Seria Little Nightmares od początku szła własną ścieżką – łączyła dziecięcy urok z groteską, ciepło z chłodem. Małe postaci poruszające się po ogromnych, przytłaczających przestrzeniach przypominały dzieci błądzące w świecie dorosłych, niezdarne, ale odważne. I właśnie w tej nieporadności kryła się magia – i koszmar. Czy twórcom nowej odsłony udało się uchwycić ten niepowtarzalny, senno-przerażający klimat serii?
Pieczę nad serią przejęło Bandai Namco, które powierzyło produkcję trzeciej części ekipie Supermassive Games. Nie próbują oni przewrócić formuły do góry nogami – Little Nightmares 3 to wciąż opowieść o dwójce małych, melancholijnych bohaterów – Low i Alone – którzy wspólnie przemierzają kolejne upiorne światy. Ich rozmiar sprawia, że zwykłe meble zamieniają się w góry, a każdy drżący ruch wymaga pomocy drugiej osoby.
Nowością jest tryb kooperacji online (niestety bez opcji lokalnej). Grę można jednak w pełni przejść solo – sterowany przez SI towarzysz radzi sobie świetnie, często intuicyjnie pomagając tam, gdzie gracz by się zawahał. To ważne, bo każde z dzieci ma własne zdolności: Alone włada potężnym kluczem francuskim, Low – łukiem i strzałami. Czasem trzeba działać wspólnie, ale częściej każde z nich wykonuje inne zadanie: jedno rozwala ścianę, drugie strzela w liny utrzymujące przedmiot zawieszony wysoko nad głową.


Zagadki? Przeważnie proste, momentami wręcz mechaniczne. Pociągnij dźwignię, stań na płycie, zamień bezpiecznik, przeskocz przez deski. Tylko od czasu do czasu trafia się moment, w którym gra przestaje jasno komunikować, co właściwie chce, i wtedy zaczyna się błądzenie – pośród pokoi, które wyglądają wspaniale, ale nie zawsze wiadomo, z czym można wejść w interakcję.
Na szczęście, gdy Little Nightmares 3 gra tym, co potrafi najlepiej – atmosferą – trudno oderwać wzrok. Już na początku ściga nas monstrualna, pęknięta lalka-dziecko, której grube, nienaturalne palce rozrywają ściany i próbują dosięgnąć naszych maleńkich bohaterów. To scena, która przypomina, że Little Nightmares nigdy nie straszyło wprost, tylko przez groteskowe odbicie świata dziecięcego lęku.
Pod względem nastroju i kierunku artystycznego – mistrzostwo. Niestety, mechanika nie zawsze dorasta do formy. Zagadki bywają powtarzalne, a struktura – zbyt oparta na metodzie prób i błędów. Zanim odkryjesz, czego gra od ciebie chce, umrzesz kilka razy. A kiedy już zrozumiesz – umrzesz jeszcze kilka, zanim ci się uda. Finałowy segment to wręcz festiwal irytacji, przypominający ogrywanie jednego z archaicznych poziomów Dragon’s Lair.


Nie brakuje jednak momentów olśnienia. Sekwencja z lalką zakrzywiającą rzeczywistość jest jedną z najpiękniejszych w całej serii – oniryczna, przerażająca, symboliczna. Ale takich chwil jest za mało. Zbyt często gra opiera się wyłącznie na klimacie i dźwięku: skrzypieniu desek, jękach z oddali, pulsującym basie, który dosłownie czuć w dłoniach dzięki fenomenalnym wibracjom DualSense’a. Kontroler staje się tu nie tylko narzędziem, ale częścią pejzażu dźwiękowego – niemal jak serce bijące w dłoniach.
Mimo prostoty i momentów frustracji, Little Nightmares 3 pozostaje podróżą, której warto się podjąć – dla jej melancholii, wizualnego piękna i smutnej poetyki ruchu. Supermassive udowadnia, że potrafi udźwignąć tę mroczną baśń – choć następnym razem przydałoby się odrobinę więcej odwagi i mniej powtarzania cudzych lęków.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
Little Nightmares 3 nie jest rewolucją, ale to wciąż piękny, senny koszmar – melancholijny, pełen emocji i wizualnej poezji.
Plusy
Fenomenalna atmosfera i kierunek artystyczny. Perfekcyjne wykorzystanie wibracji i dźwięku. Klimatyczne lokacje i projekty postaci. Tryb współpracy (choć tylko online).
Minusy
Powtarzalne zagadki i zbyt prosta mechanika. Momenty frustracji przy braku jasnych wskazówek. Brak lokalnego co-opa. Zbyt ostrożne podejście do formuły.