Na papierze wygląda imponująco. Vasco Translator Q1 to urządzenie, które producent przedstawia jako rewolucję w komunikacji – tłumaczenie głosowe w czasie rzeczywistym, rozmowy telefoniczne bez bariery językowej, a nawet klonowanie głosu użytkownika, by mówić w obcym języku „swoim własnym tonem”. Do tego obietnica darmowego internetu w ponad 200 krajach, elegancki design i hasło o „wolności komunikacji na zawsze”. Brzmi jak przyszłość. Niestety, im dłużej przyglądamy się tym zapewnieniom, tym bardziej dostrzegamy, że to głównie marketingowa fasada.
Najbardziej chwytliwa funkcja – klonowanie głosu – w praktyce jest raczej ciekawostką niż realnym narzędziem. Po krótkiej próbce nagrania urządzenie ma mówić za nas w innym języku, ale brzmienie jest sztuczne, intonacja przypadkowa, a akcent nie zawsze trafia w punkt. Zamiast imponować naturalnością, efekt bywa bardziej karykaturalny niż praktyczny. Trudno wyobrazić sobie, by ktoś naprawdę chciał prowadzić poważną rozmowę biznesową czy choćby casualowy small talk w ten sposób.
Równie dużo wątpliwości budzi deklarowana „uniwersalność” urządzenia. Producent chwali się darmowym, wbudowanym internetem, jednak nie daje jasnych odpowiedzi, jak sprzęt radzi sobie w miejscach o słabym zasięgu albo w sytuacjach, gdy transmisja danych jest niestabilna. Bez internetu Vasco Translator Q1 traci większość swoich możliwości, a tryb offline – jeśli w ogóle działa – jest na tyle ograniczony, że nie można go traktować poważnie.
Codzienne użytkowanie także nie daje powodów do zachwytu. Każdy, kto kiedykolwiek korzystał z mobilnych translatorów, wie, że największym wrogiem takich urządzeń jest hałas i spontaniczność rozmowy. W warunkach laboratoryjnych wszystko działa poprawnie, ale wystarczy przenieść się na zatłoczoną ulicę, na dworzec czy do głośnej kawiarni, aby skuteczność rozpoznawania mowy gwałtownie spadła. Vasco Translator Q1, jak można się spodziewać, nie jest wyjątkiem – chwytliwe slogany reklamowe nie zmienią faktu, że algorytmy sztucznej inteligencji wciąż potrafią gubić słowa i całe frazy, co w tłumaczeniu na żywo czyni różnicę między porozumieniem a kompletnym niezrozumieniem.
Pozostaje jeszcze kwestia ceny. Vasco Translator Q1 jest urządzeniem drogim, a jednocześnie jego funkcjonalność w codziennych warunkach okazuje się mocno dyskusyjna. To sprzęt, który ma ambicje stać się niezastąpionym narzędziem podróżnika czy biznesmena, ale ostatecznie przypomina bardziej kosztowny gadżet – efektowny w prezentacji, acz niewystarczający w praktyce. To podwójny problem, biorąc pod uwagę rozwijający się rynek aplikacji na smartfony, które chcą proponować tę samą funkcjonalność w ramach naszych codziennych urządzeń lub nawet bezpośrednio w słuchawkach TWS.
Vasco Translator Q1 jest przykładem urządzenia, które obiecuje zbyt wiele, a dostarcza zbyt mało. To ciekawostka, ale jako niezawodne narzędzie komunikacji transgranicznej – zawodzi.
Specyfikacja
- CENA 2 149 PLN
- EKRAN TFT 3,54” 640×960 px
- RAM 3 GB
- ROM 32 GB
- MODEM 4G
- WYMIARY 115 x 61 x 17 mm
- WAGA 147 g
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
Vasco Translator Q1 to bardziej kosztowny gadżet niż narzędzie do realnej komunikacji – wygląda efektownie, ale w praktyce zawodzi tam, gdzie powinien działać najlepiej.
Plusy
Elegancki design, kompaktowa forma. Ciekawa funkcja klonowania głosu. Darmowy internet w wielu krajach.
Minusy
Klonowanie głosu brzmi sztucznie. Zależność od internetu. Problemy w hałaśliwym otoczeniu. Wysoka cena w stosunku do realnej funkcjonalności.



