Czy możemy liczyć na to, że kinowe ekranizacje popularnych gier przestaną być wreszcie totalnymi porażkami?
Hollywoodzkie superprodukcje są obecnie zdominowane tematyką komiksową i niewiele wskazuje na to, by trend ten miał się w niedalekiej przyszłości zmienić. W 2015 roku kinach pojawią się m.in. „Avengers: Czas Ultrona”, „Ant Man” i kolejna część przygód Fantastycznej Czwórki, a kolejne 12 miesięcy stać będzie pod znakiem filmów z Deadpoolem, Supermanem, Batmanem, Kapitanem Ameryką oraz X-Menami. Nawet najbardziej zagorzali fani komiksów mają więc pełne prawo odczuwać pomału znużenie, co prędzej czy później zmusi Hollywood do szukania filmowych inspiracji w nieco innych sferach kultury.
Świat literatury od dawna dostarczał pomysłów reżyserom i nie zmieni się to również w 2015 roku, kiedy to na ekrany kin wejdą adaptacje „Pięćdziesięciu twarzy Greya” czy kolejna odsłona „Igrzysk Śmierci”. Coraz częściej widoczne jest jednak zainteresowanie Hollywood branżą gier wideo, które w wielu przypadkach generują przychody o jakich nawet najbardziej kasowe blockbustery mogą wyłącznie pomarzyć. Rok temu gra Grand Theft Auto V w ciągu zaledwie trzech dni od swej premiery zarobiła ponad miliard dolarów – „Avengersom” osiągnięcie takiego przychodu zajęło dla porównania aż
19 dni, co pokrywa się też z wynikami osiągniętymi przez „Avatara” oraz ostatnią część przygód Harry’ego Pottera. Wspomniane wcześniej komiksy są już w ogóle w całkowicie innej lidze, gdyż ich rynek w najlepszym w historii branży miesiącu (lipiec 2014 – premiera „Strażników Galaktyki”) zdołał osiągnąć przychód wynoszący 53 mln dolarów.
Branża gier jest z nami już ponad 30 lat i z roku na rok regularnie zwiększa osiągane zyski, tym bardziej więc zastanawiające jest, że do tej pory nie powstał na dobrą sprawę żaden wybitny film oparty na gamingowej licencji. „Prince of Persia”, „Mortal Kombat”, „Doom” czy nawet „Tomb Raider” nie były co prawda tragiczne, ale po ich obejrzeniu nie sposób było się oprzeć wrażeniu, że tak kultowe marki zasługują na o wiele lepsze kinowe adaptacje.
Pikselowa zadyma
Nadzieją na udaną produkcję poświęconą grom – choć nieopartą na jakiejś szczególnej licencji – jest film „Pixels”, który już w przyszłym roku pojawi się na kinowych ekranach. Odwołuje się on do gamingowej kultury lat 80. – główną osią „fabularną” jest atak na Nowy Jork przeprowadzony przez gigantyczne postaci znane z wydanych w tamtym okresie gier: Pac-Man zjada stacje metra, potworki ze Space Invaders strzelają w taksówki zamieniając je w kupkę rozsypanych sześcianów, a Donkey Kong stoi na szczycie drapacza chmur i zrzuca na ulicę wielgachne beczki. W produkcji tej nie zabraknie także prawdziwych aktorów, wśród których znajdzie się m.in. Adam Sandler, Peter Drinklage czy Michelle Monaghan. Pierwszej z wymienionych gwiazd przypadła rola byłego mistrza salonów arcade, który będzie musiał wykorzystać swoje umiejętności do odparcia wirtualnego najeźdźcy i uratowania świata przed pikselową zagładą.
„Pixels” bazuje na kilkuminutowym filmie autorstwa Patricka Jeana, przedstawiającym wizję inwazji bohaterów gier na świat ludzi, który w obliczu braku jakichkolwiek obrońców jest skazany na całkowitą apokalipsę. Po premierze tej krótkometrażowej produkcji do akcji wkroczył Hollywood, nadając kom-
puterowej animacji nieco bardziej ludzki wymiar, do czego przyczynił się reżyser Chris Columbus oraz scenarzysta Tim Herlihy. O efektach ich pracy przekonamy się niebawem, ale już teraz spekuluje się, iż film ten może okazać się jedną z ciekawszych produkcji poświęconych grom wideo.
Gry wracają do łask
„Pixels” nie są jedynym obrazem odwołującym się do świata wirtualnej rozrywki, który niedługo trafi na wielkie ekrany kinowych multipleksów. W 2015 roku miała ukazać się szósta już część filmowej sagi „Resident Evil”, jednak jej premiera została przesunięta o kolejne 12 miesięcy z racji ciąży Milli Jovovoch. Choć poprzednie odsłony cyklu zbierały niezbyt pochlebne recenzje, to i tak zdołały osiągnąć łączny dochód w wysokości ponad 900 mln dolarów, co musiało przełożyć się na rozpoczęcie prac na kolejnymi przygodami Alice.
Przed premierą nowego „Residenta” widzowie będą mieli okazję do zapoznania się z ekranizacjami innych słynnych gamingowych marek: Assasin’s Creed oraz Splinter Cell. Obie gry wydała firma Ubisoft, która w celu stworzenia ich adaptacji założyła niedawno swoje własne studio filmowe Ubisoft Motion Pictures. W dalszych planach francuski wydawca ma również produkcję kinowej wersji Watch Dogs oraz Ghost Recon – przy tworzeniu drugiego z filmów ma podobno wziąć udział sam Michael Bay, znany chociażby z niezwykle efektownych „Transformersów”.
Co ciekawe, nawet gry przeznaczone na urządzenia mobilne mają okazję znaleźć się na kinowych ekranach. W 2016 roku premierę będzie mieć adaptacja Angry Birds, a liczne plotki mówią o tym, że swojego filmu doczeka się również Temple Run, za którego powstaniem ma stać David Heyman (producent sagi o przygodach Harry’ego Pottera).
Co w tym trudnego?
W opinii wielu analityków branży zrobienie ekranizacji gry wideo nie jest zbyt skomplikowanym procesem. Teoretycznie wystarczy pozostać wiernym w odtworzeniu jej realiów, muzyki oraz charakterystyki bohaterów i okrasić takie dzieło odpowiednio atrakcyjną dla widza fabułą. Po dodaniu efektów specjalnych i wrzuceniu na listę płac znanych aktorów nic nie powinno stać na przeszkodzie, aby taka produkcja mogła odnieść sukces.
Okazuje się jednak, że tego typu filmy bardzo często pozbawione są aspektu interaktywności, stanowiącej przecież najważniejszy aspekt gier wideo. Dobre studia filmowe zdają się pomału dochodzić do wniosku, że jej stworzenie możliwe jest np. z użyciem gry świateł i cieni czy umiejętnej manipulacji dźwiękiem, pozwalającej na lepsze wczucie się w fabułę przedstawianej historii. Widz nie kontroluje tu bowiem żadnej postaci i w zasadzie jedynym sposobem zaangażowania jego zmysłów jest efektywne i zarazem pomysłowe wykorzystanie magii efektów audiowizualnych.
Charakter oraz dynamizm rozgrywki obecny w danej grze można przenieść do filmu w o wiele łatwiejszy sposób – sceny samochodowych pościgów, walki wręcz czy efektownych strzelanin są obecne w kinematografii od dawna i bardzo często stanowią trzon wielu hollywoodzkich produkcji. W tym miejscu warto jednak zaznaczyć, że nawet najlepszy film akcji musi posiadać dobre postacie, które pasują do charakterystyki danej produkcji i są w stanie zagwarantować jej komercyjny sukces. W dotychczasowej historii gamingowych ekranizacji taka sytuacja należała niestety do rzadkości.
Kiedy wytwórnia Hollywood Pictures w 1993 roku postanowiła zrobić film o braciach Mario, końcowy efekt w bardzo dużym stopniu zatracił klimat wirtualnej produkcji Nintendo. Mario (Bob Hoskins) do spółki z Luigim (John Leguizamo) walczyli w nim z granym przez Dennisa Hoppera Królem Koopą. Znane z gry żółwiowe skorupy, kolorowe grzybki, drapieżne rośliny oraz tysiące monet zostały zastąpione przez ponurą, wręcz ociekającą gangsterskim klimatem metropolię. Po zakończonych zdjęciach Nintendo (a także i Hoskins) nie było dumne z rezultatów i w ostatecznym rozrachunku film ten okazał się jedną wielką klapą.
Być może stało się tak za sprawą faktu, że przy tworzeniu tej produkcji nie brał udziału Shigeru Miyamoto, czyli twórca Mario, Zeldy oraz wielu innych postaci z uniwersum japońskiego konsolowego giganta. Miyamoto całkowicie oddał się projektowaniu gier i nie był specjalnie zainteresowany tym, aby użyczać swego talentu branży filmowej. W niedawnym wywiadzie udzielonym The Telegraph powiedział, że praca przy filmach nie jest w stanie nauczyć niczego osób zajmujących się na co dzień produkcją gier. Trudno jednoznacznie stwierdzić, co stoi za takim właśnie przekonaniem, ale warto zauważyć, że „ojciec” Mario miał kilka epizodów z branżą kinematograficzną. W 2001 roku na japońskim rynku pojawiły się trzy krótkie filmy o Pikminach – maleńkich kolorowych stworkach, będących bohaterami jednej z serii gier wydanych na platformy Nintendo. W żadnym wypadku nie były to jakieś wysokobudżetowe produkcje, jednak dla wielu fanów tego cyklu okazały się bardzo udanym dodatkiem do samej gry. Udowodniły one jednocześnie, że film może pełnić rolę zwyczajnego produktu marketingowego. Co więcej – do dziś można je kupić w cyfrowym sklepiku Nintendo, dzięki czemu młodsi stażem gracze mają okazję do poznania tej zapomnianej nieco serii gier.
Zdobywanie widzów
Stojący za serią Halo Microsoft również udzielał się w gamingowej branży filmowej, ale robił to na zupełnie większą skalę niż Miyamoto. Po premierze czwartej części cyklu deweloperzy z 343 Industries połączyli siły z filmowym studiem Ridleya Scotta, czego efektem było powstanie serialu „Halo: Nightfall”, który można oglądać za pośrednictwem aplikacji Halo Channel na Xboxie lub Pececie z Windowsem 8.1.
Jego fabuła skupia się wokół postaci agenta Jamesona Locke (w tej roli Mike Colter) – twardziela dowodzącego grupą innych twardzieli, wysłanych na misję zamknięcia kopalni w której wydobywany jest zabójczy dla ludzkości minerał.
Colter w skórze Locke’a pojawi się także w grze Halo 5: Guardians i nawet pomimo tego, że sam serial nie jest jakimś wybitnym dziełem sztuki, możliwość zobaczenia w grze znanej z niego postaci, z pewnością sprawi graczom nielichą radochę. W opisanym przykładzie rolą filmu jest więc promowanie gry wśród jej potencjalnych nabywców – taki model również ma rację bytu, zwłaszcza w przypadku wchodzenia na rynek jakiejś nowej gamingowej marki.
Ciekawie wygląda sprawa z filmem „Na skraju jutra”, który w opinii wielu widzów uchodzi za doskonały przykład udanego przenikania się kinematografii oraz świata wirtualnej rzeczywistości. Grany przez Toma Cruise’a żołnierz po każdej śmierci „respawnuje” się w tym samym miejscu, aby od nowa zaczynać swą walkę z zagrażającą Ziemi rasą obcych. Dzięki pomocy Rity (Emily Blunt) udaje mu się przetrwać kolejne „poziomy” w pętli czasu, co pozwala mu na szybsze zbliżanie się do końcowego celu. Przypominająca grę wideo konstrukcja filmu przypadła do gustu wielu widzom, którzy na licznych kinowych portalach docenili pracę reżysera Douga Limana. W tym miejscu warto też wspomnieć, że gość ten będzie odpowiedzialny za kinową wersję Splinter Cell, co bardzo dobrze wróży przyszłości tej produkcji.
Podobny patent opierający się na naprzemiennym życiu i umieraniu można zauważyć również w „Kodzie nieśmiertelności”, gdzie grany przez Jake’a Gyllenhaala Kapitan Stevens odradza się co osiem minut, w trakcie których musi spróbować zapobiec eksplozji mogącej zabić setki niewinnych osób. Obraz ten wyreżyserowany został przez Duncana Jonesa, mającego już na swoim koncie film pt. „Moon” – utrzymaną w podobnych ramach konstrukcyjnych mroczną, a nawet wręcz psychodeliczną produkcję z gatunku sci-fi.
World of Warcraft
Wspomniany przed chwilą Duncan Jones otrzymał niedawno misję wyreżyserowania filmowej wersji „Warcrafta”, której premiera zaplanowana została na marzec 2016 roku. Mając na uwadze jego wcześniejszy dorobek można się spodziewać, że adaptacja sagi o wojnie ludzi z orkami ma szansę stać się najlepszym w historii filmem opartym na grze wideo. Scenariusz dający okazję do obustronnego spojrzenia na konflikt tych dwóch ras zapowiada się bardzo atrakcyjnie, a całokształtu produkcji dopełnia gwiazdorska obsada. Wśród aktorów grających przedstawicieli ludzi znajdziemy między innymi Travisa Fimmela („Wikingowie”), Bena Fostera („X-Men: Ostatni bastion”) oraz Dominica Coopera („Need for Speed”). Role orków przypadły natomiast Toby’emu Kebbellowi oraz Robowi Kazinsky’emu, którzy wcielą się w postacie wodza Durotana oraz orkowego herosa Ogrima Doomhammera.
W szczytowym okresie popularności World of Warcraft posiadał 12 mln subskrybentów. Film oparty na marce Blizzarda posiada budżet w wysokości 100 mln dolarów, a średnia cena biletu została ustalona na poziomie 8 dolarów. Prosty rachunek pokazuje, że twórcy tej produkcji liczą na ogromne zainteresowa-
nie ze strony widzów, które ma przekuć się w wysoki zysk. O tym czy „Warcraft” okaże się hitem, przekonamy się za dwa lata. Na razie musimy jednak zadowolić się „rodzynkami” pokroju „Pixels” oraz „Splinter Cell” – trzymajmy więc kciuki, aby okazały się one bardzo smacznym kąskiem nie tylko dla miłośników gier wideo.
Stworki z gry Space Invaders sieją zniszczenie w Nowym Jorku. Czy tak właśnie wygląda burzenie „czwartej ściany”?
Pięć niewypałów
„Game Over” jeszcze przed napisami końcowymi…
Alone in the Dark, 2005
Gry z serii Alone in the Dark były całkiem niezłymi oraz mocno trzymającymi w napięciu horrorami. Oparty na niej film w reżyserii Uwe Bolla okazał się totalnie płytki i nie zdobył serc fanów. Nie pomogła tu nawet seksowna Tara Reid.
Dungeon Siege: W imię Króla, 2008
Kolejne „dzieło” Uwe Bolla stanowiło ekranizację pecetowego hack’n’slasha i było skierowane w stronę fanów pseudośredniowiecznych klimatów fantasy. Ray Liotta oraz Jason Statham z pewnością żałowali wystąpienia w tym badziewiu…
Street Fighter: Legenda Chun-Li, 2009
Street Fighter w 1994 roku doczekał się bardzo słabej filmowej adaptacji z Jean-Claude Van Dammem oraz Kylie Minogue w rolach głównych. Kolejne podejście do sagi pokazało jednak, że poprzednia odsłona nie była wcale taka zła…
Super Mario Bros, 1993
Lubisz wylewające się z ekranu kolory w trakcie zabawy z Mario? No cóż, w przypadku ekranizacji przygód wąsatego hydraulika będziesz musiał naszykować się na spory szok, gdyż takiego kiczu filmowy świat nie widział od wielu lat.
Wing Commander, 1999
W produkcji tej pecetowej gry wzięli udział Mark Hammil oraz Malcolm McDowell, co dobrze wróżyło jej filmowej adaptacji. Ostateczny rezultat ekranizacji z powodu doboru beznadziejnych aktorów okazał się prawdziwą porażką.
Filmowy „Resident Evil” nie był kanoniczną ekranizacją serii gier, ale mimo to udało mu się zdobyć bardzo dużą popularność wśród widzów.
Złota piątka
Ekranizacje, których nie trzeba oglądać na podglądzie…
Prience of Persia: Piaski Czasu, 2010
Jake Gyllenhaal w roli księcia Persji radził sobie całkiem nieźle, a sam film w udany sposób oddał unikalny, bliskowschodni klimat tej kultowej sagi. Na uwagę zasługują ciekawie zrealizowane sceny walki.
Resident Evil, 2002
Świetnie przedstawione zombiaki, zła korporacja, mnóstwo strzelania oraz zachowany klimat gier okazały się kluczowymi elementami udanej ekranizacji kultowego survival horroru. Pierwszą część nawet dziś można polecić fanowi filmów grozy.
Lara Croft: Tomb Rider, 2002
Jedna z najseksowniejszych kobiet na Ziemi wcieliła się w żeńską ikonę świata gier.W opinii licznych wielbicieli najsłynniejszej wirtualnej pani archeolog, żona Brada Pitta wywiązała się ze swej roli znakomicie.
Silent Hill, 2006
To bezapelacyjnie jedna z najlepszych filmowych produkcji nawiązujących do gry wideo. Miasteczko Silent Hill zostało tu odwzorowane wręcz po mistrzowsku, a sceny z Piramidogłowym do dziś pozostają w pamięci fanów cyklu Konami.
Final Fantasy: The Spirits Within, 2001
Najbardziej rozpoznawalna seria gier RPG prędzej czy później musiała doczekać się filmowej adaptacji. Pod względem technicznym wypadła znakomicie, nieco gorzej sprawa miała się w kwestii fabuły.
Serial „Halo: Nightfall” ma za zadanie reklamować cykl kosmicznych strzelanin Microsoftu.
A co na horyzoncie?
Gamingowe adaptacje z największymi szansami na sukces…
Warcraft, marzec 201
Zarówno reżyser, jak i aktorzy czują tu klimat przedstawia-nej opowieści, dzięki czemu możemy spodziewać się udanej ekranizacji kultowego cyklu strategii Blizzarda. Film ma wyjaśnić powody stojące za odwiecznym konfliktem ludzi z orkami.
Pixels, lipiec 2015
W rolach głównych zagrają tu Donkey Kong, klocki z Tetrisa, Frogger oraz obcy ze Space Invaders. Poza tym w obsadzie znajdzie się także Adam Sandler z Peterem Drinklagem, ale to nie oni będą stanowić o sile tej produkcji.
Splinter Cell, sierpień 2015
Doug Liman (reżyser „Na skraju jutra”) bierze się za ekranizację przygód superagenta Sama Fishera, w którego buty wskoczy Tom Hardy. Te dwa nazwiska wystarczą, aby mieć wobec tego filmu naprawdę spore nadzieje.
Assassin’s Creed, 2016
Jedna z najpopularniejszych obecnie marek gier doczeka się wreszcie swojej ekranizacji, a w roli zakapturzonego posiadacza wysuwających się z rękawów ostrzy zobaczymy najprawdopodobniej Michaela Fassbendera.
Angry Birds, lipiec 2016
Trójwymiarowa animowana wersja mobilnego hitu Rovio zostanie wyprodukowana przez studio Sony Pictures Imageworks. Wściekłym ptaszyskom głosy podkładać będą m.in. Peter Drinklage oraz Josh Gad.
Andy Serkis wcielił się m.in. w rolę Golluma oraz Cezara w filmach o planecie małp. Użyczył też głosu postaciom z gry Risen oraz Heavenly Sword.
Komputerowe czary
Sposób tworzenia gier oraz filmów jest wbrew pozorom bardzo podobny…
Imaginarium to współzałożone przez Andy’ego Serkisa studio specjalizujące się w pracy z technologią motion capture. Postanowiliśmy dowiedzieć się czegoś więcej o działalności tej cenionej w branży Hollywood firmy.
Z jakiego sprzętu korzystacie?
Na co dzień używamy systemu Vicon-T MoCap, montowanych na głowach kamer, oprogramowania Autodesk Motion Builder oraz mnóstwa innych narzędzi.
Jak zmienił się motion capture od czasów „Władcy Pierścieni”?
Komputery oferują teraz o wiele większą moc obliczeniową, oprogramowanie zyskało bogatszy zbiór opcji, zwiększyła się również rozdzielczość wykorzystywanych przez nas systemów przechwytujących. Bardzo znaczącą zmianą była możliwość rejestrowania ruchu na planie filmowym, tak jak miało to miejsce w przypadku „Ewolucji planety małp”, „Piratów z Karaibów” czy trylogii o przygodach „Hobbita”.
Efekty motion capture dodawane są na etapie postprodukcji, czy według was doczekamy momentu, gdy będzie można z nich korzystać w czasie rzeczywistym?
Motion Capture o niskiej jakości odwzorowania ruchu jest już używany w czasie rzeczywistym. Obecnie dużą wagę przykładamy do stworzenia rozwiązań pozwalających na bieżące i bezpośrednie monitorowanie mimiki twarzy – real-time’owy motion capture całej ludzkiej sylwetki według nas zostanie opracowany góra za dziesięć lat.
Dlaczego ekranizacje gier nie odnoszą takiego sukcesu jak gry?
W grach wideo najważniejsza jest ich mechanika, w filmach opowiedziana historia oraz postacie. Dopóki w grach nie będzie podobnego nacisku na kwestie niezwiązane ze sferą techniczną, dopóty tworzenie ich adaptacji będzie dla filmowców niezwykle trudnym zadaniem.
Czy filmowe Angry Birds osiągną tak duży sukces jak mobilna gra Rovio?