Chociaż The Legend of Zelda to jedna z najpopularniejszych serii gier wideo, nabrała zupełnie nowego wymiaru wraz z Breath of the Wild i rewolucją w otwartym świecie. Sześć lat później The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom ma ciężkie zadanie zaoferowania czegoś nowego przy zadowoleniu fanów ostatniego dzieła.
Nintendo ma unikalny sposób podchodzenia do serii. W ciągu 37 lat swojego istnienia niewiele gier tak naprawdę korzystało z tych samych uniwersów i postaci. Z pewnością znajdziemy pokrywające się imiona i główne cechy, ale gra w reinkarnacje zawsze przenosi nas do nowych wersji Hyrule i jej bohaterów. Inaczej jest w przypadkuTears of the Kingdom.
To dzieło ma miejsce kilka lat po wydarzeniach z Breath of the Wild. Księżniczka Zelda w towarzystwie wiernego rycerza Linka odkrywa ukryte przejście pod zamkiem Hyrule, które prowadzi do dziwnych katakumb. Wśród pozostałości, które świadczą o założeniu Królestwa 10 tysięcy lat temu, napotykają mumię złego przodka, która w mgnieniu oka miażdży legendarny miecz Linka i wysyła Zeldę do bezdennego wąwozu. Po przebudzeniu bohater znajduje się w przestworzach, gdzie zapoznaje się z technologią Soneau i rusza na poszukiwania Zeldy.
W strukturze bardzo podobnej do tej z poprzedniej odsłony Link szybko poznaje nowe moce. Jedną z nich jest chwyt, pozwalający na zdalne przenoszenie przedmiotów i przyklejanie ich do innych obiektów, tworząc wszystko, od pojazdów po broń. Retrospektywa z kolei powoduje, że obiekt cofa się w czasie, niezależnie od reszty otoczenia. To jednak dopiero początek niespodzianek.
Bez wątpienia jednak TotK nie będzie nowym BotW w sensie gry, która robi coś, czego nie zrobiła żadna inna gra. To bardziej rozwinięcie koncepcji znanych z poprzedniej części. Zarazem jeśli boisz się znaleźć w Hyrule, które znasz na pamięć, uspokajam: podczas wędrówek odkryjesz królestwo przekształcone przez Kataklizm. Zarazem ci, którzy twierdzili, że BotW ma zbyt pusty świat, będą usatysfakcjonowani: ten jest o wiele bardziej żywy i wypełniony. NPC żyją swoimi życiami, o określonych porach wykonując dane obowiązki, a interakcja jest dynamiczna i zgodna z nimi.
Każda jaskinia, ciemny zakątek czy wzgórze może kryć zagadki i szalone pomysły na rozgrywkę. Zdarza się, że małe, niepozorne miejsce, kryje za sobą odrębną, ogromną przygodę. Łatwo postrzegać TotK jako gigantyczne pudełko z zabawkami, w którym nigdy nie wiesz, na co natrafisz. W miastach nie brakuje treści z bardzo zróżnicowanymi zadaniami i misjami, które często opierają się na plotkach i niedopowiedzeniach. Taki a taki słyszał o legendarnym stworzeniu niedaleko lasu na południu. Twoim zadaniem jest powęszenie, aby dowiedzieć się, co się dzieje, wiedząc, że na tym terenie jest kilka lasów i nie są one małe. Przesłuchując lokalne postaci czasami dowiesz się więcej, chyba że chcesz sobie radzić sam.
Możliwość budowania pojazdów nabiera pełnego rozmachu. Rzeczywiście w przypadku BotW ruch dotyczył tylko Linka i jego paralotni. Tutaj duch MacGyvera wkracza do gry, bez względu na to, czy buduje się szybowiec czy katapultę. Geniusz polega na tym, że nie jesteś wcielony do gotowego planu: musisz użyć bardzo liberalnego silnika fizyki do swoich wynalazków. Na pojeździe możesz zbudować wieżyczkę obronną, a do balona dodać miotacz ognia – nic nie może cię ograniczyć poza wyobraźnią.
TotK ma znacznie bardziej współczesną narrację niż poprzednik. Tajemnica zniknięcia Zeldy jest przedmiotem niekończących się tropów, mniej lub bardziej prawdziwych, za którymi trzeba podążać, by odkryć prawdę.
Walki w swojej początkowej perspektywie są bardzo podobne do tych z poprzedniej odsłony, choć wrogowie są bardziej wojowniczy i liczniejsi. O ile w BotW rzadko zdarzało się walczyć z więcej niż pięcioma naraz, tutaj bierze się momentami udział w pojedynkach nawet z z kilkunastoma przeciwnikami. Zestaw broni ma swoje wady i zalety, których trzeba się szybko nauczyć. Zarazem to umiejętność ich łączenia z innymi przedmiotami powoduje, że można stać się naprawdę silną postacią.
Kosmicznie rozbudowana mechanika jest zarazem bronią obosieczną. Przyjemną, gdy mówi się o niej w recenzji, ale w trakcie zabawy daje się we znaki skomplikowanie w obsłudze. Mnóstwo możliwości nie zawsze jest zaletą, gdy w ferworze walki palce zaczynają plątać się na kontrolerze, starając się myśleć o wszystkich opcjach zaoferowanych przez twórców.
Pozostaje jeszcze kwestia audiowizualna. Na pewno graficznie TotK nie zachwyca w 2023 roku, gdyż ma się w nim do czynienia ze wszystkimi ograniczeniami 6-letniej konsoli. Nie należy zbyt dokładnie przyglądać się liściom, teksturom ani efektom dymu. Poza tym jest sporo spowolnień, zwłaszcza w lesie i na podniebnych wyspach. Nic nie jest w stanie odebrać Zeldzie jej magii, ale też trudno na dłużej zapomnieć, jak geniusz rozgrywki wyglądałby na potężniejszej maszynie. Lepiej wypada ścieżka dźwiękowa. Gra nie jest skąpa w epickie orkiestracje, a jednocześnie delikatnie towarzyszy spokojniejszym chwilom. Wskazówki dźwiękowe podkreślają także akcję z finezją.
Tears of the Kingdom to gra, która jest kolejną arcymocną pozycją w katalogu Nintendo, która stawia Zeldę w takim punkcie, w którym wydaje się, że serię będzie musiał czekać po niej poważny reboot.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM...
Łzy Królestwa dają niesamowite poczucie wolności i przeżywania własnej przygody bez ograniczeń, co wielu graczy utrzyma przy grze na dłużej niż ponad 100 godzin na poznanie jej wszystkich sekretów.
Plusy
Swoboda rozgrywki. Mnóstwo dostępnych aktywności. Wzruszająca opowieść. Ciekawe zagadki. NPC.
Minusy
Struktura nieco zbyt zbliżona do swojego poprzednika. Zbyt wiele przycisków do opanowania. Animacja potrafi mocno „chrupnąć”.