Na wstępie muszę wam się do czegoś przyznać: nie tyle nie lubię odkurzania, co go szczerze nienawidzę. Buczące, buchające gorącem urządzenie, które muszę za sobą targać po całym mieszkaniu, wzbudza we mnie niechęć, a późniejsze czyszczenie pojemnika z brudem i kontakt z zebranym kurzem – obrzydzenie. Właśnie dlatego zdecydowałam się przyjąć wyzwanie iRobota, które polegało na półrocznym testowaniu Roomby i7+ we własnym mieszkaniu. Zadanie było proste – pozwolić robotowi zadbać o podłogi i sprawdzić, jak poradzi on sobie w sytuacjach z życia wziętych.
Lekko i przyjemnie
Najprościej rzecz ujmując, moje mieszkanie to niełatwy teren dla robotów sprzątających. Urządzenie musiało odkurzyć cztery pokoje, z czego w jednym znajduje się wykładzina, a w drugim gruby dywan, a do tego drewniane parkiety w przedpokoju oraz kafelki w kuchni i łazience. Sytuacji nie upraszczają psi domownicy, którzy gubią sporo sierści i zawsze widzą wroga w hałasującym potworze z długą szyją, wyjeżdżającym z naszej szafy.
Konfiguracja Roomby i7+ przebiegła bezproblemowo: po wyciągnięciu robota z pudełka wybrałam odpowiednie miejsce dla stacji ładująco-czyszczącej CleanBase, a następnie pod czujnym okiem aplikacji iRobot HOME podłączyłam urządzenie do sieci domowej. Przed pierwszym odkurzaniem usunęłam z podłogi większość przeszkód w postaci kabli, zwierzęcych posłań oraz zabawek, ale okazało się to zbędne – robot zwinnie porusza się między meblami, wyczuwając przeszkody i je zgrabnie omijając.
Sprzęt metodycznie, dokładnie czyścił pokój za pokojem. Obrotowa szczotka boczna dobrze radziła sobie z wymiataniem kurzu z rogów i krawędzi pomieszczeń, zgarniając brud prosto pod kółka robota i nie rozpraszając go dookoła. Niski profil umożliwił mu przejechanie pod wszystkimi meblami w salonie, bez ryzyka zaklinowania się.
Roomba i7+ pracowała na tyle cicho, by nie wystraszyć psów, które z ciekawością przyglądały się nowemu przybyszowi, a po ogarnięciu całego mieszkania, wróciła do stacji CleanBase. System czyszczenia pojemnika włączył się automatycznie po zakończeniu cyklu pracy, racząc mnie krótkim, acz donośnym dźwiękiem przywodzącym na myśl klasyczne odkurzacze. Pierwsze sprzątanie oficjalnie dobiegło końca.
Po miesiącu
Już po kilku cyklach odkurzania zauważyłam, że mieszkanie stało się wyraźnie czystsze. Kłęby kurzu i sierści, dotychczas formujące się w dwa dni po klasycznym odkurzaniu, zniknęły na dobre, a roznoszony po spacerach piach z łap psów przestał pojawiać się w niespodziewanych punktach domu (ach, uroki posiadania pupili). Regularne sprzątanie pociągnęło za sobą także wolniejsze osadzanie się kurzu na meblach. Sama konserwacja robota okazała się banalnie prosta: urządzenie ani razu nie zgłosiło problemów z funkcjonowaniem swoich podzespołów, więc cały proces ograniczył się do szybkiego przetarcia obudowy robota.
Obrotowe szczotki skutecznie wygarniają uciążliwe zanieczyszczenia z dywanów
Stworzenie planu mieszkania w technologii Inteligentnych Map Imprint zajęło łącznie trzy cykle odkurzania; potem mogłam wydzielić w aplikacji poszczególne pomieszczenia, nadać im nazwy i włączyć do harmonogramu pracy urządzenia. To genialna funkcja, dzięki której dostosowałam cykl pracy robota do sposobu, w jaki brudziło się moje mieszkanie – okazało się, że moje biuro i sypialnia nie wymagały tak częstego sprzątania jak kuchnia, salon i home office mojego chłopaka.
Odkurzanie tego ostatniego pomieszczenia było na początku największym wyzwaniem, ponieważ w jego centralnym punkcie znajduje się komputer stacjonarny z trzema monitorami i dziesiątkami kabli plączących się pod biurkiem. Stanowi to potencjalne niebezpieczeństwo zarówno dla robota, jak i dla kompa. Początkowo odgrodziłam obszar za pomocą dołączonej do zestawu wirtualnej ściany, a gdy Mapa Imprint była gotowa, po prostu zdefiniowałam w aplikacji strefę bez dostępu – od tej pory Roomba i7+ nawet nie próbowała podjeżdżać w zakazane miejsce.
Robot bardzo dobrze sprawdzał się także w nieprzewidzianych sytuacjach. Podczas kulinarnych eksperymentów zdarzyło mi się rozsypać na kuchenne kafelki całkiem sporo cukru. Moje dłonie pokryte były zagniatanym ciastem, więc nie za bardzo chciałam sięgać po telefon; na szczęście Roomba i7+ jest kompatybilna z Asystentem Google, dzięki któremu mogłam wezwać robota sprzątającego na ratunek za pomocą polecenia głosowego.
W ogóle urządzenie bardzo dobrze radzi sobie z usuwaniem silnych, punktowych zabrudzeń. System Dirt Detect dba o to, żeby czyszczenie takiego szczególnie brudnego miejsca nie zakończyło się przedwcześnie. Funkcja ta przydała się także, gdy wracaliśmy do domu z wycieczek po lesie; robot natychmiast usuwał naniesiony na butach piach.
Po trzech miesiącach
Połowa testu już za nami, a Roomba i7+ wciąż trzymała się nieźle. Urządzenie przemierzało zakamarki mojego domu z taką samą werwą jak na samym początku. Mimo tego, że w trakcie pracy delikatnie obija się on o ściany i meble, nie nosiły one żadnych śladów uszkodzenia. Obudowa robota również wyglądała na nienaruszoną, co świadczy o wysokiej jakości materiałów, z których zbudowano tego pracowitego robota.
Trudno było nie zauważyć, że trzy miesiące korzystania z Roomby pozytywnie wpłynęły na kondycję wykładzin. Mój salon zdobi gruby, kolorowy dywan o dość gęstym włosiu, którego czyszczenie było koszmarem: pomiędzy jego włókna non stop wkręcały się włosy i sierść, a nasz konwencjonalny odkurzacz nie miał wystarczającej mocy ssącej, by wszystkie wydobyć. i7+ jest właściwie stworzony do takich zadań: sprzęt został wyposażony w dwie gumowe, obrotowe szczotki, które skutecznie wygarniają uciążliwe zanieczyszczenia z dywanów i wykładzin.
W ciągu drugiego miesiąca użytkowania Roomby i7+ otrzymałam notyfikację o konieczności wymiany worka AllergenLock w stacji CleanBase. Proces ten jest naprawdę banalny: wystarczy unieść wieko pojemnika, wyciągnąć stary worek, a na jego miejsce wsunąć nowy. Plastikowa zaślepka całkowicie zasłania otwór worka i chroni przed wysypaniem się zebranego brudu, więc nie ma ryzyka, że pochodzący z kilku tygodni kurz z powrotem znajdzie się na podłodze.
Po sześciu miesiącach
Pół roku w towarzystwie Roomby i7+ minęło. Przez ten czas zdarzyło mi się wyciągać klasyczny odkurzacz ledwie cztery razy, głównie po to, by odświeżyć fotele i kanapy.
W trakcie testu urządzenie pracowało właściwie bezwypadkowo – raz udało mu się zaklinować na luźnym kablu od ładowarki, który zapomniałam odłączyć, a drugi raz na przeoczonej zabawce psa. Incydenty te wymagały jedynie drobnej pomocy z mojej strony, a Roomba i pozostałe obiekty wyszły z nich bez szwanku. Sprzęt pracuje cicho i kulturalnie, co jest wybawieniem dla osób pracujących zdalnie, rodziców małych dzieci i miłośników zwierząt.
Ponadto konserwacja robota nie wymaga ani specjalistycznej wiedzy, ani czasu – przykładowo, regularne czyszczenie łożysk szczotek zajmuje ledwie kilka minut, podobnie jak przecieranie styków ładowania. Na utrzymanie urządzenia w perfekcyjnej formie potrzebowałam łącznie jakieś pół godziny miesięcznie; prawie nic w porównaniu z czasem, jaki zaoszczędziłam na sprzątaniu. Części robota są wykonane z solidnych, trwałych materiałów. W trakcie eksploatacji wymieniałam jedynie filtr i worek AllergenLock, a wszystkie pozostałe elementy wyglądały tak samo jak w dniu pierwszego uruchomienia.
Pół roku z Roombą i7+ uświadomiło mi, jak wiele czasu dotychczas poświęcałam na utrzymanie mieszkania w czystości. Dzięki robotowi sprzątającemu mogłam przeznaczyć go na inne zadania, jednocześnie mając pewność, że moje otoczenie pozostanie przyjemnie czyste i higieniczne. Jeśli do tej pory nie miałeś okazji zaprosić do domu Roomby, koniecznie nadrób zaległości – zakochasz się w niej od pierwszego sprzątania, a związek ten przetrwa długie miesiące.