Miały być ćwierćterabajtowe pendrive?y Kingstona i iPhone?y za pięć stówek.
Na zdjęciach wyglądały na nówki sztuki. W ogóle nieużywane, ?hamerykanske? albo z UK. Wystawione, bo żona nie chciała albo sprzedający ma już coś lepszego. Gdzie?
Na aukcji zdjęcia w serwisie aukcyjnym, którego nazwy nie trzeba podawać. Zacznijmy od początku.
Pan o nicku Mayay wystawia aukcję o treściwym tytule ?IPHONE 4 32GB!!?. Telefon jest nowy, ma 32 GB pamięci i nie ma simlocka ? pisze. Sprzedaje, bo iPhone ?okazał się nietrafionym prezentem?. Faktycznie, kto by się ucieszył z nowiutkiego iPhone?a?
Ach, jeszcze drobny szczegół: pan Mayay obok parametrów iPhone?a dodaje, że sprzedaje zdjęcie tego telefonu. Nawet umieszcza aukcję w kategorii ?Fotografia artystyczna?. Jeden z dwóch licytujących wygrywa aukcję, dając 540 złotych. Cóż za okazja!
Chyba coś musi iść nie tak, bo po dwóch tygodniach na forum prawnym ktoś pyta o sposób odzyskania pieniędzy wydanych na zdjęcie telefonu z aukcji. Ale, ale! Oszukany z forum ma nick ?Mayay?. Cóż za zbieg okoliczności! Czyżby kupił zdjęcie iPhone?a od osoby o takim samym nicku? Niezupełnie. Szybko wychodzi na jaw, że to ten sam Mayay. Na forum stawia się w roli ofiary, żeby… dowiedzieć się, jak się bronić. Przy okazji wychodzi też na jaw kilka danych pana Mayay, który niezbyt ostrożnie posługuje się swoim nickiem. Myślę, że 21-letni Marcin ze Śląska chyba przestanie się chwalić swoimi zdjęciami w serwisach społecznościowych… Bez względu na to, jak artystyczne byłyby jego fotografie.
Nie polubi też użytkowników forum prawnego, którzy wzięli pod lupę jego aukcję. Tak skupił się na opisie iPhone?a, że zapomniał o parametrach sprzedawanego zdjęcia. Prawnicy szybko zauważyli, że fotografia może mieć wymiary wybrane przez kupującego. Na przykład 4655 metrów szerokości i 3839 metrów długości. Takie zdjęcie byłoby wielkości zakrywającej połowę łomży albo miasteczka, z którego łączył się pan Mayay. I kosztowałoby trochę więcej niż 500 złotych. To byłaby dobra nauczka.
Takich aukcji są dziesiątki. Ofertę typu ?sprzedam opakowanie viagry? należy traktować dosłownie. Kluczowym słowem jest tu ?opakowanie?. Taki kartonik. No dobra, może nikt nie sprzedaje viagry na aukcji, ale opakowania suplementów diety i odżywek na pewno. I oleju silnikowego. Takich naciąganych aukcji są dziesiątki. Można dać się nabrać.
Zdarzają się jednak oferty, po których od razu widać, że coś jest nie tak. Na przykład wszystkie oferty ćwierćterabajtowych pendrive?ów, jakie udało mi się znaleźć są trochę nie w porządku. Być może uwagę powinny przykuć ostrzeżenia, takie jak: ?nie przyjmuję zwrotów ani reklamacji?, ?nie udzielam gwarancji?, ?brak możliwości rezygnacji z transakcji po kupnie?, czy ?po zakupie oczekuję tylko komentarz pozytywny?. Informacje te pewnie dałyby do myślenia, gdyby nie to, że są napisane kolorem #C0C0C0 (w wersji dla czytelniczek: ?szary błyszczący?) na białym tle. Oczywiście to tylko zabieg artystyczny, a nie próba sprzedania chińskiej podróbki wyświetlającej fałszywą pojemność. Ach, ci artyści!
Jeśli więc postanowisz kupić fajny gadżet za 1/10 jego ceny, czytaj uważnie, co kupujesz i obejrzyj całą stronę w poszukiwaniu dodatkowych zapisów. Najlepiej powiększ rozmiar tekstu dwudziestokrotnie i odwróć kolory. Uważaj też na wszystkich artystów. Niestety 9 licytujących pendrive?a Kingstona za 93 złote najwyraźniej jeszcze nie kupiło T3 i nie czyta moich felietonów. A to poważny błąd…