Ze świecą szukać gracza, który nie słyszał o legendarnym Sidzie Meierze. Sławę przyniosła mu gra Civilization. Z czasem pojawiły się kolejne części tej kultowej gry, które momentami znacznie różniły się od swojej prekursorki. W tym roku do serii dołączyła kolejna, której poświęcona jest ta recenzja: Sid Meier’s Civiliation IV Colonization.
Ocena
Grywalność: | {ikona-gc05} |
Grafika: | {ikona-gc04} |
Dźwięk: | {ikona-gc04} |
Ogółem: | {ikona-gc05} |
Nazwa „Colonization” może być myląca. Może się bowiem wydawać, że mamy do czynienia z kolejnym (bo trzecim) dodatkiem do gry Civilization IV. Tak jednak nie jest. Gra czerpie pełnymi garściami z „czwórki”, opiera się na jej rozwiązaniach. Jest jednak zupełnie odrębnym bytem.
O co chodzi? Jak zawsze, o kasę i władzę nad światem. A dokładniej o władzę nad Nowym Światem, który kolonizujemy. Możemy tego dokonać za pomocą czterech nacji – Holendrów, Francuzów, Anglików i Hiszpanów. Każda z nich ma oczywiście swoje wady i zalety. Inaczej byłoby nudno.
Po uruchomieniu gry możemy podziwiać niemalże bliźniacze menu w porównaniu do tego, które znamy z Cywilizacji. Poszczególne opcje mogą się tylko różnić nazwami. Mamy więc do wyboru różne poziomy trudności, możliwość ustawienia prędkości upływu czasu i rozmiaru świata. Doświadczony civiliomaniak poczuje się tutaj jak ryba w wodzie. Właściwa rozgrywka również rozpoczyna się podobnie, czyli od założenia pierwszego miasta. Jedak od tego momentu gracze, którzy nigdy nie grali w pierwszą Colonization, mogą poczuć lekką konsternację, gdyż pojawiają się pierwsze różnice.
Jako, że czas gry ogranicza się tylko do trzech wieków, a nie całych tysiącleci, zabrakło tutaj możliwości odkrywania nowych technologii, budowania cudów świata i tym podobnych rozwiązań. Znajdziemy za to np. dokładnie zobrazowane warstwy naszego społeczeństwa, od kryminalistów aż do specjalistów, którzy pracują dwukrotnie wydajniej niż zwykli pracownicy. W Civilization też mieliśmy namiastkę tego rozwiązania, ale w omawianej grze autorzy pokusili się o jego rozwinięcie.
„Na końcu łańcucha pokarmowego jest nasz wielmożny księciunio, jaśnie Pan, czyli Król, który stresuje nas ciągłymi żądaniami”
Najważniejszym aspektem Sid Maier’s Civiliation IV Colonization jest ekonomia. Stworzenie dobrze prosperujących łańcuchów produkcyjnych to klucz do zwycięstwa, a przynajmniej bardzo duży krok w jego stronę. Poza handlowaniem zwykłymi półproduktami jak cukier, tytoń czy żelazo, najbardziej opłacalna jest sama produkcja gotowych wytworów. Bimberek się pędzi z cukru – wiadomo
Czas na trochę polityki i dyplomacji. W grze możemy układać sobie stosunki z innymi kolonistami z Europy oraz z tubylcami, których moim zdaniem jest trochę za dużo. Wszędzie się kręcą i przeszkadzają, a przecież najrozsądniej jest ich nie rozwścieczać. Na końcu łańcucha pokarmowego jest nasz wielmożny księciunio, jaśnie Pan, czyli Król, który stresuje nas ciągłymi żądaniami. Powiem szczerze, że denerwował on mnie bardziej niż natrętni tubylcy. Całe szczęście, że jednych i drugich można wyeliminować.
Zresztą właśnie pośrednio do tego dążymy w SMCIVC (żeby już nie pisać całej tej skomplikowanej nazwy). Celem gry jest bowiem obalenie króla i ogłoszenie swojej niepodległości. Możemy to jednak zrobić dopiero wtedy, gdy nastroje w naszym społeczeństwie będą odpowiednie.
Naszym zdaniem
Nowa odsłona Civiliazation jest bardzo ciekawą propozycją. Mógłbym nawet powiedzieć, że obowiązkową dla fanów strategii turowych, a szczególnie dla fanów serii. Jakimś cudem Sid Maier posiadł umiejętność odgrzewania starych placków, które wszystkim smakują.
Problem w tym, że król tak łatwo nam nie odpuści. Po ogłoszeniu niepodległości wysyła do nas w odwiedziny całe zastępy swoich zaprawionych w bojach wojaków i dopiero po rozbiciu jego armii w pył, możemy cieszyć się końcowym zwycięstwem. Tak kończy się Civ IV Colonization. Dzieje się to szybko, a to z racji na jedną rzecz, której bardzo nie lubię w grach – ograniczenie czasowe. Zaczynamy w roku 1500, a kończymy w 1800. Jedna tura to jeden rok, a więc mamy ich 300, żeby osiągnąć swój cel.
Jeśli chodzi o aspekt graficzny, to cóż. Można by rzec, że grafika jaka jest, każdy widzi. Mnie jakoś nie poraziła – chociaż nie są to już „kwadraciki” jakie poruszały się po mapie świata w pierwszej Cywilizacji. Grafika w grze ani nie pomaga, ani nie przeszkadza. W tego typu produkcjach grafika ma trzecioplanowe znaczenie.
Modele postaci są zupełnie przyzwoite i dość wyraźne. Wozu z armatą raczej nie pomylicie, więc wszystko powinno być w porządku. U Sid’a zawsze podobały mi się modele statków, ale konkretnego argumentu dlaczego tak jest, nie potrafię podać.
Podsumowanie
Nowa odsłona Civiliazation jest bardzo ciekawą propozycją. Mógłbym nawet powiedzieć, że obowiązkową dla fanów strategii turowych, a szczególnie dla fanów serii. Jakimś cudem Sid Maier posiadł umiejętność odgrzewania starych placków, które wszystkim smakują.
Nowe odsłony niby niczym się nie różnią, a jednak jest coś w nich co przyciąga. Co więcej, sami gracze wcale nie oczekują wielkich zmian. Chcą dalej przesuwać te stare „kwadraciki”, co kiedyś, które może tylko nabrały nowego kształtu.
Wydawca: Cenega Poland, http://www.cenega.pl
Wersja językowa: polska
Cena: 79,90 zł