Ukaranie przez wyszukiwarkę nie musi oznaczać końca witryny. Karę można anulować, a strona będzie nadal zarabiać.
Ukaranie przez wyszukiwarki, w szczególności Google, wynika ze zbyt agresywnego pozycjonowania i optymalizacji strony. Skutek to widoczny spadek liczby odwiedzin, a co za tym idzie – zarobków. Kiedy zauważymy, że zostaliśmy ukarani, nie powinniśmy panikować, tylko dowiedzieć się co dokładnie się stało i podjąć odpowiednie kroki.
Rozpoznanie problemu
Pierwsze co należy zrobić, to rozpoznanie kary. Google stosuje wiele mechanizmów manipulujących kolejnością ogólnego algorytmu szeregowania wyników. Takich mechanizmów jest wiele i nie są jawne, ale najpopularniejsze efekty zostały nazwane przez pozycjonerów.
Popularne kary nadawanych przez Google.
- Filtr – usunięcie strony z wyników wyszukiwania na kluczowe frazy, nazwę domeny itp. Strona jest nadal widoczna na unikalne frazy z nią związane (np. Długie fragmenty ze środka tekstu). Filtr otrzymamy za nadmierną optymalizację i pozycjonowanie. Filtr związany jest z frazami.
- Ban – całkowite usunięcie strony z wyników wyszukiwania. Wpisanie w Google komendy site:domena.pl nie zwróci żadnego wyniku albo widoczna będzie jedynie strona główna. Ban przyznawany jest za nieetyczne działania na stronie – podsuwanie robotom innego tekstu niż czytelnikom (cloaking), stosowanie stron wejściowych nasyconych słowami kluczowymi (doorway pages) itp. i dotyczy całego serwisu pod daną domeną.
- Sandbox – obniżenie znaczenia linków wychodzących z niezaufanego serwisu i jednoczesny spadek o wiele pozycji. Najczęściej dotyka nowych serwisów pozycjonowanych na popularne frazy. Google cały czas notuje rzeczywistą pozycję, a po uzyskaniu zaufania do witryny wyświetla ją na poprawnych pozycjach. Prawdziwą pozycję sprawdzamy przy pomocy parametru allinanchor:fraza i porównaniu z wynikami wyszukiwania prostego. Jeśli są znacząco różne – strona jest w sandboksie. Sandbox dotyczy linków.
- Paragraf 31 – spadek o dokładnie 30 pozycji w wynikach wyszukiwania dotykający głównie zaplecza. Służy do usuwania stron niezwiązanych z tematem witryny, na których miałyby wyświetlać się reklamy Google AdSense na komercyjne słowa kluczowe. Paragraf 31 dotyczy podstron i powoduje kilkudziesięciokrotny spadek liczby odwiedzin.
Co zrobić z banem?
Jeśli wiemy za co zostaliśmy zbanowani (zwykle są to działania na pozycjonowanej stronie), możemy naprawić niezgodne z wytycznymi dla webmasterów elementy i zgłosić ten fakt Google w celu ponownego rozpatrzenia (http://www.google.com/support/webmasters/bin/answer.py?hl=pl&answer=35843 ). Często wystarczy usunąć sztucznie wprowadzone słowa kluczowe, zrezygnować z systemu wymiany linków itp. Jeśli „wina” nie była poważna (np. {link_wew 4405}SWL{/link_wew} na dobrej stronie), nasze szanse są duże.
Ponowne rozpatrzenie zajmuje jednak kilka tygodni i nie zawsze ma pozytywny skutek. Nie mamy też możliwości monitorowania postępów. Szybszym rozwiązaniem jest przeniesienie strony pod nowy adres i zrobienie przekierowania ze zbanowanych stron. Google zaindeksuje nową witrynę. Ten sposób sprawdzi się jednak tylko w przypadku {link_wew 4380}zaplecza pozycjonera{/link_wew} i stron, które nie mają stałych czytelników.
Jak zarabiać na zbanowanej stronie?
Warto zauważyć, że nawet jeśli strona dostanie bana, to nadal można wyświetlać na niej reklamy (w tym AdSense), a stare odnośniki nadal mają swój efekt na pozycjonowanie. Nie musimy więc bezczynnie czekać na zakończenie kary, a strona może nadal zarabiać.
Są więc dwa wyjścia: musimy pozyskać wejścia z innych źródeł niż Google i wyświetlać na niej reklamy albo zignorować przypadkowo trafiających do nas internautów i prowadzić stronę dla wyszukiwarek. W drugim przypadku stracimy również reklamy, z których zarobek jest w dużej mierze zależny od liczby odwiedzin. Nadal możemy jednak sprzedawać linki pozycjonujące. Uwaga! Dotyczy to małych stron zapleczowych, których ewentualna utrata nie będzie bolesna.
Znacznie lepiej jest jest jeśli kara dotyczy tylko konkretnych fraz (filtr). Zwykle dzieje się to w przypadku intensywnego pozycjonowania na konkretne słowa kluczowe. Jeśli nie dywersyfikowaliśmy źródeł wejść, to ruch na stronie znacząco spadnie, ale witryna nadal będzie skutecznie działać dla innych fraz. Nadal będzie można wykorzystać ją do sprzedaży linków albo skupić się na innych frazach i odzyskać utracony ruch. Oczywiście zajmie to kilka miesięcy.
Filtr – działaj tak, jakby Google nie istniało
Aby strona wyszła z filtra, należy działać podobnie: poprawić pozycjonowane podstrony, aby nie były „zbyt mocno zoptymalizowane” pod Google i zgłosić do ponownego rozpatrzenia. Przed rozpoczęciem ryzykownego pozycjonowania warto zadbać o to, żeby Google nie było jedynym źródłem wejść na stronę. Zapobiegliwi właściciele stron dążą do sytuacji, w której wchodzących z wyszukiwarek, bezpośrednio i z witryn odsyłających jest tyle samo. Taki układ oznacza, że mamy stałych czytelników (wchodzących bezpośrednio) i polecają nas inne witryny. Nawet ban oznacza jedynie utratę około30% odwiedzających. W takiej sytuacji możemy spróbować zwiększyć liczbę wejść z Binga. Prawdopodobnie nie uzyskamy takiego ruchu jak z Google (z Binga korzysta mniej osób niż z Google)), ale dzięki małej konkurencji łatwo będzie uzyskać czołowe miejsca na wiele fraz.
Sprawdza się tu reguła „działaj tak, jakby Google usunęło wyszukiwarkę”. Warto również rozważyć inne źródła ruchu. Dobry efekt dają fora branżowe, zwłaszcza tematy mające dużą liczbę odsłon (mogą one pochodzić z wyszukiwarki), które przekierują internautów do naszej witryny. W przypadku stron, które przyciągną czytelnika na dłużej sprawdzi się również mailing do dobrze dobranej grupy docelowej. Nowi użytkownicy pozyskani na te sposoby mogą zrekompensować utratę internautów wchodzących z Google i przeczekać karę. Mailing sprawdzi się również jeśli zarobek opieramy na programach partnerskich.
Sandbox – poczekaj aby wyjść z „piaskownicy”
Również w przypadku sandboksa nie powinniśmy nagle wstrzymywać działań, gdyż potwierdzi to tylko, że strona rzeczywiście jest podejrzana. Pozycjonerzy zalecają przeczekać kilka miesięcy, aż Google stwierdzi, że serwisowi można zaufać. W tym czasie warto umieszczać linki zwłaszcza w serwisach, które same z siebie zapewnią ruch – na forach, blogach i stronach branżowych. Należy zauważyć, że według części pozycjonerów sandbox w ogóle nie istnieje, jednak bez względu na to z czego wynika, efekt jemu odpowiadający można zaobserwować na dużej części stron ze skomercjalizowanych kategorii.
Paragraf 31 – ostrzeżenie przed groźniejszą karą
Obniżenie pozycji strony o 30 miejsc ma na celu wyeliminowanie wielotematycznych serwisów, których każda podstrona pozycjonowana jest na inne frazy z pierwszych stron z wynikami wyszukiwania. Karane są głównie katalogi oraz witryny niezwiązane z tematem, które trafiły na wysoką pozycję w niszy przez optymalizację na stronie (np. odpowiednie frazy w tytule i link z takim samym tekstem). Istnieją podejrzenia, że kara przydzielana jest ręcznie przez pracowników Google. Aby pozbyć się tej kary lub nawet jej uniknąć należy więc pozycjonować strony przedstawiające jakąkolwiek wartość, a nie takie, które na pierwszy rzut oka wyglądają jak farma linków. Należy również zadbać o pochodzenie odnośników – powinny kierować ze stron związanych z tematem. Jeśli nie poprawimy strony, może ona trafić do sandboksa albo zostać usunięta z indeksu.
Dla uczciwych webmasterów paragraf 31 oznacza, że przez przypadek ich strona trafiła na wysoką pozycję na mało znaczącą dla nich frazę i mogą to zignorować. Jeśli jednak kara dotyczy ważnego słowa kluczowego, zauważymy to w statystykach. Możemy je monitorować na bieżąco w menu Analiza w Google Analytics.
Google samo wyjaśnia przyczyny usunięcia strony z wyników wyszukiwania, ale nie zdradza szczegółów działania algorytmu.
Niestety algorytmy stosowane przez Google nie są idealne, a kary mogą zostać niesprawiedliwie przyznane. Zdarzają się sytuacje, w których uda się uniknąć jakiejkolwiek kary, nawet stosując typowo spamerskie działania, a w innych przypadkach uczciwy webmaster zostaje nagle ukarany. Jednak jeśli znamy ogólne zasady manipulowania wynikami, możemy lepiej oszacować ryzyko. Na pewno pomoże to uniknąć nerwowych działań, które mogą tylko zaszkodzić w kryzysowej sytuacji.