Wszyscy się sprzedają, ale my na własnych warunkach – mówią niektórzy freelancerzy. Jest w tym sporo prawdy, ale aby utrzymać się an rynku należy rozsądnie wycenić projekt. Nie można sprzedać się za tanio.
Pan Kowalski rzuca pracę etatową i zaczyna działać jako freelancer. Postanowił zostać fotografem – wolnym strzelcem. Na etacie w biurze zarabiał 2000 złotych, więc podzielił tę kwotę przez 168 godzin, a następnie dodał 30% – chce w końcu zarabiać więcej. Wyszło mu, że stawka na samodzielnym stanowisku wyniesie 15 zł za godzinę pracy. I tu się myli!
Jak obliczyć dochód?
Wolny strzelec zwykle wykonuje pojedyncze zlecenia i albo ma kalendarz zajęty aż do czerwca 2038 roku – w takim przypadku szkoda czasu na ten tekst – albo pracuje znacznie mniej niż na etacie.
Jednym ze sposobów wyceny godziny pracy jest zsumowanie wszystkich kosztów jakie ponosimy w ciągu roku – jedzenie, telefon, mieszkanie, sprzęt do pracy, wakacje, ubezpieczenie, podatki itd. i podzielenie tego na ilość dni, które poświęcimy na pracę – załóżmy 120 – 150. W wyniku otrzymamy minimalne dzienne wynagrodzenie, za jakie jesteśmy w stanie przeżyć.
Niestety klienta nie obchodzi czy pan Kowalski zrobił zdjęcie w przerwie na kawę, czy przez tydzień czekał na odpowiednią chmurę i wydał majątek na nowy aparat. Dla niego ważny jest efekt. „Miejsce jakie zapełniamy na stronie czasopisma ma zawszę tę samą wartość” – twierdzi ilustratorka Karen Oxman (Computer Arts 02/2005). Dlatego informowanie klienta o tym, że za godzinę życzymy sobie np. 50 złotych nie ma sensu.
Projekt, w przypadku pana Kowalskiego zdjęcie, powinien być konkretnie wyceniony. Część freelancerów utrzymuje, że klientowi pod żadnym pozorem nie należy podawać stawek godzinowych, ale wycenę tego za co płaci. Warto natomiast zapytać o budżet. Jeśli okaże się, że jest wyższy niż nasza wycena zaproponujmy zrobienie czegoś więcej niż wymaga zleceniodawca. Uzyskamy w ten sposób przewagę nad konkurencją, która po prostu podwyższy stawkę nie oferując nic w zamian.
Nie tylko pieniądze
Świat nie skończy się również jeśli nie da się wynegocjować stawki takiej jak oczekiwana. Jeśli klienta nie stać na zdjęcia wykonane przez początkującego fotografa, to pokaże mu tylko jak bardzo mylił się z wyceną, a my możemy poczuć się dumni, że nie oferujemy cen dobrych dla gimnazjalistów. Być może stracimy zlecenie, ale może w tym czasie uda się złapać coś lepszego?
Z drugiej strony należy zastanowić się nad niematerialnymi zyskami. Może, jeśli akurat mamy czas, warto dołożyć do jednego zlecenia i zyskać dobre referencje? W tym przypadku bardzo ważne jest czy dzieło będzie można dołączyć do portfolio, czy działać będziemy jako podwykonawcy pod marką agencji. Na to ostatnie po prostu szkoda czasu.
Zawsze warto też założyć, że zamawiający będzie chciał od nas więcej niż ustalono – wykonanie jeszcze jednego zdjęcia, dopisanie akapitu tekstu czy dodanie nowej funkcjonalności powinno być dodatkowo płatne. Warto dopisać to do umowy. W przeciwnym razie zmarnujemy cenny czas, a nic nie zyskamy. Również czas poświęcony na pisanie e-maili i rozmowy z klientem dolicza się do wyceny pracy.
Kiedy obniżyć cenę?
Inaczej można wyceniać długie, pewne projekty, a inaczej jednorazowe zlecenia. Jeśli zleceniodawca może zaoferować panu Kowalskiemu zrobienie kalendarza ze zdjęciami z każdego miesiąca, to ma on pewność stałego dochodu przez kolejny rok. To zawsze pozwoli lepiej zaplanować budżet niż jedna nieoczekiwana publikacja w znanym magazynie. Poza tym zleceniodawcy bardziej opłaci się korzystanie z usług sprawdzonego fotografa niż ciągłe poszukiwanie kogoś nowego, podpisywanie kolejnych umów itd. Korzyść jest obopólna. Nawet jeśli zakończyliśmy zlecenie warto po jakimś czasie zapytać, czy nie potrzeba czegoś więcej. Może akurat okaże się, że w projekcie czegoś brakuje, a my znamy go najlepiej?
Jeśli trafił się dobrze płacący klient warto od czasu do czasu przypomnieć mu o sobie. Powodem może być zarówno zbliżający się termin płatności faktury, jego awans i związane z tym gratulacje lub wzmianka o jego firmie w którymś z serwisów branżowych. Jeśli przy okazji wspomnimy o tym, że mamy trochę wolnego czasu może się okazać, że uda się złapać nowy projekt. Warto dodać, że sami zleceniodawcy też lubią od czasu do czasu poinformować, że jeszcze żyją…
Dolicz koszty i czas
Przy obliczaniu stawki należy doliczyć wszystkie dodatkowe koszty – dojazdy do klienta, wynajęcie dodatkowego sprzętu czy zatrudnienie podwykonawcy. Warto wziąć pod uwagę również to, że wynagrodzenie możemy otrzymać z dużym opóźnieniem, zwłaszcza jeśli sytuacja na rynku nie jest najlepsza. Zdarza się, że zleceniodawca po prostu nie ma za co zapłacić i przeciąga termin wypłaty honorarium. Jeśli to jednorazowa sytuacja szkoda tracić źródła utrzymania (być może nastąpiła zwykła pomyłka), ale kiedy sprawa się powtarza może to źle świadczyć o przyszłości współpracy.
„Mam zasadę, zgodnie z którą nigdy nie żądam mniej niż wynosi koszt utrzymania przez dwa miesiące” – mówi Stephen Crowhurst, projektant z Kanday. Pan Kowalski rzadko kiedy dostanie za jedno zdjęcie taką kwotę, a sesje zdjęciowe nie zdarzają się co dzień. Powinien więc wziąć pod uwagę, że może pojawić się okres, w którym nie zarobi ani grosza – będą to chociażby wakacje (tu wygrywają etatowcy z płatnym urlopem), choroba czy chwilowy zastój na rynku. Oszczędności na kilka miesięcy są bardzo przydatne. Przedmiotem wprost stworzonym dla freelancerów jest zwykła karta kredytowa – miesięczne opóźnienia w płatnościach zdarzają się często, a taki darmowy, ale krótki kredyt uratował niejedną osobę.
Jak widać wycena projektu nie jest łatwa. Za punkt wyjścia powinniśmy wziąć pod uwagę to, za ile jesteśmy w stanie utrzymać się bez zaciskania pasa i powiększyć tę kwotę o oczekiwany zysk. Jeśli branża i wartość naszej pracy na to pozwalają – podbijajmy stawkę w górę. Jeśli zleceniodawca zapewni nam stałe zamówienia lub doskonałe referencje możemy natomiast zaproponować nieco niższą cenę lub w ramach budżetu zrobić więcej niż oczekiwano. Taka sytuacja będzie korzystna dla obu stron, a przecież o to w tym biznesie chodzi.