego, że ludzie będą tworzyć muzykę na tablecie. Jest to kolejne narzędzie, które pozwala się wyrazić w artystyczny sposób. Jedni stworzą z jego pomocą coś genialnego, a inni znudzą się po tygodniu, ale im więcej furtek do tego świata powstaje, tym lepiej dla nas wszystkich.
Oxygène to z całą pewnością jedna z najważniejszych płyt w twojej karierze. Jak się jednak okazuje, co kilka lat do niej wracasz i nagrywasz dalsze części tego projektu. Ostatnią wydałeś w 2016 roku, tytułując ja po prostu Oxygène 3. Skąd taki pomysł? Czy w przyszłości czekają nas kolejne odsłony?
Pierwszy Oxygène był dla mnie oczywiście bardzo wyjątkowym album. Zawsze lubiłem ideę kontynuowania jakiegoś dzieła, zarówno w literaturze, w filmach czy telewizji. Jak się jednak okazuje, niezwykle mało tego typu projektów istnieje w muzyce. Pamiętam, że kiedy już nagrałem Oxygène, narodziła się we mnie taka myśl, że jeśli wszystko dobrze się ułoży, to za kilka lat wrócę do tego albumu i nagram kolejną część. W ten sposób lata później powstała już wspomniana przez ciebie trzecia część tego projektu. Założenie jest takie, aby utwory na te albumy pochodziły z tego samego uniwersum. To nadal ci sami aktorzy, tylko zmienia się ich historia. To czy i kiedy powstanie kolejna część ich przygód jest na razie niewiadomą, ale szansa jest spora.
Twoje koncerty to prawdziwe widowisko, o czym nie raz się już przekonaliśmy. Korzystasz z laserów, efektów specjalnych, świateł i fajerwerków na skalę, o której większość artystów sceny elektronicznej mogłaby tylko pomarzyć. W jakim stopniu jesteś zaangażowany w tworzenie takiego spektaklu?
Z pewną dumą mogę stwierdzić, że zawsze sam projektuję oprawę swoich koncertów. W przypadku tej trasy zaprojektowałem również scenografię, ekrany i efekty 3D, które można doświadczyć bez okularów. Jeszcze kilka lat temu nie mogłem zrealizować tego pomysłu, ale dzięki rozwojowi technologii nagle stało się to możliwe. Zawsze czułem, że wizualna oprawa koncertu musi być bardzo mocno związana z muzyką. Chciałem wyrazić proces powstawania granych utworów i ich wielowarstwowość w możliwie najbardziej spektakularny sposób. W przeszłości pomagało mi w tym bardzo dużo osób, ale z czasem się trochę usamodzielniłem i w przypadku tej trasy praktycznie każdy jej element jest moim dziełem.
To co jest jedną z najbardziej niesamowitych rzeczy w twojej muzyce to fakt, że łączy ona pokolenia. Jesteś jednym z ulubionych artystów moich rodziców, który są już mocno po 50-tce, a mimo to ściągasz na koncerty tłumy młodych osób. Jak zostać artystą wielopokoleniowym?
Sam do końca nie wiem (śmiech). Patrząc wstecz wydaje mi się, że najważniejszą rzeczą jest zawsze robić taką muzykę, którą kochamy. Nigdy nie należy gonić za trendami. Jeśli lubisz grać muzykę country to graj ją najlepiej jak potrafisz. Podążanie za modą jest bardzo niebezpieczne, bo często moda ta nie idzie w parze z tym co daje nam przyjemność. Wiem, że brzmi to infantylnie, ale naprawdę uważam, że każdy młody artysta powinien przede wszystkim być sobą. Właśnie to kim jesteśmy jest wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Oczywiście w tym biznesie nie zawsze jest to łatwe. Ludzie bardzo usilnie będą ci chcieli wmówić, że to nie ma sensu, ale nie daj się złamać. Nawet jeśli nie odniesiesz sukcesu, pozostanie po tobie coś wyjątkowego, czego nie miał nikt inny. Nie ma oczywiście nic złego w imitowaniu czy kopiowaniu innych artystów, ale miej zawsze na uwadze, że wszystko co tworzysz musi odzwierciedlać ciebie.