Internauci, jeśli chcą, mogą się zjednoczyć. Manipulacja wyników sondy. Atak na serwer organizacji antypirackiej. Zmiana imienia znienawidzonego prawnika. Odcięcie kraju od sieci. Co będzie kolejne?
Po wygraniu wyborów na prezydenta Iranu przez Mahmuda Ahmadineżada strony rządowe tego kraju zostały zaatakowane przez setki osób z całego świata. Internauci komunikujący się głównie za pomocą Twittera postanowili wyrazić swój sprzeciw wobec prawdopodobnego sfałszowania wyników wyborów.
Rządowe strony zostały zalane milionami zapytań (tzw. atak DDoS – Distributed Denial of Service), które skutecznie zablokowały ich pracę. Filtrowanie ruchu pochodzącego od osób z całego świata jest praktycznie niewykonalne, więc atak tego typu musiał się udać.
Niestety, władze Iranu odpowiedziały na niego odłączając od Internetu i telefonów mieszkańców całego kraju. Atakujący zostali powstrzymani, zwykli mieszkańcy ucierpieli, a przywódcy zobaczyli, że Internautów nie można ignorować.
Tylko tłum?
Rozproszony tłum może bardzo dużo, jeśli tylko skupi się wokół wspólnej idei, a „dowódcy” wyposażą go w proste w obsłudze narzędzia. Za każdą taką akcją stoi bowiem grupa koordynatorów, a uczestnicy nie zawsze świadomi są tego, co dokładnie robią. Nawet w ostatnim ataku polecane narzędzie zawierało konia trojańskiego działającego na szkodę użytkowników.
Twitter, jako stosunkowo nowy serwis dopiero zaczyna być używany jako miejsce spotkań. Od lat akcje tego typu pojawiają się na forach internetowych,a w szczególności znanym z anonimowości autorów i niecodziennego poczucia humoru 4chanie (http://4chan.org/).
Mimo że zwykle akcje osób związanych z tą stroną ograniczają się do propagowania pornografii (np. zarzucanie YouTube’a niecenzuralnymi filmami), to zdarzają im się również zagrania bardziej wysublimowane.
Kiedy Time postanowił zrobić listę 100 najważniejszych osób 2009 roku (http://www.time.com/time/specials/packages/article/0,28804,1883644_1886141,00.html ich głównym celem nie było samo wprowadzenie na pierwsze miejsce założyciela swojego forum. Dużo ważniejsze było to, że wyniki zostały tak zmanipulowane, że pierwsze litery nazwisk osób z rankingu ułożyły się w napis „marble cake also the game”. Warto dodać, że zarówno „marble cake” jak i „the game” mają dla 4chanowców znaczenie głębsze niż dosłowne tłumaczenie. Przegrałem.
O krok przed zabezpieczeniem
Atak wymagał olbrzymiego zgrania uczestników i zastosowania wielu skryptów. Niestety przy okazji skompromitowany został system reCaptcha chroniąca przed spamem.
Obrona sond nie jest prosta. Mogli się o tym przekonać administratorzy Onetu. Dwa lata temu postanowili oni zrobić ranking najlepszych uczelni opierający się na głosowaniu. W jednym z pojedynków, miedzy Politechniką Wrocławską a Śląską, pojawiło się jednak nieco więcej głosów niż w innych. Wrocławska uczelnia zdobyła bowiem 18 milionów głosów… przegrywając z PŚ, która zdobyła ich 40 milionów.
Oczywiście osób głosujących było znacznie mniej, a wyniki zostały zmanipulowane przez studentów wydziałów elektronicznych i informatycznych z obydwu uczelni. Doszło do tego, że Onet musiał zablokować dostęp do strony, ale nie przeszkodziło to w dalszym głosowaniu – skrypt zliczający głosy cały czas pracował.
Oczywiście również w tym wypadku nie obyło się bez skryptów wspomagających, w dodatku udoskonalanych przez studentów nieco bardziej świadomych niż przeciętny użytkownik Twittera.
Niestety administratorzy czasem sami proszą się o wielokrotne oddawanie głosów. Taka sytuacja miała miejsce np. podczas głosowania na kolor nowych wrocławskich tramwajów. Ankieta początkowo niezabezpieczona w żaden sposób została skompromitowana po kilkudziesięciu minutach od umieszczenia w sieci. Osoby odpowiedzialne za stronę przez dwa dni próbowały poprawić jej bezpieczeństwo. W rezultacie w kolejnej wersji ankiety po kilku godzinach oddano pól miliona głosów. Sfałszowanie wyników również w tym wypadku jest oczywiste. Poza bezpieczeństwem warto zastanowić się również nad wiarygodnością takich badań i tym, czy internauci to rzeczywiście tak reprezentatywna grupa osób.
Tak dla piractwa!
Takie wspólne działanie może być zabawą jak w przypadku ankiety, dyskretnym pokazaniem się (lista nazwisk) jak i akcją mogącą zaszkodzić większej grupie osób (atak na Iran). Aktywni internauci potrafią również wyrazić swój sprzeciw wobec prawa. Zwykle dzieje się tak, gdy rządy próbują ograniczyć ich wolność.
Jedną z głośniejszych akcji był protest w 2004 roku przeciwko konieczności okazaniu dowodu osobistego podczas zakładania konta e-mail. Polegał on na wysłaniu 40 000 listów na skrzynki pocztowe posłów. Z trzech „ofiar” dwie odpisały, a projekt został wstrzymany. Liczba 40 000 osób może nie robić wrażenia, ale należy pamiętać, że 5 lat temu z Internetu korzystało znacznie mniej osób niż teraz. Podobna akcja miała miejsce w Szwecji (9 mln mieszkańców), gdzie wysłano ponad milion wiadomości.
Bardziej dotkliwą formę protestu zastosowali Internauci niezadowoleni ze sposobu przeprowadzania rozprawy dotyczącej The Pirate Bay http://thepiratebay.org/. „Operation Baylout” polegała na zmasowanym wysyłaniu faksów i atakach na serwery organizacji oskarżających piratów. Posunęli się oni o krok dalej i przenieśli akcję do rzeczywistego świata. Poza marszem w strojach pirackich postanowili również zmienić imię oskarżającego ich prawnika na „Pirate”. Wykorzystano do tego lukę w szwedzkim prawie.
DDoS poza siecią
Atak na serwery to nie jedyny rodzaj DDoS-u. Podobnie można określić masowe wpłaty na konto kancelarii prawnej reprezentującej organizacje antypirackie. Zwolennicy TPB wykonali tysiące wpłat na kwotę jednej korony szwedzkiej (ok. 40 groszy), co miało utrudnić pracę firmy.
Internauci zaciekle wojujący o swoje prawa zwykle buntują się przeciwko nalotom policji na osoby zajmujące się piractwem lub działalnością przez niektórych za nie uznawaną. Mowa o szumnej akcji zamknięcia serwisów z napisami do filmów. Protesty wywołane tym zdarzeniem to między innymi bojkot dużej sieci kin i ataki na strony policji.
Przedstawione sytuacje obrazują, jak duży wpływ na świat może mieć odpowiednio pokierowana grupa internautów zjednoczonych pod jedną ideą. Samodzielne wymierzanie sprawiedliwości może budzić kontrowersje, zwłaszcza, jeśli dotyczy spraw tak delikatnych jak piractwo czy polityka. Promowanie pornografii czy ataki paraliżujące cały kraj mogą jednak nieść znacznie większe konsekwencje.
Akcje tego typu pokazują, że ignorowanie internautów może nie popłacić, a wpływ sieci na nasze życie już niedługo może mieć konsekwencje większe niż tylko kilka zablokowanych serwerów i zmanipulowanych ankiet.