E-pamiętniki zalały internet. Na świecie bloguje już 100 milionów ludzi. W Polsce ponad
2 miliony. Jak do nich dołączyć? Co można na tym zyskać?
Nazwa blog to skrót od angielskiego web log, co oznacza dziennik prowadzony na stronie WWW. Autor umieszcza tam datowane wpisy, które wyświetlane są kolejno – zaczynając od najnowszego. Teksty dotyczą zwykle jakiejś konkretnej dziedziny, którą interesuje się twórca. Mają często charakter osobisty, komentują bieżące wydarzenia. Zawierają nie tylko tekst, ale także grafikę, pliki audio czy wideo. Zbiór wszystkich internetowych pamiętników nazywany jest blogosferą (polską, amerykańską, globalną…).
Już w latach osiemdziesiątych, zanim powstało WWW, działał Usenet, a w ramach niego tak zwane newsgroups. Większość przypominała współczesne fora dyskusyjne (z jednym wyjątkiem). W latach 1983-1984 istniała grupa mod.ber zarządzana przez Briana E. Redmana. Razem ze swoimi kolegami wrzucał on tam komentarze czy podsumowania dotyczące wydarzeń w sieci (plus ciekawe linki). I choć w tych czasach nie istniał nawet protokół HTTP, zasada działania mod.ber bardzo przypominała dzisiejsze blogi.
W latach dziewięćdziesiątych pojawiła się grupa osób, które tworzyły bardziej zaawansowane internetowe pamiętniki. Ludzi tych nazywano escribitionists (połączenie słów „skryba” i „ekshibicjonista”). Najważniejsze postacie tego okresu to Justin Hall, Jerry Pournelle czy John Carmack. W 1997 bloger Steve Gibson został zatrudniony w firmie Ritual Entertainment, stając się najprawdopodobniej pierwszym opłacanym autorem e-dziennika. Ograniczeniem w tym okresie była technologia – nadal nie istniały platformy blogerskie ułatwiające publikację osobom nieznającym HTML-a. Korzystano z tradycyjnych witryn WWW, zaś aktualizacje przeprowadzano ręcznie.
W 2001 r. nastąpił przełom. Ruszyły takie projekty jak AndrewSullivan.com, Political Wire czy Little Green Footballs. Wszystkie poświęcone były polityce. Napięta sytuacja na świecie sprawiła, że nowe blogi odniosły wielki sukces. Doszło nawet do tego, że drugą wojnę w Zatoce Perskiej nazwano blog war (wojna blogerska). Znawcy mediów zaczęli badać e-pamiętniki oraz wykazywać różnice między dziennikarstwem obywatelskim a tradycyjnym.
W tym samym okresie pojawiły się darmowe platformy blogerskie (na czele z Bloggerem istniejącym od 1999 r., a należącym obecnie do Google – domena blogspot.com). Każdy, kto chciał pisać internetowy dziennik, musiał jedynie założyć konto i opanować system zarządzania treścią, za pośrednictwem którego wrzuca się posty online. Znajomość HTML-a przestała być potrzebna. Pojawiła się możliwość tworzenia artykułów za pośrednictwem okien dialogowych WYSIWYG (jak w typowym edytorze tekstu).
Dlaczego ludzie blogują?
W sieci pokutuje stereotyp rozkapryszonej nastolatki, która opisuje w swoim e-pamiętniku miłosne rozterki. I faktycznie, duża część blogów pozbawiona jest koncepcji. Ludzie donoszą o swoich przeżyciach, wrzucają krótkie formy literackie, opowiadają o rodzinie, przyjaciołach, poruszają kwestie polityczne i społeczne – nie ograniczają się w żaden sposób. Tego typu projekty są często znane kilku czy kilkunastu osobom. Istnieją na peryferiach blogosfery. Tylko nieliczne z nich potrafią wybić się ponad przeciętność, zaoferować coś oryginalnego i zyskać popularność.
Blogowanie nie polega na tym, aby pisać o wszystkim, co wyda się autorowi ciekawe. Tworząc internetowy dziennik trzeba najpierw pomyśleć nad tematem przewodnim. Czy będzie to polityka, marketing, sprzęt komputerowy, fotografia czy turystyka ekstremalna? Musi to być coś, na czym autor się zna. Czytelnicy e-pamiętników są zazwyczaj ludźmi inteligentnymi, pasjonatami. Bez problemu wytropią błędy i zdemaskują początkującego publicystę.
Dojrzewanie blogosfery w latach 2001-2007 polegało właśnie na zwiększeniu liczby projektów fachowych, prowadzonych przez mniej lub bardziej zaawansowanych specjalistów. Oczywiście dzienniki „rozkapryszonych nastolatek” nadal istnieją. Ale obok nich pojawiło się wiele witryn oferujących naprawdę ciekawą, unikalną zawartość. Zainteresowania ich twórców wiążą się często z praktyką zawodową (choć czasem tematem jest jakieś hobby, sposób spędzania wolnego czasu). Są to informatycy, specjaliści od reklamy, dziennikarze itd., którzy dzielą się w blogach swoim doświadczeniem, publikując nieznane powszechnie informacje (przecieki, plotki, rzeczy, o których pisały niszowe serwisy). To pierwszy, obiektywny aspekt blogowania. E-dzienniki stają się dzięki niemu przewodnikiem dla osób mniej obeznanych z daną branżą.
Drugi element ma charakter bardziej subiektywny. Chodzi o komentarze do aktualnych wydarzeń. Jeśli ktoś się na czymś zna, potrafi bardzo często dany fakt zinterpretować, połączyć go z innymi i dojść do nowych wniosków, których nie opublikował nikt inny. Dzięki temu blogi są nie tylko źródłem wiedzy – pełnią rolę mediów opiniotwórczych, działających znacznie szybciej niż papierowe tygodniki, a nawet dzienniki. Połączenie tych dwóch aspektów (obiektywnego i subiektywnego) sprawia, że e-pamiętnik staje się czymś w rodzaju niszowego serwisu z aktualnościami oraz ich omówieniami… i to na dodatek za darmo.
Jakimi motywacjami kierują się blogerzy? Większość z nich nie dostaje za swoją pracę ani grosza. Autorzy zyskują jednak coś innego. Prowadząc bloga muszą być na bieżąco – przeglądać branżowe serwisy, czytać prasę. Dzięki temu poszerzają własną wiedzę na temat, który ich interesuje. Zyskują wiernych czytelników i kreują się na ekspertów. Skutkiem tego mogą być nowe propozycje pracy (łowcy talentów bardzo często przeczesują blogi), ciekawy wpis w CV oraz rozpropagowanie własnego nazwiska w sieci.
E-dzienniki stały się na tyle trwałym elementem medialnego krajobrazu, że zaczęli prowadzić je nawet politycy, a gazety i telewizje zdecydowały się na regularne cytowanie blogów. Dlatego tak ważne jest, aby mieć jasną koncepcję i umieszczać informacje, które nie są jeszcze powszechnie znane (bo np. za granicą opublikował je jakiś niszowy serwis, a główne polskie media nie odkryły tematu – wbrew pozorom zdarza się to bardzo często). Dzięki zastosowaniu odpowiednich technik przeszukiwania sieci realizacja tego ambitnego celu staje się możliwa.
Polska blogosfera jest – w porównaniu do tego, co znajdziemy na Zachodzie – całkiem dojrzała. Mamy nad Wisłą co najmniej kilkadziesiąt e-pamiętników, które zalicza się do „pierwszej ligi”. Każdy z nich może pochwalić się kilkoma tysiącami czytelników.
Bloger a dziennikarz
Od dłuższego czasu trwa dyskusja nad podobieństwami i różnicami między blogerem a dziennikarzem. Chodzi o wyjaśnienie dwóch kwestii:
- Czy autor bloga ma takie same prawa jak dziennikarz gazety (akredytacje, ochrona źródeł informacji itp.)?
- Czy autor bloga ponosi odpowiedzialność jak dziennikarz (zniesławienie, opublikowanie nieprawdy)?
W Stanach Zjednoczonych, ojczyźnie blogów, dopiero niedawno wprowadzono prawo, które powyższe kwestie częściowo rozwiązuje. Autorzy e-pamiętników byli dotychczas w defensywie. Pod koniec grudnia przed jednym z amerykańskich sądów zawarto ugodę między firmą Apple a właścicielem ThinkSecret. Serwis ten opublikował kilka miesięcy wcześniej informacje na temat jednego z nowych produktów Apple – na dwa tygodnie przed premierą. Producent Macintoshy domagał się od redaktora ujawnienia źródła przecieku. Do tego w końcu nie doszło, ale właściciel ThinkSecret zgodził się zlikwidować swój blog. Światełkiem w tunelu jest przyjęta przez amerykański parlament w grudniu ustawa (OPEN Government Act), która przewiduje zrównanie blogerów i dziennikarzy – zarówno w sferze uprawnień, jak i zobowiązań.
Podobna reforma potrzebna jest w Polsce. Obecne prawo prasowe (z 1984 roku) nie uwzględnia praktycznie w ogóle takiego zjawiska jak dziennikarstwo internetowe, nie mówiąc już o blogach. Decyzje przed sądami zapadają więc na bazie przepisów, które dotyczą gazet, radia czy telewizji. Od wymiaru sprawiedliwości zależy, czy uwzględni podczas wydawania wyroku specyfikę sieci, czy też zastosuje ustawę bezpośrednio. Jednym ze skutków tej sytuacji było zamieszanie w połowie 2007 r. wokół rzekomego obowiązku rejestrowania stron WWW na takich samych zasadach, jak tytuły prasowe.
W końcu stanęło na tym, że witryn nie trzeba zgłaszać, ale jeśli prowadzi się w serwisie dziennik lub czasopismo, to wtedy należy o tym fakcie poinformować odpowiednie organy. Inne interpretacje twierdziły, że konieczne jest wydawanie pisma drukiem albo stosowanie dźwięku lub dźwięku i obrazu. Powstało więc pytanie: czy strony z muzyką należy rejestrować, a tych bez nie trzeba? Kwestii ostatecznie nie rozstrzygnięto.
Dlatego Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich zaproponowało w listopadzie kontrowersyjną nowelizację prawa prasowego. Uregulowałaby ona wiele wątpliwych kwestii związanych z dziennikarstwem internetowym. Z drugiej strony wprowadziłaby poważne ograniczenia dla osób chcących wykonywać zawody związane z mediami.
Do czasu zmiany prawa każdy bloger powinien być ostrożny – stosować podstawowe standardy etyki, publikować jedynie prawdziwe informacje, podawać źródła, nie łamać praw autorskich w zakresie umieszczania zdjęć czy innych materiałów multimedialnych. Autoryzować wypowiedzi własnych źródeł. Sprawdzać pozyskane samodzielnie doniesienia. Wyraźnie oznaczać
które umieszczane są w blogu.
Jak założyć bloga
Pod względem wykorzystywanych rozwiązań
kategorie:
- Te, które korzystają z dedykowanych rozwiązań, tak zwanych platform blogerskich.
- Te, które opierają się o samodzielne serwery wirtualne i specjalistyczne oprogramowanie (własne lub wykorzystywane na licencji).
Z pierwszej opcji korzysta większość autorów e-dzienników. Aby prowadzić bloga w ten sposób, wystarczy wejść na stronę jednej z popularnych platform (patrz ramka), założyć tam konto i dopasować je do własnych potrzeb. Panel konfiguracyjny umożliwia zazwyczaj wybranie jednego z kilkunastu czy kilkudziesięciu dostępnych layoutów (skórek) bloga. Konto ma ograniczoną pojemność – czasem jest to kilkadziesiąt MB, czasem nawet gigabajt. To tutaj przechowywane są wszystkie wpisy wraz z uploadowanymi plikami graficznymi, dźwiękowymi czy filmami. Biorąc jednak pod uwagę dostępność różnych serwisów hostujących (YouTube, ImageShack), oferowana pojemność nie jest aż tak istotna.
Zaawansowani blogerzy – tacy, którzy wyrobili już sobie markę i mają sporą rzeszę czytelników – zwykle decydują się w pewnym momencie na wykupienie serwera wirtualnego w jakiejś firmie zajmującej się hostingiem stron WWW. Następnie pobierają z sieci oprogramowanie zarządzające e-dziennikiem i instalują je na koncie. Jest to tylko trochę trudniejsze niż założenie zwykłego konta na platformie, a możliwości konfiguracyjne są znacznie większe. Podstawowy hosting z obsługą bazy MySQL i PHP (wymagane dla większości rozwiązań blogerskich) to wydatek rzędu 100-200 zł na rok. Do tego dochodzi cena domeny – 50-100 zł.
Jednym z najpopularniejszych i oferujących największe możliwości systemów jest istniejący od 2003 roku WordPress. Działa on pod dwoma adresami. Serwis http://wordpress.com to platforma pozwalająca na bezpłatne założenie i prowadzenie e-pamiętnika. Pod http://wordpress.org znajduje się z kolei witryna, gdzie można pobrać oprogramowanie konieczne do założenia bloga opartego na WordPressie we własnej domenie. Darmowa platforma oferuje większość funkcji, które znajdują się w samodzielnej paczce. Pozostałe dostępne są wyłącznie za dodatkową opłatą. Przede wszystkim chodzi tu o możliwość swobodnej edycji plików CSS. Pracując na platformie wybiera się jeden z kilkudziesięciu layoutów. Mając e-dziennik na własnym serwerze, można je dowolnie edytować (kolory, menu, czcionki itp.), a nawet tworzyć własne (konieczna jest podstawowa znajomość języka PHP).
Drugi znany system to Blogger (http://blogger.pl). W przeciwieństwie do WordPressa oferuje on tylko platformę do bezpłatnego prowadzenia e-pamiętnika. Istnieje od 1999 roku, ale popularność zaczął zdobywać dopiero w 2003 r., kiedy właściciel serwisu, firma Pyra Labs została kupiona przez Google. Wiele funkcji, dostępnych wcześniej po wniesieniu opłaty, stało się wtedy darmowe. Dodatkowo w następnych latach Google zintegrowało Bloggera z innymi swoimi usługami (systemem reklamy kontekstowej AdSense, paskiem narzędziowym Toolbar czy aplikacją do dzielenia się zdjęciami Picasa).
W sieci działa także kilka platform o polskich korzeniach. Prym wiedzie tu Onet – połowa z ponad 2 milionów krajowych e-dzienników znajduje się w serwisach powiązanych z tym portalem (http://www.blog.onet.pl, http://www.blog.ten bit.pl, http://www.blog.pl). Drugim ważnym graczem jest Gazeta.pl, portal należący do Agory, wydawcy Gazety Wyborczej. Bloga można założyć pod adresem http://www.blox.pl. Z mniejszych projektów warto wymienić platformę http://www.bblog.pl, gdzie piszą osoby zainteresowane gospodarką, a także bazę politycznych e-pamiętników Salon24 (http://www.salon24.pl).
Reklama i zarabianie na blogu
Większość e-dzienników (w tym prawie wszystkie raczkujące) czytanych jest przez kilkanaście, czasem kilkadziesiąt osób – głównie znajomych autora. Takie strony raczej nie będą w stanie dostarczać jakichkolwiek dochodów.
Aby blog zyskał na popularności, konieczne jest jego wypromowanie. Najprostszy i najtańszy sposób polega na poinformowaniu blogosfery o swoim istnieniu. W ramach tego zawiera się wymiana linków z innymi e-pamiętnikami. Dobrym pomysłem jest także pojawienie się w klasycznych serwisach sieciowych, które zajmują się tematyką podobną do tej wybranej przez autora. Takie „wyjście poza blogosferę” może być pierwszym krokiem do znacznego zwiększenia oglądalności witryny i przekształcenia jej w generujący przychody wortal z prawdziwego zdarzenia.
Druga metoda na zaciekawienie czytelników to przestrzeganie zasad blogowania. Pisząc ciekawie i często można mieć nadzieję na wysokie miejsca w wynikach wyszukiwarek. Długo istniejące blogi, zawierające w swoich bazach po kilkaset wpisów, osiągają do 50% swoich odsłon w skali miesiąca właśnie dzięki wejściom z Google i innych podobnych stron. Dobrym pomysłem jest także dodanie wpisu o blogu do różnych katalogów. W Polsce prym w tej kategorii wiedzie należący do Agory BlogFrog – baza e-dzienników z systemem oceniania i rankingiem. Trzeci ważny sposób na zwiększenie oglądalności to konwencjonalna reklama internetowa (płatne banery, mailingi itp.).
Jest to jednak rozwiązanie tylko dla osób gotowych zainwestować co najmniej kilka tysięcy złotych. Jeśli już uda się wypracować 500-1000 wejść od unikalnych użytkowników dziennie, warto pomyśleć o zarabianiu na e-pamiętniku. Metod jest kilka – określa się je zbiorczą nazwą blogvertising (połączenie słów blog i advertising, czyli reklamowanie się). Twórca serwisu może podpisać umowę z jedną z dużych sieci reklamowych, które w jego imieniu będą sprzedawać pod banery powierzchnię na blogu. Autor otrzyma miesięcznie ryczałtowe wynagrodzenie. Wadą jest ograniczony wpływ na ilość i jakość reklam.
Większą kontrolę zapewnia przystąpienie do systemu reklamy kontekstowej, jak Google AdWords. W obrębie witryny wyświetlane są tekstowe boksy reklamowe – znacznie lepiej tolerowane kontrolę nad tym, gdzie reklamy się pojawiają i ile ich jest. Dodatkowo może zarabiać na sprzedaży produktów czy usług za pośrednictwem bloga (jeśli jest o piłce nożnej, może oferować towary jakiegoś sklepu sportowego). Ostatnią formą otrzymywania pieniędzy za prowadzenie bloga jest pisanie postów sponsorowanych. W tym celu najlepiej przystąpić do jednej z sieci blogvertisingowych – firm pośredniczących między reklamodawcami a autorami. Aby dołączyć do takiego przedsięwzięcia, trzeba spełnić kilka warunków (określona oglądalność, tematyka itp.).
Jeśli weryfikacja przebiegnie pozytywnie, należy zgłosić się do jakiejś akcji marketingowej. Kolejny etap to akceptacja bloga ze strony reklamodawcy. Potem pozostaje już tylko opublikować wpis – może być krytyczny. Ważne, aby spełniał wymagania kampanii. Zarobi się na nim 20-30 złotych. Najważniejsi gracze to: Federatedmedia, Blogads czy Blogvertise, a w kraju Krytyce. Publikacja postów podlega odpowiedniemu kodeksowi. W ten sposób można wyeliminować wiele nadużyć.
Decydując się na umieszczenie w blogu reklam trzeba pamiętać, że na pewno niektórzy użytkownicy nie będą z tego powodu zadowoleni. Część odejdzie, część będzie negatywnie komentować zmiany. Najważniejszą rzeczą jest wytłumaczenie czytelnikom, że komercyjny aspekt nie będzie w żaden sposób ograniczał obiektywności i zmysłu eksperckiego, za który twórców e-dzienników zwykle się ceni.