Zagadki z kartami dostępu, ograniczony ekwipunek, skąpa amunicja. Formuła survival horroru może nie jest niczym nowym, ale napięcie towarzyszące mojej rozgrywce w Signalis po raz kolejny pokazuje, że jeśli coś działa, nie trzeba tego na siłę zmieniać – wystarczy przenieść akcję do upiornej, opuszczonej kolonii górniczej nazistowskiego imperium na skraju galaktyki.
Jeszcze bardziej imponujące jest to, jak prostymi środkami osiągnięto tak wiele. Engine dwuosobowego niemieckiego studia wykorzystuje kombinację środowisk low poly z przerywnikami kojarzącymi się z anime, a to wszystko zdominowane przez głębokie czerwienie i metaliczne błękity. W tworzeniu specyficznego klimatu pomaga również oszałamiająca ścieżka dźwiękowa.
Signalis jest sumą inspiracji, które postanowiłem połączyć w podtytule recenzji, ale najważniejszą jest… obraz. Wyspa umarłych autorstwa Arnolda Böcklina w pełni wpisuje się w nurt symbolizmu, którego istotą było odwoływanie się do emocji i przeżyć wewnętrznych. Jednak gra dodaje coś od siebie, niemal zadając pytanie w stylu z kultowego dzieła Davida Lyncha: „Jestem jak śniący, który śni i żyje w swoim śnie, ale kto jest tym śniącym?”.
Trudno omówić wiele z tego, co dzieje się w Signalis bez spoilerów, poza tym, że grasz jako Elster, dotknięty snem klon, który rozbił się na tajemniczej planecie. Wkrótce zainfekowane istoty próbują cię zabić, podczas gdy motywy innych postaci są trochę mniej oczywiste. Mrugnij, a przegapisz transmisje wyroczni połączone z hasłami w języku niemieckim czy porozsiewane wszędzie dokumenty. Podobnie jak w przypadku wielu dystopijnych opowieści, Signalis ma wiele do powiedzenia.
Elster stoi pośród brutalistycznej architektury S-23 Sierpińskiego, zacienionego obiektu na planecie Leng, a eksplorując kolejne klaustrofobiczne pokoje i korytarze, komentuje je, zwykłym przedmiotom nadając godność muzealnych tablic. To mistrzowska klasa w budowaniu napięcia. Elster ma tylko sześć miejsc w ekwipunku, a amunicja jest rzadka niczym w pierwszych odsłonach Resident Evil, więc wiele spotkań staje się desperackimi pędami do drzwi. Jeszcze bardziej niepokojące jest to, że wrogowie mogą wrócić do życia w dowolnym momencie, pod warunkiem, że nie spaliłeś ich jeszcze rzadszymi ładunkami termitowymi, iskrzącymi się w kolorze fuksji.
Kontynuując wrażliwość oldschoolowego survival horroru, Elster korzysta z bezpiecznych pokoi; zgodnie z konwencjami gatunkowymi, mającymi ścisłą politykę zakazu wstępu dla wrogów. Chociaż Signalis nie zapisuje automatycznie postępów, można to zrobić ręcznie w tych miejscach. Jeśli tego nie zrobisz, gra łaskawie poinformuje cię, że popełniasz błąd…
Sporo zagadek trzyma wysoki poziom, będąc spójnymi, logicznymi i stanowiąc odpowiednie wyzwanie, bez popadania w skrajne skomplikowanie. W rozwiązaniu części z nich przyda się innowacyjny pomysł z wykorzystaniem fal radiowych.
Signalis to zdumiewająco stylowy projekt z małego studia, wciągający zarówno w konstrukcję swojego świata, jak i napiętą rozgrywkę. Ostatecznie historia gry nie jest tak ekscytująca, jak te aspekty atmosfery i rozgrywki, które ją budują, ale eksperymenty narracyjne są odświeżające, podobnie jak dziwność historii science fiction. Na suchym, tematycznym poziomie katastrofa na S-23 działa jak satyra na opresyjne sposoby rządzenia. W tej rzeczywistości nie tylko ważne jest przetrwanie, ale też pragnienie wyjrzenia poza zasłonę i wreszcie odpowiedzenie na niewyraźne wołanie o pobudkę z początku gry…
Werdykt
NASZYM ZDANIEM...
Signalis zapożycza koncepcje, dzięki którym survival horrory odniosły sukces, dodając od siebie dziwaczny, ale hipnotyzujący styl.
Plusy
Mistrzostwo w budowaniu napięcia. Styl artystyczny. Łamigłówki.
Minusy
Czasami frustrujące ograniczenia inwentarza. Historia miejscami kuleje.