Corsair budował swoje imperium z klocków tak różnych, że trudno było przewidzieć, dokąd ta układanka zmierza. Chłodzenia, klawiatury, myszki, gotowe pecety, oświetlenie, makra… Ale jest w tej marce coś, co nigdy nie wyparowało: nieuleczalna skłonność do tworzenia sprzętów niszowych, czasem wręcz ekscentrycznych, które w rękach entuzjastów zmieniają się w małe, technologiczne talizmany. Xeneon Edge idealnie wpisuje się w tę filozofię. To nie dodatkowy ekran. To moduł. Element układanki. Narzędzie, które dopasowuje się do twojego świata – nie odwrotnie.
Na papierze brzmi niepozornie – ultrapanoramiczny panel dotykowy 14,5 cala o rozdzielczości 2560×720 px. Ale kiedy odpakowujesz go po raz pierwszy, szybko orientujesz się, że to nie jest klasyczny monitor, tylko bardzo sprytnie przemyślany, niezwykle elastyczny kawałek ekranu, który może pełnić dziesięć różnych ról, zależnie od tego, gdzie go postawisz albo przykleisz – tu zaczyna się zabawa.
Xeneon Edge wygląda jak cienki, czarny pasek światła zamknięty w minimalistycznej ramce. Ale jego prawdziwą supermocą jest to, czego nie widać – magnetyczny szkielet. W środku tej skromnej obudowy siedzi aż 12 magnesów, dzięki którym ekran możesz przyczepić gdziekolwiek. Dosłownie: bok obudowy peceta, metalowa noga biurka, szuflada, panel minilodówki, górna belka monitora, a nawet wnętrze komputera.
To właśnie ta ostatnia opcja jest najbardziej „corsairowa”. Xeneon Edge został zaprojektowany tak, by wpasować się w obudowę desktopa. Ma idealną grubość i cofnięte porty, by kabel nie wadził o nic w środku obudowy. To wygląda jak dodatkowy moduł z futurystycznego statku kosmicznego, który nagle zaczął wyświetlać twoje temperatury, zużycie GPU albo czat Twitcha. I tak, testowałem też montaż w zupełnie innych, absurdalnych miejscach.
Dla osób, które nie chcą zaczynać przygody od instalacji „pod maską”, Corsair dorzuca magnetyczną podstawkę – prostą, ale stabilną, delikatnie pochyloną, by ekran zachowywał czytelność podczas pracy na biurku. Dzięki 32:9 Edge można ustawić poziomo jako subtelny „pasek kontrolny” albo pionowo, tworząc coś na kształt wąskiego feedu powiadomień czy panelu do czatu.
Pod względem technicznym Xeneon Edge jest pełnoprawnym wyświetlaczem. Ma HDMI i USB-C z DisplayPort Alt-Mode, co oznacza, że jeśli twoje urządzenie wspiera przekazywanie obrazu po USB-C, jeden przewód załatwia wszystko – obraz i dotyk.
Jeśli wybierzesz HDMI, musisz dorzucić USB do obsługi panelu dotykowego. Corsair dodaje do zestawu trzy kable, a w przypadku montażu wewnątrz obudowy także specjalny przewód do 10-pinowego gniazda USB na płycie głównej.
Routing kabli może wymagać jednego popołudnia kreatywnego kombinowania – zwłaszcza jeśli musisz przeciągać HDMI-to-DisplayPort przez śledzia obudowy – ale efekt końcowy daje satysfakcję, jakbyś zdobył nowy poziom w RPG-u dla PC-master-race.
Panel Edge’a to nie jest tanie, „byle jakie” IPS. Mimo niewielkiej wysokości obraz jest ostry, kolory przyjemne, a kąty widzenia szerokie. Najważniejszy jest jednak pięciopunktowy multitouch, który pozwala traktować Xeneon Edge jak mały, konfigurowalny tablet pod twoim monitorem. A to otwiera naprawdę duże możliwości.

W praktyce to ekran, który reaguje jak urządzenie input – możesz klikać, przesuwać, targać okienka, przewijać feed, przełączać playlisty, zmieniać profile sprzętu. Czułość jest szybka, opóźnienia minimalne, a w połączeniu z widgetami (o nich za chwilę) robi z Edge’a element twojej codziennej pracy, nie gadżet na pokaz.
Niezależnie od tego, jak bardzo lubisz swój setup, iCUE potrafi sprawić, że staje się bardziej… dynamiczny. Tu nie chodzi tylko o kolorki RGB. Tu chodzi o informację, kontrolę i personalizację.
W Edge’u iCUE działa jak silnik, który ożywia cały koncept. Możesz dorzucać: temperatury CPU/GPU, obroty wentylatorów, przepływy pomp, zużycie RAM i sieci, kontrolę multimediów, pogodę, news feed, liczniki czy nawet iframe’y z internetu (tak, możesz wrzucić mini YouTube albo ticker giełdowy).
Każdy widget da się ustawić w pionie lub poziomie i dopasować do twojego workflow. Przy pionowym montażu obok monitora wygląda to obłędnie – elegancki, minimalistyczny pasek informacji premium.
Z poziomu Edge’a możesz zmieniać profile wentylatorów, sterować podświetleniem, pauzować muzykę, przełączać EQ, odpalać aplikacje, a nawet mieć dedykowany panel do Discorda lub Twitcha.
W praktyce zaczynasz traktować Edge’a jak własny control center, a główny monitor – jak scenę, na której dzieje się to, co najważniejsze. Edge filtruje resztę.
Szkoda, że Corsair jeszcze nie dorzucił trybu „makro-decka” – w stylu Elgato Stream Deck. Ekran aż błaga o wykorzystanie jako panel scen, skrótów, automatyzacji. Technicznie można to obejść, ale out-of-the-box tego brakuje. To jedyny moment, kiedy czujesz, że potencjał jest większy niż dostępne narzędzia. Chciałbym też, żeby natywnie dostępna była współpraca z Macami. Po żenująco słabym wynalazku, jakim był niegdyś Touch Bar w MacBookach, Xeneon Edge jawi się jako rozwiązanie wręcz z innego świata.
Dla kogo więc jest Xeneon Edge? To nie jest klasyczny produkt masowy. To gadżet-składnik. Element stylu życia użytkownika PC. Najlepiej odnajdzie się w rękach pecetowych estetów, którzy kochają dopieszczać wnętrze swoich rigów, streamerów i twórców, którym brakuje miejsca na powiadomienia, czaty i panele pomocnicze, ale też osób pracujących kreatywnie, potrzebujących dyskretnego, konfigurowalnego ekranu na skróty i notyfikacje.
Pewnie. Nie zastąpi klasycznego, drugiego monitora. Nie jest też odpowiedzią na każdy workflow. Ale jeśli zależy ci na kontrolowaniu świata wokół komputera – w czasie rzeczywistym, elegancko, intuicyjnie – Xeneon Edge jest jednym z fajniejszych, a już na pewno najbardziej charakterystycznych dodatków, jakie możesz postawić na swoim biurku. A raczej: przykleić.
Specyfikacja
- CENA 1 099 PLN
- PRZEKĄTNA 14,5” (32:9)
- ROZDZIELCZOŚĆ 2560×720 px
- CZĘSTOTLIWOŚĆ ODŚWIEŻANIA 60 Hz
- JASNOŚĆ 350 cd/m²
- KOLORY 16,7 mln (8-bit RGB)
- WYMIARY 22 x 372 x 120 mm
- WAGA 1,67 kg
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
Ekran, który nie chce być monitorem – chce być częścią ciebie i twojego setupu.
Plusy
Unikalna, ultrapanoramiczna forma. Sprytna konstrukcja. Responsywny ekran. Bogaty zestaw przewodów. Spektakularny wygląd.
Minusy
iCUE bywa kapryśne. Funkcjonalność i kompatybilność mogłyby i powinny zostać rozszerzone.



