Pozycjonerzy mogą okazać się bardziej pożyteczni niż ktokolwiek by pomyślał. Najnowsze wieści z branży wskazują, że opłacalne staje się zainteresowanie użytkowników a nie robotów wyszukiwarek.
Pozycjonowanie stron powoli przestaje być równoznaczne ze spamowaniem Internetu. Witryny z bezsensownym tekstem nasyconym słowami kluczowymi od dawna nie są główną bronią pozycjonerów. Również systemy wymiany linków wykorzystuje się z coraz większym umiarem.
Powód takiego stanu rzeczy jest prosty. Pozycjonerzy zauważyli, że Google promuje naturalne strony zawierające treść przydatną dla użytkowników.
Content is king?
Treść jest dla Google’a coraz ważniejsza, a roboty wyszukiwarek potrafią rozpoznawać coraz bardziej skomplikowane witryny. Ukrycie innej wersji strony w prezentacji flash czy przy pomocy JavaScriptu może okazać się nieskuteczne i narazić na bana. Roboty nauczyły się już interpretować teksty zapisane przy pomocy tych technik, jak pokazują testy pozycjonerów.
Powoli odchodzą oni od podejścia „content is king” (czyli nastawiania się tylko na treść), a tym bardziej {link_wew 3208}zdobywanie milionów linków{/link_wew} z nic nie wartych serwisów. Najnowsze trendy pokazują, że pozycjonerzy starają się ściągnąć na stronę wartościowy ruch pochodzący od żywych użytkowników. Takie podejście pozwala na osiągnięcie największych zysków, bo strona z tysiącami odwiedzin dziennie nie zarobi, jeśli będą to tylko wejścia robotów.
Niedługo na pozycję strony wpływ mogą mieć jej {link_wew 691}statystyki oglądalności{/link_wew} a nie nie liczba linków. Większość internautów nie prowadzi własnych witryn, ale czyta teksty innych. Google Analytics jest zainstalowane na większości stron, więc informacje takie jak czas spędzony na stronie, ilość odrzuceń itp. mogą stać się równie ważne jak ilość linków prowadzących do witryny.
Zaplecze to nie śmietnik
Stworzenie zaplecza promującego stronę nie jest już takie proste. Kilka linków z katalogów i artykułów sponsorowanych nie wystarczy. Żeby wypromować np. sklep ze sprzętem fotograficznym potrzeba znacznie więcej pracy, której celem powinna być jak największa liczb użytkowników zainteresowanych produktem – wysokie pozycje w Google są tylko środkiem, a nie celem samym w sobie.
Zawodowi pozycjonerzy zalecają stworzenie całej sieci różnego typu witryn, które będą promowały docelową stronę. Może to być np. forum dla fotografów, blogi, hobbystyczne witryny opisujące sprzęt itp. Sieć powinna zostać wzbogacona o poradniki, katalogi części czy bazy stron poświęconych fotografii (oczywiście z uwzględnieniem pozycjonowanych stron na kluczowych pozycjach).
Idealnym pomysłem byłby również serwis społecznościowy – zbiór fotografii z możliwością oceniania, strona pozwalająca tworzyć użytkownikom fotoblogi czy witryna z poradnikami video umieszczanymi przez fotografów. Możliwości jest mnóstwo, ale cel jeden – każda ze stron powinna promować pozycjonowaną witrynę w sposób użyteczny dla zainteresowanych czytelników.
Koszta? Jakie koszta?
Wartościowe zaplecze ma jeszcze jedną cechę: potrafi samo siebie utrzymać i jeszcze przynieść dodatkowy zarobek. Jeśli informacje zamieszczone na stronach zapleczowych będą przydatne użytkownicy mogą kliknąć w linki czy zdecydować się na kupno produktów z polecanego programu partnerskiego. Jeśli strona będzie dobrze linkowana i w miarę popularna można zarobić również na sprzedaży linków i artykułach sponsorowanych.
Tematyczna strona prowadzona np. w formie blogu jest doskonałym miejscem na takie teksty. Możemy nawet pokusić się o wysłanie oferty do konkurencji. Jeśli pozycjonują stronę o jabłkach a my o sadownictwie przyniesie to zyski obu stronom. Ważne, żeby nie była to bezpośrednia konkurencja, ale artykuły były powiązane tematycznie.
Równie skuteczne mogą okazać się reklamy – {link_wew 808}AdSense{/link_wew} sprawdzi się dobrze na stronach, których większość użytkowników pochodzi z wyszukiwarek, a co za tym idzie nie zna układu witryny. Sprzedaż bannerów reklamowych czy nawet bezpośrednich linków również przyniesie dodatkowy zysk. Mimo że w przypadku jednej strony nie będą to duże pieniądze, to przy zapleczu składającym się z kilkudziesięciu witryn sprawa wygląda zdecydowanie lepiej.
To tylko ewolucja
„Stare” sposoby na pozycjonowanie czyli katalogi, pressell pages i walka o linki nie umarły. Zmieniło się tylko jedno: również w tym przypadku ważna jest jakość. Katalogi są więc moderowane i przyjmują tylko wpisy o określonej tematyce a właściciele potrafią poprawić dodane teksty. W zamian za dostęp do takiego katalogu administrator oczekuje drobnej opłaty (najczęściej SMS-em), ale jest to bardziej zabezpieczenie antyspamowe niż sposób na podniesienie zysków. Należy pamiętać, że z SMS-a za złotówkę do właściciela serwisu trafia około 20-30 groszy. Na zysk mogą liczyć tylko właściciele największych katalogów.
Popularne {link_wew 4405}systemy wymian linków{/link_wew} (SWL) są w końcu stosowane z umiarem. Osoby zajmujące się pozycjonowaniem zauważyły, że linkowanie stron docelowych przy pomocy SWL-i nie przynosi oczekiwanych skutków. Sprawdzają się za to doskonale jako wspomaganie a nie główne narzędzie.
Przekonują się o tym osoby, które nastawiając się na olbrzymi, jednorazowy przyrost linków naraziły swoje strony na filtry w Google. Umiarkowane korzystanie z SWL-i jest szczególnie ważne w przypadku dobrych stron robionych dla użytkowników. Ryzyko na uzyskanie filtru wynikające ze wstawienia systemu na stronę jest duże, a zyski rzadko kiedy przewyższają straty w użytkownikach.
Ma to szczególne znaczenie w przypadku serwisów społecznościowych, których rzeczywistej mocy nie można zmierzyć liczbą stron czy pozycją na dane frazy. Mogą one natomiast zapewnić dopływ zainteresowanych użytkowników nawet jeśli strona nie jest zindeksowana przez Google. Sytuacja taka ma miejsce np. w przypadku Blipa (http://blip.pl) i Twittera (http://twitter.com), z których może pochodzić znaczący ruch jeszcze zanim o komunikacie dowie się Google.
Wygląda na to, że pozycjonerzy ze spamerów stają się powoli dostawcami krótkich, użytecznych tekstów. Inwestycja w treści jest logicznym kierunkiem rozwoju branży SEO, ale czy nie zamieni się w marketing szeptany?