W klasycznych beat’em upach jest coś ponadczasowego – i wygląda na to, że Tribute Games bardzo chce, by współczesny gracz o tym nie zapomniał. Ponad trzy lata po bardzo udanym Teenage Mutant Ninja Turtles: Shredder’s Revenge studio wraca z kolejnym mocnym tytułem, jakby wyciągniętym z alternatywnej rzeczywistości, w której automaty na żetony nigdy nie wyszły z mody.
Cosmic Invasion luźno adaptuje komiksowy event Annihilation z 2006 roku, w którym złoczyńca Annihilus zbiera gigantyczną flotę wojenną i rusza na podbój wszechświata.
W komiksach historia działa się w całości w kosmosie i skupiała się na mniej rozpoznawalnych, „gwiezdnych” postaciach Marvela. Gra to zmienia, wplatając w fabułę dużo bardziej ikonicznych bohaterów z Ziemi. Duża zmiana? Owszem. Ale mądra – dzięki niej całość staje się bardziej przystępna dla casualowych fanów.
Mimo takiej wolty adaptacyjnej Annihilation świetnie nadaje się na materiał wyjściowy do gry. Kosmiczna skala pozwala przenosić akcję od Manhattanu i Wakandy, przez Savage Lands, aż po dziwaczne zakamarki menażerii Destromundo.
Jeśli jesteś marvelowym purystą – nie licz, że ta uproszczona wersja historii odda wszystkie twisty i emocjonalne uderzenia oryginału. Mimo to, krótkie scenki przerywnikowe robią robotę: błyskotliwe wymiany zdań, zderzenia bohaterów i czarnych charakterów, głosowe przerysowanie rodem z kreskówkowych X-Menów czy Spider-Mana. Wystarcza, by cię wciągnąć i przygotować do kolejnego etapu.
Z punktu widzenia gameplayu – dostajesz dokładnie to, czego spodziewasz się po retro beat’em upie. Prosto, soczyście. Wybierasz dwójkę bohaterów i możesz się między nimi przełączać, przebijasz się przez fale przeciwników, walczysz z bossem, który czasem… dołącza później do twojej drużyny. W pierwszym przejściu to czysta, pozytywna niespodzianka.
Jeśli grałeś w Shredder’s Revenge, poczujesz się jak w domu. Ale Tribute Games tym razem bardzo zadbało, by każdym bohaterem grało się inaczej. Każdy ma podstawowe ciosy, mocny atak, skok, unik lub blok oraz superatak – ale sposób ich wykorzystania diametralnie zmienia styl gry.




Kapitan Ameryka to przede wszystkim tarcza – rzut odbijający się od kilku przeciwników, parowanie pocisków, precyzyjna defensywa. She-Hulk to z kolei czysty wrestling: chwyt, rzut, trzaśnięcie w ziemię, lot z łokciem z góry. Potężna, ofensywna maszynka do czyszczenia ekranu. Równie dobrze bawiłem się, testując innych herosów. Spider-Man ma uniki zamiast bloku i pajęczą mobilność; Storm i Nova potrafią latać; Rocket i Iron Man zamieniają ekran w strzelnicę. Każdym z nich gra się wystarczająco inaczej, by drugie, trzecie, czwarte przejście było równie świeże jak pierwsze.
Tu jednak pojawia się zgrzyt: niedopieczony system RPG, który zmusza do powtarzania etapów, by podbić poziom postaci. Awansowanie jest szybkie, ale w pewnym momencie solowy gracz natrafia na bossów, na których jest po prostu za słaby.
Marvel Cosmic Invasion to pikselowy wehikuł do czasów, gdy rządziły automaty i chiptune’y
Nie mam nic przeciwko elementom RPG w beat’em upach, ale tu są kompletnie podstawowe – punkty życia, siła ataku, zero nowych umiejętności, zero decyzji budujących styl gry. W porównaniu z Scottem Pilgrimem to ubogi krewny.
To wszystko da się obejść, łącząc mocniejszą postać z tą słabszą albo korzystając z ogromnego rosteru, który zmniejsza wrażenie powtarzalności. Ale nie zmienia faktu: to niewykorzystana szansa, która mogła wynieść replayability jeszcze wyżej.




Gra jest też stosunkowo krótka – do przejścia w kilka godzin, zwłaszcza w kooperacji. Etapy rzadko kombinują z formułą: nie ma jazdy pojazdami, segmentów na działku czy totalnych wizualnych odpałów w stylu Battletoads. Całość jest paradoksalnie bardzo przyziemna, bez spektakularnych, zmieniających perspektywę momentów.
Marvel Cosmic Invasion to kolejny retro-triumf Tribute Games. Nieco brakuje mu do absolutnego topu, jaki reprezentują Streets of Rage 4 czy tegoroczne Absolum, ale nadrabia urokiem, kolorem i marvelową energią.
Gra nie wymyśla koła na nowo. Bierze ukochane marvelowe uniwersum i zamienia je w grywalną sobotnią kreskówkę. Jest tu idealna dawka głupkowatego humoru, mrugnięć do fanów i pełnej czułości zabawy konwencją. A jednocześnie – tona frajdy i ogromna regrywalność, wspierana przez pokaźny zestaw bohaterów i wyzwań.
Niezależnie od tego, czy jesteś graczem pamiętającym wspólne granie w salonach gier, czy marvelowym wyjadaczem żądnym widoku swoich ulubionych herosów w akcji – Cosmic Invasion to czysta radość. Kapitalne sprite’y, chwytliwa chiptune’owa muzyka i obsada żywcem wyjęta ze złotej ery komiksów sprawiają, że to najpełniejsze, najbardziej „marvelowe” arcade’owe doświadczenie do tej pory – przebijające X-Men, a może nawet The Punisher.
Jest tu coś dla każdego. Dla fanów Marvela – masa smaczków i fan-service’u. Dla wychowanych na salonach gier – czysta, nieprzerwana zabawa. Dla estetów – pikselowa perełka ze świetną muzyką.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
Marvel Cosmic Invasion to nostalgiczna rakieta wystrzelona prosto w nasze wiecznie młode serca.
Plusy
Klimatyczna oprawa. Duży zestaw zróżnicowanych bohaterów. Przyjemne tempo i dużo fan-service’u.
Minusy
Niedopracowany system RPG. Krótka kampania i mało urozmaicone etapy.



