Twoja nowa komórka ma trzy miliony nowych funkcji? I tak z nich nie skorzystasz.
Idąc do sklepu po odtwarzacz MP3, wracam z nowym telefonem. On też pozwala na słuchanie muzyki, a w porównaniu z nowymi modelami, stara komórka wydała mi się… stara. Po paru miesiącach od zakupu stwierdzam, że telefon ma za mały wyświetlacz do przeglądania sieci. W poszukiwaniu najlepszego modelu przeglądam blogi i fora. Decyduję się na netbooka. Po raz kolejny dałem się wciągnąć w grę z producentami sprzętu. Przez całe lata mogłem żyć bez nawigacji GPS w telefonie, ale kiedy sprzedawca zapewnia mnie, że ?zawsze może się zdarzyć niespodziewany wypad w góry, a cena tego modelu jest tylko o 50 złotych wyższa?, poważnie zastanawiam się nad kupnem. Trochę ratuje mnie fakt, że zawsze znajdę zastosowanie dla nowych wynalazków, nawet jeśli wcześniej nie przeszło mi przez myśl, jakie jeszcze ekscytujące funkcje można dodać do ekspresu do kawy.
Podczas czytania dłuższych dokumentów obracam monitor o 90° (?ten model ma zaawansowaną regulację stopki, a podstawowy jest tylko o 100 złotych tańszy? ? przekonywał sprzedawca). Ściągam podcasty na telefon. Nawet poprzednią golarkę wybrałem tak, żeby działała w pociągu, przy żałośnie niskim napięciu, jakie oferuje nam PKP.
Czasem odnoszę jednak wrażenie, że jestem wyjątkiem. Nie chodzi nawet o osoby, które kupują najlepszą lustrzankę w sklepie, po czym skrupulatnie pilnują, żeby pokrętło zmiany trybu zawsze było ustawione w pozycji ?auto?. Więcej radości dostarczają ci, którzy za żadne skarby nie skorzystają z trybu automatycznego, stabilizacji obrazu, ani autofocusu. Przecież te opcje są dla leszczy ? twierdzą, pokazując rozmazane zdjęcia chodnika. Pomrukują przy tym o ?artystycznych ujęciach?. Tyle tylko, że ci ?leszcze? faktycznie korzystają z cudów elektroniki, za które zapłacili. Nawet jeśli zwykle dajesz się skusić na jedną z funkcji, o której istnieniu nie miałeś pojęcia, to prędzej czy później trafi sz na taką, która jest tak nieprzydatna, jak otwieracz do piwa z licznikiem otwartych butelek.
Jestem przekonany, że większość z was doznała podobnego rozczarowania, na przykład po kupnie aparatu łapiącego ostrość na twarzach fotografowanych osób. To działa, ale ma drobną wadę. Wykryta twarz znajduje się zwykle na plakacie w tle. Spróbujcie to wytłumaczyć fotografowanej dziewczynie…
Każde z takich nowoczesnych urządzeń posiada jednak dziesiątki drobnych udogodnień, o których sprzedawcy milczą. Zwykle okazują się one bardziej użytecznie niż to, co zachwalała reklama. Z reklamy telefonu nie usłyszysz: ?w końcu dodaliśmy antenę, która łapie zasięg?, ale raczej: ?teraz aparat ma jeszcze więcej megapikseli?. Tymczasem komórka cały czas służy częściej do dzwonienia, niż do kręcenia filmów w HD.
Co jest powodem? Mocne gardła speców od reklamy. Ledwo słyszalny szept przygarbionych i wychudzonych inżynierów, tkwiących w podziemnych laboratoriach, nie ma tej siły przebicia. Tylko co z tego. Sprzęt działa, a spoty reklamowe to najciekawsze, co oferuje telewizja. Nawet, jeżeli nie ma tam nic o reklamowanym urządzeniu.
Marcin Kosedowski