Są w pracy webmastera grzechy, których w żadnym wypadku nie należy popełniać. Na szczęście istnieje ratunek: z nami dowiesz się, co to za błędy i jak należy ich unikać.
To zabawne, jak moda na grzech stale powraca, za każdym razem w innej odmianie. Podobnie rzecz ma się z grzechami webmasterskimi: od dawana nikt już nie nadużywa efektów graficznych w rodzaju Kai Power Tools, a tag {html}
Webdesign nie polega jedynie na projektowaniu
wyglądu strony. W wielu przypadkach najgorsze błędy nie są wcale takie oczywiste i dają o sobie znać jedynie w niektórych sytuacjach, gdy któryś z użytkowników zacznie szukać na stronie konkretnej informacji lub produktu. Inne wpadki
dostrzegą tylko wybrani internauci, tacy jak użytkownicy mniej popularnych przeglądarek internetowych
lub osoby niedowidzące, które korzystają z pomocy programów do odczytywania tekstu.
Dlatego tak ważne jest oddzielenie poważnych grzechów od rzeczy mało istotnych. Duże bloki tekstu bywają irytujące, ale nie są aż tak karygodne.
Podobnie rzecz się ma z nietrafionym doborem kolorów, który nie zachwyca, ale też nie sprawi, że strona przestanie nagle działać.
Wytykamy jedynie błędy największego kalibru. Są to niedoróbki z rodzaju tych, które można by równie dobrze zastąpić znakiem \”zakaz wstępu\” na stronie głównej twojego serwisu. Należą do nich błędy wprowadzające w błąd internautów i projekty
stron wyprowadzające z równowagi nawet spokojne na co dzień osoby.
To, że błędy się pojawiają, nie oznacza jednak, że webmasterzy robią to specjalnie. Niektóre błędy powstają na skutek ignorancji, inne wynikają z pośpiechu,
a inne są efektem działania osób trzecich – czyli klientów. Na kilku następnych stronach wskażemy, jakie błędy są najgorsze, dlaczego w ogóle się pojawiają i co zrobić, aby ich uniknąć. Wyjaśnimy również, jak postępować, aby nie powielać następnych webmasterskich grzechów.
1. Dostępność i kompatybilność strony z różnymi przeglądarkami
Przestrzeganie reguł
dostępności to nie tylko dobry obyczaj. To coś, co się opłaca
Ignorowanie standardów dostępności
to obecnie najcięższy grzech wśród webmasterów i źródło wielu problemów. 81% stron internetowych w Wielkiej Brytanii pozostaje nieodstępnych dla osób niepełnosprawnych. Z kolei 60% stron należących do tamtejszego rządu i administracji rządowej nie odpowiada standardom dostępności lub zawiera takie błędy w kodzie HTML, które ujemnie wpływają na ich przydatność.
Warto na to zwrócić uwagę z trzech powodów. Po pierwsze, prawidłowy
kod HTML jest łatwiejszy do odczytania na innych urządzeniach. Po drugie, internetowy rynek usług i produktów dla osób niepełnosprawnych
wyceniany jest na 15 miliardów dolarów. Wreszcie po trzecie, w niektórych krajach już dzisiaj wymóg dostępności do firmowych
stron internetowych zapisany jest w ustawach. Nie ma więc na co czekać.
Nasz osąd
Ciężar grzechu: 7
Okoliczności łagodzące: Jeżeli próbowałeś przekonać klienta do standardów dostępności, a on nadal uważa je za coś mało istotnego, to i tak zasługujesz
na pochwałę.
Strony niespełniające wymogów dostępności rzadko kiedy powstają z powodu lenistwa lub złośliwości webmasterów. To ich klienci nie przywiązują wagi do tego problemu:
80% spośród autorów 1000 brytyjskich stron internetowych, przepytanych przez organizację DRC zajmującą się prawami osób niepełnosprawnych, przyznało, że firmom nie zależy na standardach dostępności. Przekonują ich tylko argumenty finansowe lub wizja potencjalnych kar.
Drugi problem polega na kompatybilności
strony z różnymi przeglądarkami
internetowymi. Wszyscy mniej więcej zdają sobie sprawę z tego, jakie programy są najpopularniejsze: Internet Explorera używa około 80% użytkowników sieci, Firefoksa 10%, Safari 3%, Opery 1% itd.
Suche liczby nie mówią jednak wszystkiego. Bywa, że na konkretnych stronach użytkownicy Firefoksa stanowią około
25% wszystkich odwiedzających, co oznacza, że niedostosowanie strony
do ich potrzeb jest równoznaczne z odrzuceniem co czwartej osoby. Jeżeli twoja strona dotyczy najnowszych
technologii, komputerów oraz internetu, te proporcje mogą się nawet jeszcze zwiększyć.
Nawet starannie wykonanym stronom zdarzają się wpadki. Niezłym rozwiązaniem są skrypty wykrywające błędy w kodzie, ale zbyt często zdarza się, że są one zbyt restrykcyjne: jeżeli użytkownicy zaktualizują nagle Firefoksa z wersji 1.0 na 1.5, może się okazać, że zaczną dostrzegać błędy, których wcześniej nie widzieli. Jeżeli zatem ktoś będzie miał do wyboru: zmienić przeglądarkę lub zmienić stronę, na pewno wybierze to drugie.
Na szczęście, coraz więcej webdesignerów
zwraca na to wszystko uwagę. Absolutne minimum to zapoznanie się z informacjami zamieszczonymi na takich stronach, jak np. The Web Standards Project (http://www.webstandards.org). Akurat ten serwis najlepiej jest przeglądać
za pomocą Internet Explorera w wersji 5.5 lub wyższej. No dobra, to tylko żart.
2. Przerost formy nad treścią
Gdyby nie artystyczne ambicje webdesignerów, sieć byłaby na pewno nudniejsza. Lecz ładny projekt nie powinien utrudniać korzystania ze strony
Dobry layout ma ogromne znaczenie. Nadaje stronie charakter, cieszy oko i stanowi
popis umiejętności webdesignera. Łatwo jednak przesadzić i skończyć z designem, który co prawda będzie efektowny, ale nie sprawdzi się na danej stronie.
Musisz cały czas uważać, aby nie wpaść w żadną ze skrajności: przerostu formy nad treścią oraz przeładowanej kilobajtami
strony.
Przerost formy nad treścią ma miejsce również wtedy, gdy efektowny
wygląd okazuje się być ważniejszy od podstawowej funkcjonalności witryny. Z kolei zbyt długo wczytujące się strony to skutek pracy webmasterów, którzy zapominają o tym, że nie każdy korzysta z szybkiego szerokopasmowego łącza.
Nadal wiele osób łączy się z internetem za pośrednictwem modemów. Dlatego tak ważna jest optymalizacja strony, aby korzystanie z niej było jak najbardziej komfortowe, niezależnie od prędkości połączenia.
Czujesz, że przed chwilą przeczytałeś
opis przywodzący na myśl twoją stronę? Jeżeli nie spełnia ona podstawowych
wymagań: nie ma łatwo dostępnej treści, przejrzystej nawigacji oraz layoutu, który odpowiadałby gościom serwisu, to prawdopodobnie masz do czynienia z przerostem formy nad treścią.
Nasz osąd
Ciężar grzechu: 5
Okoliczności łagodzące: trudno zaprzeczyć temu, że strona WWW to popis umiejętności
webmastera. Lecz pamiętaj o tym, że funkcjonalność
jest ważniejsza od wyglądu serwisu.
Jeffrey Zeldman, webdesigner
piszący m.in. dla Adobe Design Center (http://www.adobe.com/designcenter)
sugeruje, że projektanci stron internetowych, kierujący się przede wszystkim przebojowością swoich serwisów, najlepiej sprawdzają się przy projektach, które czerpią korzyści z tego, jakie wrażenie wywołają. Jego zdaniem problem pojawia się wtedy, gdy dochodzi do różnic pomiędzy tym, czego chce webdesigner, a tym, co jest najlepsze dla strony WWW.
\”Dochodzi do tego, że powstają strony komercyjne przypominające krzykliwe ulotki reklamowe oraz serwisy informacyjne
przyozdobione olśniewającymi dodatkami lub co gorsza zupełnie nietrafionymi intrami. Kiedy styl staje się celem samym w sobie, strona wprowadza
zamęt, na czym tracą zarówno użytkownicy, jak i firmy,które za tego typu serwisy zapłaciły. Jeżeli webdesignerzy
nie pytają się wprost, dla kogo skierowana jest dana strona i do czego ma służyć, otrzymujemy w efekcie bezsensowne
cukierkowe strony, które tylko psują opinię\” – komentuje Zeldman.
W ten sposób można najlepiej ocenić, czy projekt się udał: nie chodzi o to, aby zaimponować ekspertom, ale o wrażenia zwykłych użytkowników.
3. Rzadko zadawane pytania
Odpowiadaj na te pytania, które użytkownicy rzeczywiście zadają, a nie na te,
które chciałbyś, żeby zadali. I przestań wreszcie ukrywać swoje dane kontaktowe!
Uwielbiamy działy z FAQ (najczęściej zadawanymi
pytaniami). Tak rzadko, jeżeli w ogóle, zawierają odpowiedzi na prawdziwe pytania. \”Jakie jest motto waszej firmy?\”,\”W jakimkierunku rozwija się firma?\”,\”Jakiew ykształcenie
ma naczelny serwisu?\”, \”O jakie certyfikaty jakości zabiegacie?\”. Kogo to obchodzi?
Nasz osąd
Ciężar grzechu: 5
Okoliczności łagodzące: FAQ, które nie odpowiada na najczęściej zadawane pytania ma rację bytu tylko wówczas, jeżeli jest napisane w zabawny sposób. I to zabawny dla wszystkich, a nie tylko dla autora strony.
Chcielibyśmy wiedzieć więcej o rzeczach naprawdę ważnych, takich jak np.: \”Czemu wysłaliście moje zamówienie do Gwatemali?\”, \”Pod jaki numer mam zadzwonić, żeby wreszcie
ktoś mi odpowiedział?\” lub \”Dlaczego podwójnie
obciążyliście moją kartę kredytową?\”.
Podstrony z FAQ wpisują się w większą całość, wraz z ukrytymi kosztami towarów i korporacyjnymi serwisami, które zawierają marketingową papkę i niewiele ponadto. Jest to efekt wtrącania się w projektowanie stron ludzi przesiąkniętych
misją firmy, żywcem wyjętych z komiksów o Dilbercie. Niestety w takim przypadku webdesigner nie ma za wiele do gadania: kto płaci, może decydować o wszystkim.
4. Te wszędobylskie animacje wczytywania strony
Działają na nerwy i nie mają żadnego sensu. Mowa oczywiście
o animacjach wyświetlanych podczas ładowania zawartości strony
Jaki właściwie jest sens stosowania tych animacji (nie mylić z małymi preloaderami typu \”proszę czekać…\”)? W najlepszym przypadku to tylko kolejna przeszkoda na drodze do zawartości
strony i strata cennych sekund. Najgorszy scenariusz przewiduje jednak konieczność oglądania animacji z piekła rodem, na poziomie prezentacji z PowerPointa, połączonej z korporacyjnym
bełkotem i nijaką muzyką.
Nasz osąd
Ciężar grzechu: 7
Okoliczności łagodzące: Animacje powitalne są usprawiedliwione
jedynie w dwóch przypadkach: jeżeli twoja strona to pokaz twoich umiejętności webdesignerskich
lub jeżeli klient porwał z akwarium twoje złote rybki i chce okupu.
Tak naprawdę dobrze wiemy, dlaczego takie animacje ciągle powstają. Serio. Siedzisz sobie przed komputerem, co chwila spisując nowe pomysły, a tymczasem klientowi zależy tylko na tym, aby strona \”przypominała Amazon\”. Efektowna animacja to twój akt desperacji.
Gdy jednak trafiamy na tego typu statyczne strony, zmuszające użytkowników do kliknięcia na smutnym obrazku lub animacji we Flashu, która po dziesięciu minutach wyświetla wreszcie komunikat \”Witamy na naszej stronie\”, mamy ogromną ochotę dodać takiego webmastera do naszej czarnej listy.
Pamiętaj o jednym: większość internautów nie lubi niespodzianek. Muszą wiedzieć, czego mogą spodziewać się po twojej stronie albo klikną na adresie twojej konkurencji.
5. Natrętne PDF-y
Szukasz najlepszej metody prezentacji tekstu oraz ilustracji, niezależnie od wybranej przeglądarki internetowej? Wybierz HTML!
Wydaje się, że pliki PDF są w sieci od zawsze. Są one bardzo przydatne, szczególnie dla webmasterów, którzy mają dosyć ograniczeń, jakie niesie ze sobą HTML.
Jednak dzięki zastosowaniu CSS możliwe jest stworzenie atrakcyjnych wizualnie prezentacji, które będą poprawnie wyświetlane w każdej przeglądarce internetowej, dzięki czemu nie ma już potrzeby wgrywania na serwer dużych plików PDF. Okazuje się, że w praktyce niewiele to zmieniło.
Szczególnie upodobały sobie ten format instytucje rządowe. Nawet w przypadku niewielkich broszur informacyjnych, które mógłby wprowadzić do HTML-
a nawet początkujący webmaster.
Nasz osąd
Ciężar grzechu: 5
Okoliczności łagodzące: Nie wszystko da się pokazać pod HTML-em. Czasem prezentacja jest zbyt złożona lub zbyt obszerna lub też konieczna jest pełna kontrola nad tym, jak będzie wyglądać końcowy dokument.
PDF-y nie są złe, ale jeżeli twój dokument zawiera tekst i grafiki,kombinacja XHTML-a i CSS da lepsze efekty – taka strona nie wymaga dodatkowego oprogramowania lub wtyczek, da się odczytać na większości urządzeń mobilnych i lepiej prezentuje się na ekranie.
Oczywiście nie ma nic złego w prezentowaniu
za pomocą PDF-ów specjalistycznych danych, których nie dałoby się pokazać w żaden inny sposób, ale powinieneś zawsze zastanowić się nad tym, czy można osiągnąć ten sam efekt przy użyciu podstawowego kodu.
6. Oszukiwanie wyszukiwarek
Rzecz, o której nie można nie wspomnieć
Istnieją dwa rodzaje nieudolnej optymalizacji stron w wyszukiwarkach: przypadkowe błędy oraz umyślne oszukiwanie mechanizmów wyszukiwarki. Te pierwsze bywają irytujące. Kolejne strony z rozrośniętymi
tagami, które utrudniają dodawanie ich do ulubionych, nieprzystępna nawigacja oraz treści wciśnięte we Flasha, równie dobrze nadające się do pokazania w czystym HTML-u. I dalej: błędy w odnośnikach,
które uniemożliwiają przeglądanie witryny, błędy w pisowni utrudniające wyszukanie strony przez kogoś, kto używa poprawnej składni etc.
Nasz osąd
Ciężar grzechu: 7
Okoliczności łagodzące: Uczciwe pozycjonowanie stron nie budzi zastrzeżeń i jest naturalnym elementem pracy nad każdym serwisem. Jednak gdy raz złamiesz wyznaczone reguły, przejdziesz na ciemną stronę mocy.
Lecz na uwagę zasługuje tak naprawdę drugi rodzaj błędów. Może się wydawać, że oszukiwanie wyszukiwarek to domena mało znanych, przebiegłych
firm,ale nie zawsze tak bywa: pisaliśmy już o przypadku zablokowania przez Google serwisu firmy BWM, która co innego prezentowała użytkownikom, a co innego ukrycie przekazywała robotom-pająkom skanującym sieć na potrzeby wyszukiwarki.
Był to przykład poważnego naruszenia regulaminu Google. Także inne strony wykorzystują ukryty tekst, np. pisany białą czcionką na białym tle, do zafałszowania ich zawartości. Nie brak również
serwisów wykorzystujących liczne podstrony do powielenia tych samych treści, co przekłada się na wyższą pozycję w rankingu wyszukiwarek. Wszystko to powoduje, że użytkownicy odwiedzający
twoją stronę w poszukiwaniu treści, których tam nie ma, mają prawo czuć się sfrustrowani.
Łatwo obarczyć za to winą webdesignerów.
Czasem jednak największym wrogiem dobrego projektu jest klient, który go zamówił: nieudolnie zmieniający zawartość zoptymalizowanej strony, dobierający złe słowa kluczowe i oczekujący, że uzyska pierwszą pozycję w Google kosztem kilku złotych. A na dodatek niesłuchający rad ekspertów. Zdarza się też, że firma jest zadowolona z wątpliwej
jakości usług \”złego webmastera\”, dzięki czemu może on przetrwać w branży.
Jeden z widocznych w praktyce efektów takiego
działania to sytuacja, gdy strona chwali się, że udostępnia pewne informacje, podczas gdy w rzeczywistości tak nie jest. Poszukaj recenzji aparatów cyfrowych, a odnajdziesz mnóstwo stron, które wedle opisów takie testy publikują. Tego rodzaju informacje przekazały wyszukiwarce Google, lecz gdy je odwiedzisz, przekonasz się, że ich działy z recenzjami są puste. Nie oznacza to, że popełniono nadużycie – w wielu przypadkach nikt jeszcze nie zostawił na ich łamach żadnych komentarzy
ale to wystarczy, aby poczuć się nabitym w butelkę.
7. Wkurzające dodatki
Możesz zamieścić na stronie muzykę odtwarzaną w tle, animacje
i wiele innych rzeczy – ale to nie znaczy, że to wszystko powinno się tam znaleźć
Dodatki wchodzące w skład strony – takie jak audio, wideo czy reklamy – mogą pomóc ją ożywić, ale jest wiele powodów, dla których powinieneś ich unikać, o ile nie masz pewności, że idealnie pasują do twojego serwisu. Po pierwsze, takie rzeczy potrafią irytować: jeżeli ktoś akurat rozmawia przez telefon, na pewno nie ucieszy się z tego, że jego komputer zacznie wydawać z siebie dźwięki, puszczać Elvisa lub przemawiać głosem Crazy Froga.
Po drugie, jeżeli twoja strona zawiera wiele osadzonych dodatków, takich jak główne elementy
we Flashu lub animacje, co sprytniejsze przeglądarki mogą potraktować je jak reklamy i przestać wyświetlać. Oznacza to, że cały design, nad którym tyle siedziałeś, będzie miał dużą białą wyrwę akurat tam, gdzie zaplanowałeś
elementy reklamowe.
Jednak najgorsze dodatki to takie, które zasłaniają tekst. Zwykłe pop-upy da się przynajmniej zamknąć i spokojnie wrócić do lektury strony, ale w przypadku pseudookienek
we Flashu trzeba się już bardziej wysilić. Oddzielna kategoria tego typu reklam to pełnoekranowe animacje wyskakujące od razu po załadowaniu strony.
Nasz osąd
Ciężar grzechu: 4
Okoliczności łagodzące: Łatwo sprawić, aby multimedialne dodatki nie były tak irytujące. Np. we Flashu wystarczy domyślnie włączyć tryb \”sound off\” i dodać przycisk uruchamiający odtwarzanie muzyki
tylko wtedy, gdy ktoś sobie tego zażyczy.
Tak, gdy ktoś zainstaluje oprogramowanie do blokowania reklam, będzie do niego trudniej dotrzeć. Lecz i tutaj istnieje dobra oraz zła metoda radzenia sobie z tym problemem. Firma AMD wie, jak to się robi: flashowa reklama tkwi w prawym górnym rogu serwisu korporacyjnego.
Wystarczy najechać myszką nad grafikę,aby reklama rozwinęła się do pełnego rozmiaru. Po odjechaniu kursorem wszystko wraca do normalności.
Wszystko odbywa się elegancko, skutecznie
i co najważniejsze, całkowicie bezgłośnie.