Rynek side-scrollowych platformówek jest dziś totalnie nasycony. Aby się wyróżnić, trzeba zaoferować coś naprawdę mocnego. Samo przywdzianie czarnej maski ninja w roku pańskim 2025 nie wystarczy – ale wiecie, co naprawdę robi różnicę? Świetna rozgrywka i brak uzależnienia od mechanik roguelite, które mają wymuszać powtarzalność. No i oczywiście odpowiednia dawka gardłowych pomruków bohatera podczas dialogów.
Shinobi: Art of Vengeance to chwalebne wskrzeszenie klasycznej serii SEGI, odkurzonej przez utalentowany zespół Lizardcube – twórców znakomitego Streets of Rage 4. Tym razem wlali oni swoje charakterystyczne 2D w opowieść o mieczach, magii i skradzionej kosie żniwiarza.
Jak na Shinobi przystało, walka jest tu płynna jak nigdy. Joe Musashi skacze, unika i tnie jak mistrz, a nawet mniej wprawne dłonie są w stanie wyczarować na ekranie efektowny pokaz. Pomaga w tym fakt, że przeciwnicy różnią się poziomem agresji, a ich ataki są wyraźnie sygnalizowane. Dzięki temu poruszanie się między ciosami i wychodzenie cało z opresji jest intuicyjne i satysfakcjonujące. Wprawdzie impet walki osiąga szczyt wcześnie, ale nie oznacza to rozczarowania – gra stopniowo dorzuca nowe mechaniki, które urozmaicają starcia, nie zaburzając wypracowanego rytmu. Opancerzeni przeciwnicy wymagają mocniejszego ataku, kunai jest pod dostatkiem, a w razie wątpliwości można zawsze sięgnąć po ninjutsu, by zrobić sobie przestrzeń. Ba, dostępne są nawet ekrany czyszczące techniki, jeśli ktoś ma ochotę na „opcję nuklearną”.
Sedno tkwi w kontroli – gracz jako przywódca klanu Oboro decyduje o tempie i stylu walki, niemal bez blokad animacyjnych. Można w ułamku sekundy przerwać pojedynek z jednym przeciwnikiem i skupić się na innym. Ograniczeniem bywa jedynie powietrze – gdy zużyjemy już podwójny skok i dash w locie. To jednak bardziej decyzje gracza niż sztuczne bariery decydują o sukcesie.




Już podstawowy zestaw ciosów potrafi siać spustoszenie. Szeroki atak zwykły, cięższy atak z opcją żonglowania przeciwnikami w powietrzu – i nagle okazuje się, że podrzucanie nieszczęśnika i utrzymywanie go w powietrzu jest nie tylko możliwe, ale i piekielnie satysfakcjonujące.
Z czasem zaprzyjaźniony sklepikarz (świnia Yōkai) oferuje nowe zabawki i triki – od amuletów po świeże ruchy. To system ulepszeń, który nagradza granie pod własne mocne strony. Chcesz zamienić kopnięcie z wyskoku w efektowną kombinację przewrotów? Proszę bardzo.
To celebracja korzeni, która nie wstydzi się swojej tożsamości
Do tego dochodzą talizmany i jutsu, które pozwalają dopasować styl do własnych słabości lub preferencji – czy to defensywnie (parry z kontratakiem), czy ofensywnie (przebijające kunai). Gra zachęca do eksperymentów, oferując także arenę treningową dla aspirujących mistrzów ninja.
Gra jest zachwycająco piękna, ale to techniczne detale robią największe wrażenie. Parallax dodaje głębi i immersji, a inteligentna kamera dynamicznie zmienia kadry, podkreślając klaustrofobię lub monumentalność przestrzeni. Całość działa płynnie, dzięki efektywnemu stylowi graficznemu.




Platforming to czysta radość – podwójne skoki, dashe, przyklejanie się do ścian i unikanie pułapek rodem z koszmarów BHP w bazach demonów. Sekrety czekają w każdej lokacji, a dodatkowe wyzwania bojowe urozmaicają marsz ku zemście.
Historia to przerysowana opowieść o armii demonów i zemście ninja – pełna absurdalnych postaci rodem z Power Rangers i świetnych pojedynków z bossami (tak, walka z Demoniczną Małpką jest dokładnie tym, czym brzmi).
Gra nie uniknęła kilku dziwactw – dialogi potrafią zatrzymać akcję w najmniej odpowiednich momentach, a czasami poziom trudności ociera się o bullet hell. Na szczęście system suwaków trudności pozwala dopasować grę do siebie bez wrażenia pójścia na łatwiznę.
Całość okraszona jest świetnym udźwiękowieniem i licznymi mrugnięciami okiem do klasycznych gier SEGI. To celebracja korzeni, która nie wstydzi się swojej tożsamości.
Lizardcube stworzyło coś wyjątkowego – efektownie odświeżyło serię, która nie zasługiwała na zapomnienie. Wizualny blask przyciąga, ale to walka i platforming sprawiają, że wciągamy się bez reszty w zemstę Joe Musashiego i jego starcie z Lordem Ruse. Przekaz jest prosty: ninja są po prostu niesamowici.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
Od początku do końca wskrzeszenie serii Shinobi jest w pełni godne – piękna grafika, kapitalna ninja-fantazja i gra, która pewnie stoi na własnych nogach.
Plusy
Olśniewająca oprawa wizualna. Płynny, satysfakcjonujący system walki. Świetny platforming i feeling bycia ninja. System ulepszeń dopasowany do stylu gracza. Liczne odniesienia i celebracja historii SEGI.
Minusy
Dialogi potrafią wytrącać z rytmu. Chwilowe skoki trudności. Drobne wpadki w voice actingu.