Twórcy serii Medal of Honor ponownie zachęcają do wzięcia udziału w II wojnie światowej, kusząc przy tym odejściem od liniowego charakteru rozgrywki.
Na tyłach wroga
Wcielamy się w postać Boyda Traversa służącego
w 82. dywizji powietrzno-desantowej, operującej
na tyłach wroga. Starcia rozpoczynamy od inwazji
na Sycylię, aby przesuwając się w głąb kontynentu
trafić do samego serca Niemiec. Przed
każdą misją uczestniczymy w odprawie, poznając
jej cele oraz arenę walk. Dowódca wskazuje
miejsca największej koncentracji wojsk nieprzyjaciela
oraz te, w których można stosunkowo bezpiecznie
wylądować.
Jak przystało na żołnierza
dywizji powietrzno-desantowej, akcje rozpoczynamy
od skoku ze spadochronem. Po zapoznaniu
się z zadaniami dokonujemy wyboru broni
i przenosimy się na pokład samolotu. Opuszczamy
go automatycznie, gdy zapali się zielone światło
lub samolot zostanie trafiony przez nieprzyjaciela.
Kontrolę nad bohaterem uzyskujemy po
rozwinięciu czaszy spadochronu. Od tego momentu
staramy się tak kierować lotem, aby wylądować
w optymalnym z punktu obranej taktyki
miejscu.
Swoboda działania
Po poprawnym lądowaniu jesteśmy od razu gotowi
do walki. Mocne uderzenie o ziemię owocuje
chwilową utratą orientacji i ostrości widzenia.
Jest to szczególnie groźne, gdy w bezpośredniej
okolicy znajdują się żołnierze wroga. Jeśli podczas
lądowania kierowaliśmy się w stronę zielonych
flar, to otoczenie powinno być bezpieczne.
Możliwość wybrania miejsca w którym rozpoczynamy
walkę to pierwszy przejaw swobody działania,
jaką pozostawia nam producent gry. Tylko od
nas zależy w jakiej kolejności wykonamy główne
cele misji. Możemy do nich docierać na kilka sposobów:
przemieszczając się uliczkami, szukając
przejść wiodących przez wnętrza budynków lub
poruszając się po dachach.
Nie warto podejmować
w pełni otwartej walki z przeciwnikiem. Zdecydowanie
lepszym pomysłem jest korzystanie
z osłon zapewnianych przez ściany i inne elementy
otoczenia. W tym czasie otrzymujemy także
dodatkowe, poboczne zadania do wykonania,
które ułatwiają zdobywanie medali i pozyskiwanie
usprawnień wykorzystywanej broni.
Tryb wieloosobowy
Starcia z udziałem od 2 do 16 graczy mogą być
prowadzone za pośrednictwem szerokopasmowego
dostępu do internetu. Zalecane jest korzystanie
z łącza o przepustowości na poziomie
co najmniej 512 kb/s. Do dyspozycji graczy zostały
oddane trzy warianty rozgrywek. Pierwszy
z nich to klasyczny zespołowy Deathmatch,
rozgrywany między siłami Aliantów i żołnierzami
Osi. Obie strony konfliktu rozpoczynają starcie
na polu walki, w przeciwieństwie do drugiego
trybu o nazwie Deathmatch spadochroniarzy.
Tym razem Alianci wykonują skoki spadochronowe,
a przedstawiciele Osi starają się ich trafić
jeszcze przed wylądowaniem. Trzeci wariant
starć to pojedynki związane z przechwyceniem
i utrzymaniem trzech flag umieszczonych na arenie
zmagań.
Walki efektowne, ale krótkie
Za widowiskowe prezentowanie starć odpowiedzialny
jest silnik Unreal Engine 3.0. Walki są
efektowne, ale zdecydowanie za krótkie. Twórcy
gry przygotowali tylko sześć misji, które można
ukończyć w około 7 godzin. To niewiele, biorąc
pod uwagę fakt, iż gry Electronic Arts nie należą
do najtańszych. Żywotność produktu przedłużymy
biorąc udział w rywalizacji wieloosobowej lub
ponownie uczestnicząc w misjach przy wyższym
poziomie trudności i starając się odnaleźć inne
drogi do zwycięstwa.
Frustrujące jest też zachowanie
żołnierzy przeciwnika, którzy potrafią się
odradzać bez końca dopóki nie wykonamy określonych
zadań. Szkoda, że producenci nie wykorzystali
w pełni potencjału tej gry