Gdy w 1987 roku Square wypuszczało na rynek grę Final Fantasy, trudno było przypuszczać, że stanie się ona początkiem popkulturowego fenomenu. W tym roku seria kończy 35 lat; by uczcić ten dostojny wiek, studio postanowiło uraczyć nas zupełnie nową produkcją, nawiązującą do pierwszej części i na nowo opowiadającą historię Wojowników Światła. Od pierwszego zwiastunu Stranger of Paradise wzbudzało jednak sporo kontrowersji – sprawdźmy, czy dotyczą one także pełnej wersji gry.
W SoP wcielamy się w Jacka, człowieka bez przeszłości. Bohater pamięta zaledwie swoje imię oraz misję: znaleźć i unicestwić Chaos, pierwotną siłę, która zagraża światu. Z poprzednim życiem wiąże go jedynie kryształowa kula; na drodze Jacka szybko stają inni wojownicy, wybrani przez kryształy, gotowi do wykonania zadania u jego boku. Szybko okazuje się jednak, że tajemnicza misja ma swoje drugie dno…
Historia opowiedziana w Stranger of Paradise z początku wydawała mi się słaba, opowiedziana we fragmentaryczny sposób i wypełniona przerywnikami filmowymi, które nie zawsze miały sens. Nie do końca rozumiałem także, dlaczego Square Enix zdecydowało się na przyprawienie całości przesadnie mrocznym klimatem, ocierającym się niemal o parodię. Z czasem coraz bardziej zagłębiałem się jednak w opowieść, odkrywając nawiązania do poprzednich odsłon cyklu. Gra fabularnie najmocniej powiązana jest z „jedynką” i stanowi prequel wydarzeń ze stareńkiego erpega, ale miłośnicy Final Fantasy z radością odwiedzą wulkan z ósmej części cyklu czy przeklęty las z FF IX.
Pod względem mechaniki Stranger of Paradise stanowi oryginalną mieszankę drugiej połowy Final Fantasy XV i serii Dark Souls. Kolejne zadania rzucają nas w różne lokacje, zamieszkałe przez setki wrogów. Chociaż są one w dużej mierze liniowe, w większości labiryntów i tak bardzo łatwo się zgubić – niejednokrotnie biegałem w tym samym miejscu przez dobre pół godziny, bezskutecznie szukając drogi naprzód. W lokacjach znajdziemy punkty kontrolne, działające mniej więcej jak ogniska z DS: po ich aktywowaniu, zapisujemy grę i odnawiamy zasoby mikstur uzdrawiających, ale powoduje to również odrodzenie się wszystkich wrogów.
Po raz kolejny deweloper postanowił odejść od klasycznej, turowej rozgrywki wielu poprzednich części, zamiast tego serwując nam system rodem z gier akcji i remake’u siódmej odsłony, oparty o ciosy, umiejętności specjalne i uniki. Podczas walki Jackowi towarzyszą dwaj inni wojownicy (łącznie mamy do wyboru cztery postaci, każdą z nieco innym zestawem umiejętności). Mocno „soulsowe” są starcia z bossami, w których kluczem do sukcesu jest nauczenie się ruchów przeciwnika i odpowiednio szybkie usunięcie mu się z drogi, ale nawet szeregowi wrogowie potrafią dostarczyć kłopotów, w szczególności na najwyższym poziomie trudności. Na szczęście dla nowicjuszy jest tutaj kilka poziomów trudności, nawet taki, który nie będzie stanowił dla nich większego wyzwania.
Z walką nierozłącznie związany jest system klas. Chociaż Jack zaczyna dość skromnie, od zaledwie trzech profesji (standardowy zestaw wojownik/złodziej/mag), wraz z postępami w grze odblokujemy kolejne: posługującego się włóczniami lansjera, walczącego katanami ronina czy też niemal niezbędnego w dłuższych starciach białego maga, uzdrawiającego drużynę, gdy skończą się nam mikstury. Osiągnięcie mistrzostwa w podstawowych klasach daje nam dostęp do kolejnych, coraz potężniejszych i dających dostęp do bardziej zabójczych umiejętności specjalnych; podobny rozwój przechodzą także towarzysze Jacka, acz mają oni dostęp jedynie do wybranych klas. By szybciej zdobywać doświadczenie w profesjach, należy ubrać naszych bohaterów w pancerz i dodatki, które poprawiają ich zgodność z danym zawodem; spokojnie, elementy wyposażenia „wypadają” z prawie każdego wroga.
Pod względem graficznym Stranger of Paradise okazał się dość przeciętny choćby w porównaniu ze wspomnianym remakiem siódemki. Modele postaci nie powalają, zaś wiele obiektów straszy rozmytymi teksturami. Na dodatek gra okazała się dość zasobożerna: klatkowanie zanotowałem zarówno na pececie, jak i na PS5 w trybie płynności. Na pochwałę zasługuje natomiast oprawa muzyczna, wypełniona remiksami utworów z poprzednich części cyklu.
Najnowsza produkcja spod znaku Final Fantasy, wzbudza mieszane uczucia. Z jednej strony mamy tutaj do czynienia z wciągającym tytułem o świetnie zaprojektowanym systemie rozwoju postaci, w który naprawdę bardzo chciało mi się grać, zaś z drugiej – płaskimi bohaterami niezależnymi i fabułą, którą ratują jedynie odniesienia do innych części cyklu. Owszem, warto zagrać w Stranger of Paradise, ale nie ma co się nastawiać na emocje, jakich dostarczały nam kultowe odsłony.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM...
Stranger of Paradise to przede wszystkim prezent dla fanów serii, którzy tęsknią za klimatem pierwszych części, ale podoba im się mechanika tych najnowszych.
Plusy
Rozbudowany system klas i rozwoju postaci. Starcia, które sprawdzają refleks i taktyczne myślenie. Ładna oprawa dźwiękowa.
Minusy
Bardzo trudne w nawigacji lokacje. NPC-e właściwie nie mają osobowości. Jedynie przeciętna grafika.