Rzecz będzie o systemie operacyjnym Android – z czym to się je i czy w ogóle jest nam potrzebne? Nie zabraknie kilku słów o bohaterze recenzji: telefonie Erze G1. Zatem – do roboty!
Nie wiem jak czytelnicy MI, ale ja powoli tracę cierpliwość do platform, w które wyposażone są telefony komórkowe. Przez kolejne lata rozwój Symbiana i Windows Mobile stał na raczej przeciętnym dla mnie poziomie i wciąż nie mogę sobie wytłumaczyć dlaczego. Być może zmieni to instalacja nano procesorów – kto wie.
Apple iPhone również nie zachwycił mnie swoją modyfikacją Mac OSa, o której przyjdzie mi zresztą jeszcze wspomnieć. Co więcej, w ostatnim roku, w trakcie rozmów ze znajomymi, często okazywało się, że nie potrafią wymienić ani jednego modelu telefonu, który spełniałby ich oczekiwania. „Kiedyś to były czasy” – to stwierdzenie padało często.
Nie ma co się dziwić. Starsi użytkownicy narzekają na małą czcionkę w telefonie. Miłośnicy gadżetów nie mają poczucia, aby szły one w parze z funkcjonalnością, a także jakością baterii (który to parametr denerwuje po trochu nas wszystkich). Sam w ostatnim czasie zatęskniłem za Nokią 6210 – symbolem czasów, gdy wszystko było proste, funkcjonalne, działało szybko i długo.
Czy wobec tego {link_wew 4422}Android{/link_wew} jest systemem, który zmieni nastawienie milionów użytkowników na całym świecie? Przekona do siebie zwolenników Symbiana i przeciwników nowych technologii? Nakłania do tego marka producenta. Google, znane na całym świecie, budzi zaufanie, bo w przeświadczeniu ludzi jest globalne, bezstronne, neutralne, bogate, szybkie i… o otwartym kodzie.
Pierwszym telefonem w Polsce bazującym na Androidzie jest HTC Dream sprzedawany jako Era G1. HTC wyposażyło go w procesor Qualcomm MSM7201A ze 192 MB pamięci RAM i 256 MB pamięci ROM. To parametry podobne do wcześniejszego modelu HTC Diamond. Podobnie jest także pod innymi względami: łączność bezprzewodowa WiFi, modem HSDPA 7,2 Mbps, moduł Bluetooth, aparat 3,2 MPix i układ GPS. Do łącza extUSB podłącza się ładowarkę, słuchawki i kabel komunikacyjny.
Pierwsze wrażenie
G1 już na pierwszy rzut oka wygląda jak produkt HTC. O ile jednak w ostatnich modelach tej firmy obserwowaliśmy designerskie zacięcie, tutaj mamy do czynienia z dużo mniej absorbującą i bezpieczną formą. Obudowa jest dość zwyczajna, nie posiada połyskliwych elementów (przez co nie palcuje się) i futurystycznych dodatków. Raczej nie spodoba się gadżeciarzom. Przez to także nie może być mowy o porównaniach z iPhonem na które liczyło bardzo wiele osób przed premierą Dreama.
Słuchawka jest nieco większa niż HTC Touch HD. Jej wymiary to 117×55,7×17,1 mm. Telefon dobrze leży w dłoni, jego ciężar jest dobry wyważony.
Nawigacja i obsługa
Dość duży jest ekran. Na mającym 3,2-cala wyświetlaczu generowany jest obraz w rozdzielczości 320×480 pikseli. Ekran w systemie podzielony jest na trzy części, które możemy przesuwać. Sprawia to, że pulpit jest bardzo pojemny i szybko można się po nim przemieszczać, zmieniać ustawienia ikon i uruchamiać aplikacje. Przypomina to trochę menu iPhone’a, które było jednak mniej konfigurowalne. To zastosowane w Era G1 niewątpliwie bliższe jest systemowi Windows.
Po ekranie poruszamy się za pomocą palca, rysik tu nie zadziała ze względu na użycie ekranu pojemnościowego. Mimo mojego nieprzychylnego nastawienia do takiego typu nawigacji, telefon obsługuje się przyjemnie, w moim odczuciu nawet lepiej niż słynne dzieło Apple.
Wpływa na to jeszcze jeden aspekt. Gdy iPhone leżał w naszej kieszeni, a na dłoniach mieliśmy rękawiczki, nie dało się wiele zrobić. Trzeba było je zdjąć, wyjąć telefon, puknąć w ekran, przesunąć pasek odblokowujący z lewej do prawej strony ekranu, przeklikać parę opcji i dopiero osiągnąć pożądany efekt, np. zmniejszenie głośności odtwarzanej muzyki. Tutaj na szczęście mamy kilka klawiszy bocznych i schowanych pod ekranem, które ułatwiają dostęp do podstawowych funkcji, chociażby dzwonienia.
Poniżej ekranu umiejscowiono także trackball, którym dość wygodnie można nawigować po stronach internetowych i przewijać tekst. Dostępna jest także klawiatura, wysuwana poziomo spod ekranu G1. Trochę dziwi fakt, że dzieje się to ruchem półokrężnym, w trakcie którego zdaje się przez chwilę, że panele odłączą się od siebie, ale prawdopodobnie jest to tylko kwestia przyzwyczajenia.
Na klawiaturze QWERTY pisze się dość wygodnie jak na jej możliwości. Tak czy inaczej, trzeba się przyzwyczaić, gdyż G1 nie posiada klawiatury ekranowej. Osoby, które mają duże palce wiedzą już, że żaden telefon o takich rozmiarach nie będzie w stanie sprostać ich oczekiwaniom. Jeśli jednak ktoś radzi sobie z innymi smartfonami, nie poczuje się zawiedziony. Zwłaszcza, że Google nie zapomniało o kilku dodatkowych klawiszach, jak choćby oddzielnym @. Dość wygodnie wpisuje się także polskie znaki. Ogólnie pisanie na klawiaturze oceniam in plus, choć zawsze mój podziw będą budzić ludzie, którzy na telefonach piszą dłuższe maile lub, o zgrozo, dokumenty. Klawiatura jest dodatkowo lekko podświetlana.
System operacyjny i aplikacje
Nie byłoby jednak telefonu Era G1, gdyby nie nowy system operacyjny przygotowany przez Google na urządzenia mobilne. Android, bo tak się nazywa, opiera się na Linuksie. Entuzjastów pingwina informujemy jednak, że domyślnie użytkownik nie posiada dostępu do roota. Każdy programista posiadający Linuxa i znający język C może więc tworzyć aplikacje dla systemu, ale wcześniej musi się nieco napocić.
Reklama jest dźwignią handlu, motorem napędowym sprawiającym, że pragniemy rzeczy, które są nam kompletnie niepotrzebne. Czy taki jest właśnie G1? Nie. Takie stwierdzenie byłoby grubą przesadą. Każdy jednak musi zastanowić się, czy pasuje do bardzo wyraźnie zaznaczonego profilu użytkownika tej słuchawki. Później pozostaje mu podjąć decyzję, czy warto decydować się już teraz, gdy system Android na którym oparty jest telefon, w rzeczywistości jeszcze raczkuje.
Czyżby trzeba było w tym celu odblokowywać otwarty system operacyjny? Absurdalne, ale właśnie tak jest. Linia komend jest więc tak przydatna człowiekowi jak pępek – kompletnie nic nie daje poza świadomością, że jest. Wróćmy więc do funkcji telefonu.
Poza możliwością umieszczenia skrótów na pulpicie, możliwe jest wysunięcie szuflady ze wszystkimi dostępnymi aplikacjami – tak domyślnymi, jak i zainstalowanymi później. I w tym momencie warto opisać moich pierwszych kilka godzin z Androidem.
Otóż siedząc w pociągu naszła mnie wielka potrzeba, żeby przeczytać plik PDF do którego nie zdążyłem zajrzeć w domu. Wpisałem więc adres strony gdzie się znajduje i spotkała mnie pierwsza niemiła niespodzianka. Format PDF nie jest obsługiwany. Kolejne pół godziny spędziłem na szukaniu w sieci programu, który przekonwertuje PDF-a do innej formy. Żaden z nich nie zadziałał jednak wystarczająco dobrze, powodując, że czytanie było bardzo utrudnione.
Stwierdziłem, że jeśli nie mogę poczytać, to chociaż popiszę. Nic z tego. Choć G1 udostępnia Android Market, czyli internetowy sklep z aplikacjami na swój telefon (w tym wieloma darmowymi), nie udało mi się znaleźć programu z funkcjami zbliżonymi do popularnego Worda.
Mając dość poszukiwań, postanowiłem posłuchać muzyki. Odtwarzacz jest, ale banalny niczym Foobar przed konfiguracją – bez praktycznie jakichkolwiek opcji. Synchronizacja kontaktów z programu pocztowego jest możliwa w pierwszej lepszej Nokii. Tutaj – nie ma na to szans.
A Gmail? {link_wew 5122}Gmail{/link_wew} to jedyna opcja jaką daje nam gigant. Nie korzystasz z tej i innych aplikacji Google – twój problem, drogi użytkowniku. Aparat? Zapomnijcie. Nie można w nim dokonać żadnych ustawień, o możliwości nagrywania filmów nie wspominając. Te dodatki można jednak zainstalować.
Przebijając się przez dziesiątki programów i {link_wew 4899}widgetów{/link_wew}, można po jakimś czasie znaleźć te najbardziej odpowiednie. W pewnym sensie przypomina to zabawę z Windowsem, w którym szukamy aplikacji, które nam pasują i instalujemy je. Jednakże czasami są one naprawdę dobre, a bywa że kiepskie. Google powinno postarać się w przyszłości o stworzenie kilku domyślnych programów, które można skasować z pamięci telefonu. W przeciwnym przypadku nadal będzie tak, że takie osoby jak ja, dopiero wysiadając po podróży z pociągu, odkryją, że domyślna aplikacja pocztowa nie pozwala na dodawanie załączników. Jest to możliwe tylko w jednym z zewnętrznych programów.
Obecne rozwiązanie jest może i dobre dla zaawansowanych użytkowników. Problem w tym, że laicy, którzy skuszą się na G1, mogą się załamać gdy przyjdzie im konfigurować masę rzeczy koniecznych do tego, aby doprowadzić swoją słuchawkę do stanu używalności.
Plusy:
- niefestyniarski wygląd
- intuicyjna obsługa
- system operacyjny Android o dużym potencjale
- rozbudowany Android Market
- automatyczne informowanie o nowych wiadomościach na Gmailu
Minusy:
- daleko mu do kompletnej konkurencji, to nadal telefon eksperymentalny
- brak interfejsu w języku polskim
- urządzenie przeznaczone tylko dla zaawansowanych użytkowników
- brak zapowiadanej rewolucji
Korzystanie z internetu
Siłą napędową G1 od początku miał być internet. Korzystanie z sieci w telefonach komórkowych nie jest jeszcze powszechne w Polsce. Na co mogą liczyć użytkownicy Era G1? Bez względu na to jaki abonament wybierzemy, otrzymujemy od sieci 500 MB transferu miesięcznie. Transfer niestety nie jest nigdzie zliczany w telefonie.
Co to oznacza? Ano tyle, że wystarczy, że obejrzymy dwa teledyski w serwisie YouTube dziennie i możemy pożegnać się z tym, co oferuje nam abonament. A gdzie strony internetowe? Gdzie e-maile i, uwaga, zdjęcia w załącznikach? Jest to istotne, ponieważ w umowie zawarto wyraźny zapis, iż po wyczerpaniu limitu 500 MB, niemożliwe jest dokupienie dodatkowego pakietu danych w cenie promocyjnej.
Czy na tym ma polegać telefon stworzony do internetu? Nie wydaje mi się. Zwłaszcza, że pokusa do oglądania multimediów jest duża. Wśród domyślnych aplikacji na G1 znajduje się program do odtwarzania filmów z YouTube. Czysta magia, bo przecież przeglądarka nazywana powszechnie jako Chrome Lite, nie obsługuje Flasha. Może to i dobrze, ponieważ transfer kończyłby się jeszcze szybciej.
Gdy dochodzi do przeglądania typowych witryn nie jest źle. Strony ładują się sprawnie, choć i tak marzy się, by w przyszłości w tym miejscu zastosować silnik Turbo Opera kompresujący witryny. Nawigacja trackballem jest intuicyjna i nie sprawia problemów. Reakcja na komendę powiększania i pomniejszania konkretnych elementów strony jest wystarczająco sprawna.
Podsumowując
Po co mi G1? Każdy, kto będzie chciał sięgnąć po ten telefon, powinien się chwilę zastanowić czy spełni on jego oczekiwania. Wbrew wszechobecnym reklamom sugerującym, że G1 jest przeznaczone dla masowego odbiorcy, mamy do czynienia z urządzeniem dla bardzo specyficznego odbiorcy. Być może zmieni się to w przyszłości i Android stanie się naprawdę dobrą platformą, ponieważ ma na to potencjał.
W obecnej chwili wszystko, co oferuje pierwszy telefon Google to za mało, by mówić o rewolucji. Przy czym pomijam tu rozważania na temat tego, czy takowa rewolucja jest nam naprawdę potrzebna i czego oczekiwalibyśmy od słuchawki przyszłości. Ja, poza poprawą wymienionych wad, widziałbym jeszcze lepszą baterię, która przy prawdziwym wykorzystywaniu funkcji multimedialnych wytrzymywałaby dłużej, niż jednodniową zabawę. W powyższej recenzji nie napisałem ani jednego słowa o jakości połączeń telefonicznych. Tak, jest OK. Ale dajmy już temu spokój… czy kogokolwiek to jeszcze obchodzi w telefonie?
Specyfikacja:
Transmisja danych: HSPA/UMTS/EDGE/GPRS + WLAN
Aparat fotograficzny: 3,2 Mpix
Pamięć: 2 GB microSD
Bateria: 1150 mAh
Funkcje: wiadomości MMS, odtwarzacz MP3, Bluetooth, GPS
http://www.era.pl