Przez lata science fiction wyprodukowało wiele historii, które pozostały bliżej fikcji niż uczynienia Isaaca Asimova prorokiem. Najbardziej zbliżyliśmy się do latającego samochodu, dołączając kilka śmigieł do Škody i trzymając kciuki, że zadziała to jak w przypadku drona. Hoverboardy nawet nie unoszą się nad asfaltem, a tym bardziej nad wodą. Jedynym rekordem prędkości, jaki udało się ustanowić Hyperloopowi, jest szybkość, z jaką firma może zbankrutować.
W rezultacie podróżowanie nie zawsze jest tak zaawansowane technologicznie, jak powinno. Samoloty mogą pozwolić nam uwolnić się od nużących więzów grawitacji, ale wciąż nie udało nam się uciec od nużących więzów komedii z Adamem Sandlerem w ramach systemów infotainment na pokładzie. Z drugiej strony nic tak nie psuje romantyzmu jazdy po szynach, jak spędzenie czterech godzin na słuchaniu współpasażera scrollującego tik toki celebrytów.
Podróż może być jednak zjawiskiem wyjątkowym. Czasami dlatego, bo odbędziemy ją postępowym purystą, jakim jest nowy MINI Countryman. Czasami dzięki obejrzeniu w drodze wspaniałego filmu, jak najlepsze wg mnie dzieło ubiegłego roku, Biedne istoty, też poniekąd o podróży mówiące. Czasami też przez cel, gdy docieramy na Mont Blanc, tylko po to, by sprawdzić, czy nasz nowy smartfon OPPO wytrzyma ekstremalny test… No dobrze, może trochę się zagalopowałem.
A jeśli nie lubicie podróżować – kim jestem, by Was oceniać! Z telewizorem Samsunga wyruszycie na stadiony świata, nie ruszając się z domu, a z PlayStation nie tylko zanurzycie się w atmosferze Japonii dzięki Rise of the Ronin, ale też cofniecie się w czasie do XIX wieku. Niby fikcja, ale jaka przyjemna.
Zapraszam do lektury,
Marcin Kubicki
Redaktor naczelny
Przejrzyj numer tutaj.