„Stało się. Po raz pierwszy w życiu poczułem, że zaczyna mi przeszkadzać zbyt duży brzuch, będący skutkiem siedzącego trybu życia i sporadycznie wykonywanej aktywności fizycznej. Nie mogłem zaakceptować tego faktu i postanowiłem pozbyć się „bęca” tak szybko, jak to tylko możliwe.
Gdy podjąłem już decyzję o wzięciu się za siebie i ułożyłem sobie jako taki plan treningowy, zdałem sobie sprawę z tego, że niespecjalnie chce mi się uczęszczać regularnie na siłownię – raz, że zajmuje to czas, a dwa, że wolałbym ćwiczyć sam, nie będąc otoczonym nasterydowanymi koksami i zapachem potu roztaczającym się po całym obiekcie.
Właśnie wtedy wpadłem na pomysł stworzenia swojej własnej siłowni, która miałaby się znajdować w moim mieszkaniu. Jako że nie chciałem zagracać pokoju zbyt dużą ilością sprzętu, musiałem poważnie zastanowić się nad wyborem ekwipunku, który miał mi towarzyszyć przez najbliższy miesiąc.
TYDZIEŃ PIERWSZY: TRUDNE POCZĄTKI
Na początku całego cyklu treningowego postanowiłem wykonywać ćwiczenia ogólnorozwojowe, które w relatywnie szybki sposób pozwoliłyby mi rozruszać mój zastany przez zimę organizm i przygotować go na późniejszy, znacznie cięższy wysiłek. Będąc na siłowni posłużyłbym się atlasem – w mieszkaniu musiałem zastąpić go nieco mniejszym sprzętem, a mój wybór padł na Concept2 Model D Rowing Machine, czyli treningowego „wioślarza”. Urządzenie to zrobiło na mnie spore wrażenie, zwłaszcza że dzięki jego dużemu wyświetlaczowi LED, mogłem na bieżąco śledzić swoje postępy. Na starcie wyznaczyłem sobie limit trzech kilometrów, ale po „przepłynięciu” zaledwie jednego, zacząłem czuć mocne napięcie w praktycznie każdej partii mięśni. Z jednej strony to dobrze, bo sprzęt działa tak jak powinien, z drugiej jednak uzmysłowiłem sobie, że po kondycji z poprzedniego lata pozostały już tylko wspomnienia.
Na drugi dzień przed wiosłowaniem postanowiłem trochę pobiegać, aby po wskoczeniu na maszynę być znacznie lepiej rozgrzanym i rozciągniętym. Podczas joggingu swój puls śledziłem korzystając z opaski Fitbit Charge 2, która po moim powrocie do domu i rozpoczęciu wiosłowania, automatycznie wykryła zmianę aktualnie uprawianej przeze mnie dyscypliny sportu – nie musiałem nawet wchodzić do opcji.
Gdy po pierwszych kilku dniach zacząłem odczuwać przyrost energii, zdecydowałem się na zamontowanie w mieszkaniu zestawu akcesoriów TRX Home Gym. W jego skład w przeważającej większości wchodzą różnego rodzaju zaczepy i taśmy, które po odpowiednim montażu na drzwiach lub ścianie, potrafią zastąpić wiele profesjonalnych urządzeń treningowych. Sporym plusem owego zestawu jest opcja dokładnej regulacji jego elementów, dzięki czemu mogłem dokładnie dostosować długość i ułożenie taśm do określonego typu ćwiczeń. Sam trening z użyciem Home Gym paradoksalnie nie różnił się zbytnio od tego wykonywanego na siłce, zwłaszcza że dzięki dostępnym z poziomu mobilnej aplikacji poradnikom wideo, dość szybko nauczyłem się efektywnie wykorzystywać ten osprzęt.
Apka TRX pozwala też na korzystanie z płatnych programów treningowych. Ja dałem szansę temu o nazwie Military Fitness, co jak się po chwili okazało, było dla mnie zabójcze. Po 30 minutach przysiadów na jednej nodze i podciąganiu na taśmach, nie miałem siły stać, co jakby nie było, dobrze świadczy o owej wojskowej, fitnessowej zaprawie.
Przez kolejne dni wiosłowałem, kontynuowałem program Military Fitnees, a przed śniadaniem zaliczałem 5-kilometrową przebieżkę w pobliskim lesie. Wzrosła pewność siebie i kondycja, o 1,5 kg spadła natomiast waga. Nieźle.
TYDZIEŃ DRUGI I TRZECI: SZYBCIEJ, MOCNIEJ, WYDAJNIEJ
Po pierwszym tygodniu zacząłem odczuwać korzyści z treningu, ale wykonywanie w kółko i na okrągło tych samych ćwiczeń, pomału stawało się nużące. Nadeszła więc pora na modyfikację planu, którego głównym elementem uczyniłem ćwiczenia nastawione na spalanie tłuszczu i wzmocnienie mięśni pleców. W treningu siłowym nieocenioną pomocą okazał się Beast Sensor – niewielki i najeżony rozmaitymi czujnikami gadżet, odpowiedzialny za precyzyjne monitorowanie liczby powtórzeń danego ćwiczenia oraz analizę wielu innych parametrów charakteryzujących aktywność polegającą na wielokrotnym podnoszeniu jakiegoś ciężaru. Urządzenie to posiada swoją aplikację mobilną, z pomocą której mogłem też w wygodny sposób analizować moje postępy i trzymać kontrolę nad wyznaczonym wcześniej planem ćwiczeń. Beast Sensor okazał się najbardziej przydatny podczas machania hantlami i sztangą, ale podejrzewam, że nieco bardziej zaawansowani stażem maniacy fitness znaleźliby dla niego sporo innych zastosowań.
Jako że nie miałem zbytniego pomysłu na ćwiczenia pomocne w zrzuceniu nadmiaru tłuszczu, postanowiłem uzbroić się w tracker Moov Now i w oparciu o towarzyszącą mu apkę, wyszukałem sobie kilka ciekawych programów treningowych. Najbardziej przypadł mi do gustu ten bazujący na bokserskiej walce z cieniem – poza ruchami rękoma, bardzo mocno angażował on również mięśnie brzucha, które pracowały intensywnie, gdy wykonywałem uniki. Moov Now w czasie rzeczywistym nie tylko dokładnie śledził i analizował moje ruchy, ale również zachęcał mnie do wysiłku za pomocą różnych komend głosowych, generowanych przez apkę adekwatnie do intensywności i rodzaju wykonywanych ćwiczeń. Owych motywacyjnych wskazówek słuchałem, mając w uszach bezprzewodowe dokanałówki Bose SoundSport, wyposażone w odporną na działanie potu obudowę.
TYDZIEŃ CZWARTY: OSTATNIA PROSTA
Wzrost siły? Jest. Spadek wagi? Owszem. No to pora na pracę nad kondycją. Najprostszym sposobem jej poprawy jest oczywiście bieganie, ale w ostatnim tygodniu pogoda była wyjątkowo paskudna i nie chciało mi się nawet myśleć o perspektywie joggingu w tak złych warunkach. Na szczęście byłem przygotowany na taki obrót spraw, gdyż wyposażyłem się wcześniej w skakankę Tangram Smart Jump Rope. Ćwiczenie z jej wykorzystaniem było bardzo przyjemne, głównie za sprawą fantastycznej funkcji wyświetlania w powietrzu liczby wykonanych skoków. Dzięki diodom LED, tworzącym tę wizualizację, nie musiałem sobie zaprzątać głowy liczeniem powtórzeń, przez co podczas skakania mogłem spokojnie słuchać sobie muzyki (oczywiście na playliście nie zabrakło kilku utworów z „Rocky’ego”).
Po miesiącu takiego treningu czułem się znacznie lepiej niż jeszcze kilka tygodni temu, a jego efekty były widoczne gołym okiem. Nie wyrzeźbiłem może klaty i sześciożeberkowego kaloryfera, ale osiągnięty rezultat dał mi jasno do zrozumienia, że parę odpowiednio dobranych gadżetów z powodzeniem może zastąpić siłkę.”