Poruszający, naturalny i intymny. Pierwszy pełen metraż François Truffauta, 400 batów, opowiada historię jego młodości i jest to opowieść na pierwszy rzut oka przeciętna. To film o trzynastoletnim chłopcu otoczonym egoizmem i beztroską. Fabuła zaczyna się dość lekko i chociaż nigdy nie staje się melodramatyczna, zaczyna się w nią wkradać głęboki smutek.
Trzynastoletni Antoine mieszka ze swoimi rodzicami w zagraconym paryskim mieszkaniu. Zaniedbywany przez matkę, nierozumiany przez ojczyma zaczyna buntować się przeciwko instytucjom władzy. Jedyną osobą, którą ma młody Antoine, jest jego przyjaciel, który jest tak samo zagubiony w życiu jak on. I oczywiście, że obaj nie podejmują mądrych decyzji. Jak mogliby? Ktoś powinien ich wysłuchać i porozmawiać z nimi, jak z równymi istotami, ze współczuciem. Ilu boomerów z mojego pokolenia mogłoby utożsamić się dzisiaj z młodym Antoinem? Truffaut nie przerysowuje swoich postaci. Wszyscy są bardzo ludzcy i naturalni. I może to jest w tym najtrudniejsze. Że wśród tych wszystkich bohaterów nikt nie jest w stanie zadbać o nic poza sobą.
Film też pokazuje, jak bardzo my, ludzie, zaczynamy być wraz z dojrzewaniem połączeni ze sobą i naszym otoczeniem. Ale im bardziej jesteśmy uspołecznieni, tym bardziej oddalamy się od naszych autentycznych uczuć i emocji. To właśnie strauma- tyzowane społeczeństwo nazywa „dorosłością”.
Młody Antoine ma niewiele dróg w życiu. Może zostać przestępcą, może narkoma- nem lub, jak na ironię, poddając się, zacząć funkcjonować, znaleźć pracę, żonę, mieć dzieci i przekazać im swoją traumę. I wszystkie jego marzenia z dzieciństwa zostaną zapomniane. Miłość może być silniejsza niż śmierć, ale trauma jest silniejsza niż miłość.
Poza 400 batami, najlepszym moim zdaniem filmem Truffaut, na HBO MAX poja- wiają się jeszcze dwa inne dzieła Francuza. Są to świetne Skradzione pocałunki i trochę ustępujące tej dwójce, Ostatnie metro, jeden z ostatnich obrazów reżysera.