Najlepszy wg mnie film 2021 roku, Drive My Car, jest oparty na, skądinąd przeciętnym, opowiadaniu ze zbioru Mężczyźni bez kobiet, wielkiego Harukiego Murakamiego. Ten trzygodzinny kawałek życia bohaterów wyreżyserował Ryusuke Hamaguchi, który już w przeszłości udowodnił, że potrafi budować filmy mocno oparte na dialogach.
Fabuła Drive My Car jest rozłożona na kilka lat i podąża za Kafuku, dramatopisarzem i aktorem, który rezygnuje ze swojej charakterystycznej roli we własnej sztuce po tym, jak czuje, że ból i trauma, przez które przechodzi jego postać, stały się zbyt splecione z jego własnym życiem. Film w dużej mierze śledzi jego próby wyreżyserowania i wytrenowania nowej obsady do własnej sztuki. Jednocześnie producenci nie pozwalają Kafuku prowadzić jego ukochanego, czerwonego hatchbacka, Saaba 9000, ze względu na bardzo surową polisę ubezpieczeniową. Dlatego Kafuku, niechętnie, ale pozwala zasiąść za kierownicą zatrudnionej przez produkcję Misaki.
Zachowujący równowagę między sentymentalizmem i przyziemnością film medytuje nad powoli ustępującym napięciem między bohaterami. W przestrzeniach, w których postacie nie rozmawiają, reżyser wypełnia ekran zapierającą dech w piersiach scenerią i wspaniałymi ujęciami tytułowego czerwonego samochodu, który powoli sunie po japońskich autostradach – a wszystko to przy doskonałym jazz fusion Eiko Ishibashi.
Każda minuta Drive My Car wydaje się posuwać do przodu w podróży, choć zgodnie ze stosownym ograniczeniem prędkości, odkrywając bolesne i trudne aspekty istnienia bohaterów, konfrontujących się ze swoim żalem i samotnością. To film napędzany surowymi emocjami oraz poszukiwaniem prawdy i sensu. Wymagający cierpliwości, zwłaszcza dla widza osadzonego w zachodnim kinie głównego nurtu, ale także o uniwersalnej jakości, który sam sobie nadaje rozgłos, nawet jeśli nie ma tu ani jednego krzyku, ani samochodowego pościgu.