Nie trzeba być naukowcem, by mieć świadomość, że każde źródło głośnego dźwięku może przyczynić się do pogorszenia jakości słuchu. W przypadku słuchawek panuje ogólna zasada, że w im bliższej odległości od bębenków usznych znajdują się ich przetworniki, tym bardziej negatywny wpływ mają one na słuch. Innymi słowy, najmniej zdrowe jest korzystanie ze słuchawek dokanałowych, które wpychane są głęboko do kanału ucha i bombardują intensywnymi dźwiękami jego wnętrze.
Jeśli podczas podróży po mieście często podkręcasz głośność muzyki, bo odgłosy ulicy zagłuszają brzmienie generowane przez słuchawki, to do twoich uszu może docierać dźwięk o natężeniu równym nawet 90 dB. Jeśli proces słuchania muzyki o takiej głośności trwałby dobę, to skutek tego można by porównać do rezultatu 30-sekundowego słuchania serii bardzo bliskich wystrzałów ze strzelby gładkolufowej. Osoby, które choć raz były na strzelnicy, wiedzą, że już jedna salwa z shotguna daje popalić uszom, nie mówiąc już o serii trwającej pół minuty.
Słuchawki oraz urządzenia służące do generowania przesyłanego do nich dźwięku, objęte są regulacjami, które w mniej lub bardziej restrykcyjny sposób określają kwestie ich maksymalnej głośności. Europejski sprzęt audio w świetle prawa powinien posiadać ograniczenie siły dźwięku na poziomie 85 dB – po przekroczeniu tej wielkości urządzenie powinno informować użytkownika o fakcie szkodliwości odsłuchu przy wyższych ustawieniach głośności. Według sporej grupy osób zajmujących się badaniami słuchu, limit ten powinien być jeszcze o 5 dB niższy, zwłaszcza jeśli miałby on dotyczyć urządzeń przeznaczonych do częstego i długotrwałego użytkowania.
Poza samym faktem korzystania ze słuchawek, ich typem oraz poziomem głośności generowanego przez nie dźwięku, na kondycję słuchu ma również wpływ rodzaj słuchanej muzyki. Ludzkie ucho zupełnie inaczej reaguje na spokojne gatunki typu jazz czy ambient, niż na ostrą, techniczną muzę, gdzie szybkie i mocne uderzenia przeplatają się z ciężkimi basami.