Na początku swojej kariery zawodowej zajmował się wymianą żarówek na pasie startowym lotniska w Newark. Dzisiaj identyfikuje się go jako amerykańskiego scenarzystę i satyryka. W świecie showbiznesu zasłynął przede wszystkim swoim wkładem w zrealizowanie scenariuszy dla trzech filmów o agencie 007 z Piercem Brosnanem w roli głównej. Autor kilku książek o pozycji mężczyzny we współczesnym świecie, felietonista w New York Observer, Vanity Fair i Strategy + Business. Ostatnio popełnił również scenariusz do najnowszej wirtualnej części przygód Jamesa Bonda o znajomo brzmiącym tytule GoldenEye 007: Reloaded?
Jak tworzy się tło dla tak ikonicznej postaci jak James Bond? Czy w miarę upływu czasu pisanie kolejnych części przygód agenta 007 przychodziło łatwiej i stawało się bardziej naturalne?
Stworzenie każdej kolejnej historii dla Bonda zawsze było dla mnie wyzwaniem. Postać ta występowała w naprawdę pokaźnej ilości filmów, z których większość zdobyło status kultowych. Jest wiele pamiętnych scen i momentów w tej całej filmotece. Nigdy nie jest łatwo. Za wzór zawsze stawiam sobie scenę z Thunderball, gdzie naga kobieta bierze kąpiel i prosi Bonda o podanie jej czegoś, co mogłaby na siebie założyć. Ten natomiast przynosi jej jedynie parę butów. Jest to bardzo prosta i elegancka scena. Podczas mojej przygody z 007 nie raz starałem się osiągnąć taki efekt i jak na razie nigdy mi się ta sztuka nie udała.
Czy budowanie scenariusza z niczego jest prostsze od kreowania świata dokoła Jamesa Bonda?
Bond to gatunek sam w sobie i nie można sobie pozwolić na ignorowanie pewnych zasad. Kiedy zaczynasz pisać scenariusz, w którym masz do czynienia z innymi bohaterami, nie dźwigasz na karku jarzma po tytułem Ian Fleming i 50 lat historii Bonda na srebrnym ekranie. Niemniej jednak, pisanie scenariusza samo w sobie nigdy nie jest proste. Jest to sztuka opowiadania historii za pomocą obrazu. Wiele rzeczy pozostaje niedopowiedzianych. Tworzysz za to sceny i bohaterów, którzy zapadają w pamięć i oddziałowują na ciebie emocjonalnie. Każdy scenariusz jest inny, ale problemy z nim związane pozostają takie same.
Czym różniło się kreowanie Bonda widzianego przez pryzmat gry aktorskiej Daniela Craiga, od tej, jaką prezentował Pierce Brosnan? Ostatecznie, na potrzeby gry dokonałeś aktualizacji historii, którą kiedyś sam stworzyłeś dla filmu GoldenEye.
Oryginalnie akcja GoldenEye toczyła się pod koniec zimnej wojny. Od tamtego czasu minęło 15 lat. Po drodze doświadczyliśmy ataków terrorystycznych z 11 września i przyszło nam żyć w czasach potężnego kryzysu finansowego. Postać z oczywistych względów musiała ulec aktualizacji, aby dopasować ją do interpretacji Bonda Daniela Craiga. Podobnie sprawa się miała z otaczającym go światem. Bond jakiego kreuje Daniel jest twardy, nie daje sobie wciskać kitu i często działa impulsywnie. Właśnie te cechy należało oddać w grze najwierniej, jak to tylko było możliwe.
Czy osobiście podoba ci się jego wersja agenta 007? Czy ta zimna kalkulacja, surowość i przenikliwe spojrzenie to po prostu Bond na miarę naszych czasów?
Zawsze byłem zdania, iż każdy kolejny Bond jest wiernym odzwierciedleniem swojej epoki. Connery był genialny w roli szpiega zimnej wojny, Roger Moore oddawał ducha lat 80-tych, Tim Dalton genialnie pasował na bohatera końca zimnej wojny, a Brosnan idealnie wpisywał się w bohatera żyjącego w czasach po tych wydarzeniach. To co z Bondem zrobił Craig, od samego początku bardzo mi imponowało. Dla mnie osobiście wizja Daniela na rozwój tej postaci jest nie tylko bardzo współczesna, ale również świetnie oddaje ducha tych niespokojnych czasów, w których przyszło nam żyć. Uwielbiam jego warsztat aktorski i to jak niewiele emocji Bonda przelewa na ekran. Sukces Casino Royale i Quantum of Solace mówią tutaj same za siebie.
Zatem, który aktor z tego wyselekcjonowanego grona wykonał najlepszą robotę? Masz swojego faworyta?
Tak jak już wspomniałem, każdy z nich był idealny w swoim czasie i wnosił coś nowego w rozwój tego bohatera. Connery był pierwszym Bondem, którego widziałem jeszcze jako dziecko, więc darzę go wyjątkową sympatią. Nie mam jednak swojego faworyta. Wszyscy agenci 007 byli w moich oczach sukcesem.
Czym różni się pisanie scenariusza do filmu od tego jaki tworzysz na potrzeby gry?
W pewnym sensie jest to bardzo podobny proces. W obu przypadkach śledzimy losy Bonda podczas jednej z jego misji. Musi on stawić czoła różnym przeciwnościom losu, pojedynczym adwersarzom i zagadkom, które musi rozwiązać przed spotkaniem się z ostatecznym przeciwnikiem. W filmie proces ten realizowany jest w trzech aktach. W grze te same motywy dzieli się na dziesięć lub więcej poziomów. Esencja bohatera i jego motywy są takie same na każdej z tych dwóch platform. Dlatego właśnie pisanie scenariusza do gry z punktu widzenia samej historii wygląda niemalże identycznie. Jeśli natomiast chodzi o kwestie produkcyjne to jest to dużo lżejszy kawałek chleba. Twórcy gry są w stanie wygenerować wszystko, czego tylko dusza zapragnie. Za dobry przykład może tu posłużyć ostatnia sekwencja w GoldenEye 007: Reloaded. Nie chcę w tym miejscu zdradzać szczegółów, ale wymagała ona stworzenia pomieszczenia, w którym żaden filmowiec nie byłby w stanie nakręcić danej sceny, zakładając, że takową by w ogóle gdzieś znalazł. Z tego właśnie względu pisanie scenariusza do gry jest znacznie ciekawsze. Można korzystać z dużo bogatszej palety barw.
Jestem zdania, iż gra może osiągnąć spory sukces posiadając w zanadrzu jedynie dobrze napisany scenariusz. Niegdyś, z powodu ograniczeń sprzętowych, właśnie ten czynnik wyróżniał dobre tytuły od wybitnych. Trend zdaje się jednak wracać do łask, jako że ludziom przejadły się już efekciarskie wybuchy i imponująca grafika. Jakiego formatu historii możemy się spodziewać w nowym GoldenEye?
W pełni się z tobą zgadzam, że scenariusz i dobra historia na powrót zaczynają odgrywać kluczową rolę w świecie gier. Ostatecznie same sekwencje walki z kolejnymi bossami i potyczki zbrojne nie wystarczą. W przypadku GoldenEye 007: Reloaded, producenci Bonda (Eon), Activision i ekipa z Eurocomu włożyli bardzo dużo czasu i energii w to, aby historia ta była nie tylko wciągająca, ale i ciekawa wizualnie. Sam scenariusz pozostaje w dużej mierze wierny swojemu filmowemu poprzednikowi, ale z drugiej strony odzwierciedla wszystko to, co się obecnie dzieje na świecie. Znajdziemy tam echa kryzysu finansowego, nadejście firm zbrojeniowych zdolnych uposażyć całą armię, a nawet rosnący w siłę przemysł zajmującego się utylizacją energii słonecznej. Naszym celem było oddanie w ręce graczy tytułu, który byłby równie wciągający jak poprzednia odsłona gry GoldenEye, tyle że z odświeżoną grafiką i historią, będącą ukłonem w stronę filmu. Moim zdaniem jest to świetne gra i mam nadzieję, że spodoba się czytelnikom Magazynu T3.
Czy technologia odgrywa w twoim życiu dużą rolę?
Może ujmę to w ten sposób ? nadal pamiętam komendy, które wpisywałem w DOSie (śmiech). Nie skłamię zatem jeśli powiem, że jestem gadżeciarzem. W mojej rodzinie funkcjonuję jako całodobowa pomoc komputerowa. Jakiś czas temu spełniłem marzenie każdego nastolatka, bo mam obecnie całą plejadę konsol w postaci PS3, Xboxa 360 i Wii. Jeśli chodzi o komputery to jestem zadeklarowanym pecetowcem i niech Lenovo Thinkpad będzie mi świadkiem. W tym miejscu pragnę nadmienić, że firma ta nie płaci mi za reklamę (śmiech). Kiedy pracuję w domu, korzystam z modelu T510 zaadoptowanego na desktopa z dodatkowym monitorem. Poza tym jestem użytkownikiem telefonu z systemem Android. Nie posiadam jeszcze co prawda iPada, ale tylko kwestią czasu jest kiedy w końcu go nabędę.
Który z gadżetów Bonda jest twoim ulubionym? Czy jesteś pomysłodawcą któregokolwiek z tych, które trafiły ostatecznie do filmu?
Na przełomie całej serii, moim ulubionym ?gadżetem? jest i zawsze będzie oryginalny Aston Martin DB-5 ? pierwszy samochód Bonda z katapultą pod fotelem i karabinami za światłami. Głównie z powodu mojej fascynacji tym modelem miał on swoje 5 minut w GoldenEye. Było to swego rodzaju podkreślenie korzeni 007, które są moim zdaniem tak samo ważne jak postać Q czy Moneypenny. Kiedyś udało mi się nawet nim przejechać, co chyba można porównać jedynie do skosztowania wody z Bondowego Świętego Grala. W Jutro nie umiera nigdy wpadłem na pomysł, aby James kierował swoim BMW za pomocą pilota. Moim pomysłem były również wyrzutnie rakiet na dachu samochodu. Pamiętam, że ludzie odpowiedzialni ze realizację tych pomysłów poszli wtedy na całość. Kilka prostych idei przekuli w coś, co wykraczało poza moje najśmielsze oczekiwania. Z gadżetami Bonda wiąże się mimo wszystko wiele ograniczeń. Przede wszystkim muszą to być rzeczy, które będzie on w stanie cały czas nosić przy sobie. Mile widziany jest zegarek z jakąś niestandardową funkcją, telefon komórkowy, pasek do spodni czy pióro. W pierwszej wersji Jutro nie umiera nigdy było na przykład niewielkie pudełko, które po rozłożeniu zmieniało się w parę nart z kijkami. Dział, który zajmował się materializacją takich rzeczy nie tylko zaprojektował, ale i zbudował w pełni działający prototyp. Ku mojej rozpaczy, scena w której Bond korzysta ze swoich nart w pigułce nie dostała się do filmu.
W posiadaniu jakiego urządzenia chciałbyś się kiedyś znaleźć, zakładając, że jeszcze nikt go nie stworzył?
Przychodzą mi do głowy dwie rzeczy. Po pierwsze, jako że mieszkam w Los Angeles, gdzie korki potrafią człowieka doprowadzić do szewskiej pasji, chciałbym pożyczyć ze wspomnianego BMW Bonda wyrzutnię rakiet (śmiech). Drugą rzeczą byłby gadżet, który w jakiś niestworzony sposób pozwoliłby mi na jeden dzień stać się agentem 007. Podejrzewam, że byłby to bestseller (śmiech). Kiedy jednak teraz się nad tym zastanawiam to przecież o to właśnie chodzi w grach komputerowych, prawda? W GoldenEye 007: Reloaded stajesz się Jamesem Bondem i jeśli dopisze ci szczęście, to może nawet przez kilka godzin nikt nie będzie ci suszył głowy o to, że trzeba wynieść śmieci czy oddać do druku kolejny artykuł (śmiech).