„Mafia to system leczenia zła złem” – to definicja, która zawsze mnie poruszała. Jej autorem był Francesco Gestivo, prawnik szefa mafii Antonina Giammony, aktywnego pod koniec XIX wieku. Jest w niej coś jednocześnie realistycznego i romantycznego. Owszem, potępia przestępcze struktury typu „państwo w państwie”, ale pokazuje też, dlaczego mafia zakorzeniła się w wyobraźni warstw ludowych – dawała chleb, koiła rozpacz, wypełniała pustkę, w jakiej żyli ci zapomniani przez prawo ludzie. Mafia: The Old Country (Dawne strony, jak brzmi lokalna adaptacja) ukazuje to napięcie między ideałem a brutalną rzeczywistością znacznie wyraźniej niż poprzednie części. Wprowadza nas w świat mafii, jakiej nie widzieliśmy dotąd w grach – cofamy się w czasie do początków XX wieku, na wiejską Sycylię: krainę winnic, kopalni siarki i garbarni, balansującą między bandytyzmem a instytucjonalnym porządkiem. Jako obraz kulturowo-historyczny to dzieło Hangar 13 (przy wsparciu włoskiego studia Stormind) zasługuje na najwyższe uznanie. Jako gra – niestety nie wszystko trzyma tu ten sam poziom.
Trudno nie podkreślić, jak ogromne znaczenie ma historyczno-społeczny wymiar The Old Country. Właśnie w ten aspekt twórcy zainwestowali najwięcej, a cała kampania promocyjna od samego początku podkreślała autentyczność odtworzenia sycylijskiej kultury mafijnej z początku XX wieku.
I słowa dotrzymali – w dużej mierze dzięki pracy Stormind, którego konsultacje pozwoliły Hangar 13 osiągnąć imponujący poziom wiarygodności. W Złotej Dolinie – fikcyjnym regionie łączącym cechy geograficzne i kulturowe Sycylii – uchwycono czas i miejsce, których próżno szukać w innych grach. The Old Country ma taką ogromną wagę kulturową – bo przypomina zapomnianą historię i czyni to z niezwykłą dbałością o szczegóły.
Przykładem może być choćby język – postacie mówią prawdziwym sycylijskim (błagam, nie grajcie po angielsku!). To nie filmowy karykaturalny dialekt, ale żywa mowa pełna przekleństw, powiedzonek i przysłów. Warto zatrzymać się na chwilę, by posłuchać scenek z tła – to ironiczne i smakowite portrety folkloru. Podobnie jest z muzyką – między klasycznymi kompozycjami a tradycyjnymi pieśniami – i z warstwą religijną: kapliczki św. Barbary czy święte obrazy wplecione w krajobraz dodają grze aury ludowej sakralności, tak bliskiej ówczesnemu wyobrażeniu mafii.
Z oczywistych względów narracja została uproszczona i udramatyzowana, ale to wciąż znakomita opowieść o mafii – inna od tych, które znamy. Pokazuje organizację przestępczą jako toksyczny owoc „post-rewolucyjnej stabilizacji” (cytując Salvatore Lupo). Scenariusz opowiada o początkach ruchów robotniczych, więzi między stróżami prawa a bandytami, skutkach industrializacji i relacjach między baronami a donami.




W grze widać też staranne podejście do mafijnych rytuałów – inicjacja punciuta została odtworzona z elegancją, łącząc ryt masonski z elementami katolickimi. Don Torrisi, głowa rodziny, to nie zimny kalkulator – to wściekły, emocjonalny, niemal zwierzęcy człowiek, wciąż noszący ślady robotniczej przeszłości. To boss, który „pachnie ziemią” – i to się czuje.
Właśnie z Donem Torrisim związana jest główna fabuła. Enzo Favara zaczyna jako biedny chłopak, marzący o „La Merica”, i krok po kroku pnie się w mafijnej hierarchii, zdobywając też serce córki Dona, Isabelli. Historia jest przewidywalna – miejscami wręcz kopiująca pierwszą Mafię – ale nadrabia świetnie napisanymi postaciami, zwięzłą narracją i tematami dotąd nieobecnymi w serii. Jak choćby rola kobiet, pojęcie wolności, autodecydowania o sobie czy romantycznie pojmowane poświęcenie dla honoru. Wszystko to przedstawione w 12 godzinach rozgrywki – bez zbędnego patosu czy nachalnej liryki.
The Old Country to nie GTA. To tło, nie teatr zdarzeń
Narracja ma strukturę liniową, jak w dwóch pierwszych częściach. Szczególnie z Mafia: Definitive Edition, The Old Country dzieli tempo akcji i układ zadań – od ściągania haraczy, przez wyścigi konne i samochodowe, po krwawe jatki. Główna różnica polega na większej swobodzie gameplayowej.
W wielu misjach można działać po cichu lub na ostro – korzystając z alternatywnych wejść, ukrywając ciała i odwracając uwagę wrogów (rzutem monety czy butelki – takich przedmiotów nie brakuje). Albo sięgać po luparę czy strzelbę barker model 8 i iść na całość. Broń jest dobrze odwzorowana – czuć jej ciężar, odrzut, a strzelaniny bywają satysfakcjonujące, zwłaszcza dzięki spokojnemu tempu i konieczności trzymania się osłon.



Dźwięki broni są świetnie zrealizowane – zmieniają się zależnie od otoczenia (inaczej brzmią na zewnątrz, inaczej za szkłem). Widać, że twórcy zadbali o realizm. Ale – to wciąż gra i niestety właśnie w mechanikach rozgrywki pojawiają się największe potknięcia.
AI przeciwników to najsłabszy punkt – czy to w walce, czy przy skradaniu. Zachowują się jak w Mafia: Definitive Edition– wbiegają prosto pod lufę, nie reagują na granaty, czasem po prostu stoją bez sensu. I tak jest niezależnie od poziomu trudności – różni się tylko siła ich ognia. Do tego dochodzą nieprecyzyjne kolizje i dziwne reakcje na obrażenia. Strzelaniny są więc nierówne – od przyjemnych, przez nijakie, po zwyczajnie kiepskie.
System rozwoju postaci bazuje na religijnych artefaktach, które wzmacniają Enza. Fajny folklorystyczny pomysł, ale gameplayowo zbędny na średnim poziomie trudności. Zyskuje sens dopiero na poziomie „trudnym”, gdzie zasoby są ograniczone, a przeciwnicy celniejsi. Szkoda, że nie zadbano o lepszy balans ogólny.
Złota Dolina – od zaułków San Celeste, przez Porto Almaro, garbarnie Fiumansy, po świątynię Afrodyty Epistrofii – to widokówka, którą można zwiedzać. Cudowna, ale prawie całkiem nieinteraktywna. Można eksplorować pieszo, konno lub samochodem – mapa przypomina tę z pierwszej Mafii. Znajdujemy kartki pocztowe, trinakrie na sprzedaż, ale interakcji z otoczeniem praktycznie brak.
Technicznie gra imponuje. Grafika oparta na Unreal Engine 5 zaskakuje stabilnością. Brakuje ray tracingu, ale globalne oświetlenie daje radę. Twarze – jak zawsze w serii – są świetne. Mniej dobrze wypadają animacje NPC i ubrań – są zbyt sztywne. Jedyny poważny problem techniczny to przejścia między cutscenkami a grą – spadek FPS jest odczuwalny. Ogólnie realizacja stoi na wysokim poziomie.
Mafia: The Old Country to projekt realizowany z ogromną pasją i historyczną pieczołowitością. Opowiada o miejscu, czasie i kulturze, które rzadko trafiają do mainstreamu gier. Szkoda, że gameplay nie dorównuje narracji – momentami przypomina przestarzałą Mafię z wszystkimi jej problemami z AI. Ale to wciąż gra warta doświadczenia – nawet jeśli nie dla zabawy, to dla historii. Ocena końcowa to średnia między imponującą scenografią a gameplayem, który nieco odstaje. Ale wciąż mówimy tu o dziele, które zasługuje na szacunek.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
To fantastyczna rekonstrukcja historyczna, której niestety nie dorównuje gameplay – ten bywa miejscami przestarzały.
Plusy
Gęsty, klimatyczny świat inspirowany południowymi Włochami. Wciągająca narracja z mocnymi, filmowymi scenami. Znakomita oprawa wizualna i artystyczna spójność. Udana warstwa dźwiękowa, w tym muzyka i dubbing,
Minusy
Mimo wszystko totalnie przewidywalna i banalna historia. Sporadyczne problemy techniczne i gameplay trącący myszką. Brak trybu swobodnej eksploracji po ukończeniu gry.