Jeżeli w grze drażni Cię duża ilość dialogów, za idealny system walki uznajesz wciskanie jednego przycisku lub jesteś zatwardziałym antykonsolowcem ? uprzedzam: Dungeon Siege III nie jest grą dla Ciebie!
Najnowsza odsłona serii Dungeon Siege stoi na pograniczu gatunków. Nie jest to już hack’n’slash, ale jednocześnie nie jest to jeszcze RPG. I już na wstępie chciałbym wylać kubeł zimnej wody na głowy wszystkich fanów poprzednich części ? jest to produkt na wskroś konsolowy.
Przed rozpoczęciem gry tradycyjnie stajemy przed wyborem postaci, a jest on mocno ograniczony ? mamy do dyspozycji zaledwie 4 możliwości. Każdy z dostępnych bohaterów reprezentuje inną, sztywno przypisaną mu klasę. Nie mamy wpływu na jego wygląd, umiejętności, płeć czy nawet imię. Żeby było weselej, nie możemy nawet sprawdzić jakie cechy nasza postać może posiadać za kilka poziomów. Gracz musi zadowolić się tym, że przynajmniej będzie wiedział czy będzie posługiwać się mieczami, strzelbami czy magią.
Po wybraniu klasy naszego bohatera czas na intro. Mimo że jest ono zrobione w formie statycznej grafiki z napisami, ogląda się je przyjemnie. Od razu zwraca uwagę bardzo dobrze dobrany głos narratora. Dubbing jest zresztą ogromnym plusem całości, głosy są podłożone znakomicie! Perfekcyjna dykcja Lucasa, wschodnioeuropejski akcent Katariny czy demoniczna barwa Anjali uprzyjemniają rozgrywkę. A nasi bohaterowie mówią całkiem sporo w trakcie gry. Cieszy mnie fakt, że polski wydawca nie porywał się na próbę całkowitego spolszczenia gry. Choć z drugiej strony wprowadzenie polskich napisów byłoby przydatne, zwłaszcza dla osób ze słabszą znajomością angielskiego.
Zostajemy rzuceni w wir wydarzeń, mających miejsce ponad sto lat po zakończeniu poprzedniej części. Kraina Ehb pogrążona jest w wojnie domowej, Dziesiąty Legion został niemalże całkowicie wybity, ludność żyje sterroryzowana przez Jayne Kassinder i jej armię. Oczywiście stanowiąc uosobienie cnót wszelakich musimy przywrócić blask i chwałę wszystkiemu co dobre. Dosyć szybko okazuje się jednak, że nie wszystko jest czarne lub białe. W trakcie gry napotkani wrogowie i sprzymierzeńcy próbują nas przekonać, że niekoniecznie walczymy po dobrej stronie. Zaskakująca i spójna fabuła jest mocną stroną produkcji. Tym bardziej, że twórcy zapewnili nam pewną dawkę nieliniowości ? nasze decyzje mają wpływ na zachowania napotkanych NPC, nasze dalsze misje czy wreszcie na filmik kończący grę, który jest świetnym podsumowaniem naszej przygody. Dostajemy do wykonania całkiem sporo zadań, zarówno głównych, jak i pobocznych. ?Całkiem sporo? jak na dzisiejsze standardy oczywiście ? starzy wyjadacze mogą czuć spory niedosyt.
Jeżeli chodzi o wrażenia z prowadzenia samej rozgrywki, to na pierwszy plan wysuwa się grafika. Może i do arcydzieła sporo jej brakuje, jednak jest bardzo przyjemna dla oka. Autorzy doskonale zbalansowali ?cukierkowość? z elementami poważnymi czy mrocznymi. Każda lokalizacja w pełni oddaje klimat. Jednak jak to w każdej baśni bywa, idealnie być nie może. Świat, który przychodzi nam odkrywać jest ograniczony do wąskich ścieżek. Wyjątkami są wnętrza budynków, choć i one nie powalają. Miasta stanowią jedynie tło dla dostępnej drogi. Ich mieszkańcy po prostu ?są?, nie widać by miasto żyło. Stonebridge przy Wyzimie to zaledwie deptak. Może i ładny, ale tylko deptak. Ponadto fatalnie pracuje kamera, której zakres możliwości woła o pomstę do nieba. Okolicę możemy obserwować jedynie z lotu ptaka i to na dosyć mocnym zbliżeniu. Otrzymujemy sprawdzony (Fable III) system podpowiedzi ścieżki aktualnej misji. Choć ciężko się zgubić w świecie, w którym można poruszać się przed siebie lub z powrotem (skrzyżowania zdarzają się sporadycznie), to jednak opcja ta zaoszczędza nam nieco czasu w razie nagłego zaćmienia umysłu.
Tradycją w serii Dungeon Siege było podróżowanie w grupie kompanów, w dodatku mieliśmy możliwość przełączania się między postaciami. I właśnie w tym miejscu najnowsza odsłona rozczarowuje najbardziej. Możemy podróżować tylko z jednym aktywnym towarzyszem, o zagraniu nim w trakcie trwającej rozgrywki możemy zapomnieć. Jeśli chcemy spróbować sił w innej klasie niż wybrana na początku, musimy zacząć grę całkowicie od nowa. A każdego bohatera wypróbować warto ze względu na widowiskowy zręcznościowy system walki. Szczególnie w tej kwestii polecam postać Anjali. Mimo że nasze ataki są naprowadzane, musimy się odpowiednio ustawiać. Poza podstawowym ciosem mamy całą masą kombinacji ofensywnych i defensywnych. Aby móc ich używać musimy zwykłymi atakami regenerować odpowiednie paski mocy. I nie traktujcie tego jako spoiler, to jedynie naprawdę dobra rada. Pierwszą umiejętnością, o jaką należy się pokusić jest leczenie. Fakt, że z zabitych przeciwników potrafi wypaść ?energia życiowa?, ale przeciwnik sam się nie zabije, a my bez życia również mu w tym nie pomożemy. Dodatkowym źródłem leczenia są gęsto rozsiane savepoint’y, będące jedyną opcją zapisania stanu gry. Ostatnią możliwością zapełnienia paska zdrowia jest zdobycie kolejnego poziomu doświadczenia. Kiedy tylko zrobi się wokół nas bezpiecznie, pojawi się ekran podrasowania umiejętności postaci. I nie ma przebacz, wszystkie punkty musimy wykorzystać natychmiast. Twórcom trzeba oddać, że dobrze rozwiązali zdobywanie doświadczenia przez drużynę ? mimo że aktywnym może być tylko jeden kompan, to expa zdobywa cała drużyna równolegle. W razie zmiany towarzysza możemy uzupełnić brakujące statystyki bez jakichkolwiek strat.
Trup ściele się gęsto, na naszej drodze stają również beczki, skrzynki i inne wazony, które aż proszą się o starcie w pył. Wszystkie wyżej wymienione dostarczają nam sporych ilości ekwipunku, złota i wspomnianej wcześniej regeneracji. Przedmioty są ściśle przypisane do postaci, i tak grając rycerzem Lucasem nie postrzelamy z shotgun’u Katariny, z kolei Reinhart nie pobawi się laską Anjali (jakkolwiek to brzmi). Nie ma się jednak czym martwić ? będziemy zdobywać przede wszystkim oręż dla naszego bohatera, nieco rzadziej dla naszego towarzysza, a zdecydowanie najrzadziej przyjdzie nam zbierać rupiecie dla nieaktywnych członków zespołu. Jednak najlepszym sposobem zaopatrzenia są wizyty u kupców. Mają oni naprawdę ciekawy sprzęt, choć co za tym idzie ? cena będzie nas ograniczać. Wystarczy powiedzieć, że nie wyposażymy od ręki siebie i towarzysza.
Na koniec krótko o trybie multiplayer. Na jednej konsoli możemy zagrać we dwoje w trybie kooperacji. Przyjemności z takiej gry nie można odmówić, jednak wiążą się z tą opcją dwie uciążliwości. Pierwszą jest ponownie widok kamery, który jest jeszcze gorszy niż w trybie single i w dodatku całkowicie niereformowalny. Wszystko musimy oglądać z jeszcze większego zbliżenia, przez co widzimy znacznie mniej otoczenia. Drugim mankamentem są ekrany ekwipunku i statystyk po zdobyciu awansu. W obu obszarach musimy poruszać się oddzielnie, przez co gdy my ustawiamy wszystko wedle naszego pomysłu, osoba siedząca obok zmuszona jest na tępe patrzenie w sufit. Ponadto gra oferuje możliwość gry przez internet w trybie kooperacji w max. 4-osobowej grupie.
Osoby, które grały w poprzednie części serii mogą poczuć się rozczarowane. Z kolei gracze, którzy po tytuł sięgają po raz pierwszy ? mogą czerpać z niego sporo frajdy, bo mimo że nie jest to dzieło wybitne, jest zupełnie przyjemnym czasozabieraczem. I być może to jest recepta na dobrą zabawę. Nie traktować Dungeon Siege III jako kolejnej odsłony, a podejść do niego jak do nowego tytułu.