RECENZJA: Vanquish

Już w momencie premiery Vanquish wydawał się, hmm, nietuzinkowy – takie Gears of War, tylko jeszcze szybsze i bardziej efektowne, które narodziło się w głowie ojca serii Resident Evil? Dziś, 10 lat po jego premierze, remaster w jakości 4K pozwala nam sprawdzić, czy gra wytrzymała próbę czasu. 

Głównym bohaterem Vanquish jest Sam Gideon, pracownik amerykańskiej agencji rządowej DARPA, wplątany w kosmiczny konflikt pomiędzy Rosją a Stanami Zjednoczonymi, którego stawką jest życie milionów obywateli USA. Na szczęście ma on na wyposażeniu wspaniały gadżet – prototyp zaawansowanego kombinezonu bojowego, zapewniający mu superszybkość i odporność na pociski. 

To właśnie szaleńcze ataki w slow motion i efektowne akrobacje stanowią główną oś rozgrywki. Podczas gry w Vanquish nie jesteśmy zmuszani do dokładnego planowania kolejnych ruchów: wrogów, których nie zlikwidujemy z daleka, unieszkodliwimy atakiem wręcz po błyskawicznym prześlizgnięciu się w ich stronę zza osłony terenowej. Potyczki są szybkie, organiczne, idealnie płynne. Na pochwałę zasługuje i samo strzelanie, i walka w zwarciu. Vanquish nie jest wymagającym wiele od gracza tytułem, ale dostarcza jednocześnie mega frajdy. 

To, z jak efektowną grą mamy do czynienia, najlepiej widać w jakości 4K. Szklano-metalowe krajobrazy Providence, kosmicznej kolonii, w której spędzimy większość gry, oszałamiają stopniem rozbudowania i fantazyjną architekturą. Nad głową Sama cały czas przelatują futurystyczne statki powietrzne, starcia są pełne jaskrawych świateł, a niemal wszystkie elementy wyposażenia zmieniają swój kształt i kolor. Aż chciałoby się zatrzymać na chwilę, popatrzeć na widoki… ale nie ma na to czasu, ponieważ kosmiczne siły Rosji same się nie powstrzymają. 

Vanquish zdobył mniejszą popularność od wydanej wraz z nim pierwszej Bayonetty, ale jak najbardziej warto w niego zagrać. Mechanizmy rozgrywki nie zestarzały się przez tych dziesięć lat ani o dzień, podobnie jak styl oprawy audiowizualnej – remaster 4K wygląda naprawdę pięknie.