Kto z Czytelników pamieta e-ziny? A ich założyciele? Co robia dzisiaj? Odnalazłam twórców najwiekszych i najpopularniejszych polskich e-zinów.
E-zin
Zwany także e-pismem, e-gazetą, e-magazynem, e-czasopismem. Jest to internetowe (elektroniczne), darmowe pismo tworzone przez pasjonatów danej tematyki. Redakcja jest wirtualna, tzn. rozsiana po całej Polsce, a komunikacja odbywa się za pomocą internetu. Niektórzy szefowie zinów organizują zjazdy, żeby poznać ludzi, z którymi pracują online.
Charakterystyczne dla e-prasy jest zwracanie się do siebie po pseudonimach oraz podpisywanie tekstów według klucza: imię \”pseudonim\” nazwisko. Zinowy boom przypadł na lata 2000-2002. Pierwszym zinem w Polsce był Reporter.pl, założony przez Dariusza Majgiera w 1996 roku.
Próba wprowadzenia opłat przez największą e-gazetę, tj. Wirtualny Komputer, nie powiodła się. Wielu internautów twierdzi, że w sieci wszystko powinno być za darmo, zwłaszcza to, co tworzą pasjonaci. Wynika to z historycznego faktu – internet jest kopalnią tego, co nielegalne, a więc dostępne bez opłat. Stąd wielka niechęć jego użytkowników do płacenia za cokolwiek. Pojawiają się jednak głosy, że obecnie ziny mogłyby być płatne, ale… zinów już w zasadzie nie ma. Są za to serwisy tematyczne, które niekiedy uruchamiają płatności SMS-owe.
Tak samo jak pisma tradycyjne, e-pisma poruszały określoną tematykę: komputery, internet oraz gry, fantastyka, kultura (literatura, felietony, filozofia), muzyka, sport, religia i duchowość.
Internetowe pisma powstawały w czasach tzw. modemowych, gdzie płaciło się za czas połączenia jak za rozmowę telefoniczną. Dlatego redakcje starały się, żeby pisma były jak najmniejszych rozmiarów, wobec czego e-ziny były pakowane w paczki ZIP lub RAR. Były to wydania offline – ich czytanie odbywało się bez podłączenia do internetu. Po rozpakowaniu zin miał zwykle format HTML.
Swój udział w promocji e-pism mają także papierowe czasopisma komputerowe, które na płytach CD zamieszczały aktualne wydania e-zinów (swego czasu robił tak Magazyn INTERNET).
Obecnie ziny odeszły w zapomnienie. Zamiast małych paczek zmieniły się w portale tematyczne z obsługą newsów przez kanał RSS. Kilka e-gazet o kulturze i grafice wychodzi w formacie PDF. Rzadko spotyka się je w formacie EXE lub TXT (newsletter z krótkimi artykułami).
Narodziny…
Pierwszy numer Reportera pojawił się w lipcu 1996 roku i był prawdopodobnie pierwszym e-zinem wydawanym w Polsce. Stworzył go Dariusz Majgier, który był wtedy studentem informatyki i mieszkał w Sosnowcu – mówi Katarzyna Majgier, żona Darka. Sam zainteresowany dodaje, że chciał przenieść idee magazynów scenowych (wychodzących na dyskietkach) do internetu.
– Po wydaniu pierwszego numeru mojego Cube poznałem Kamila Cebulskiego, który w tym samym czasie rozkręcał Escape (po roku zin zmienił nazwę na Escape Magazine). Uznaliśmy, że zamiast konkurować po prostu połączymy siły. W marcu 2001 roku wyszedł pierwszy numer Escape – opowiada Tomasz \”BaXiT\” Kapelak.
Premiera Wirtualnego Komputera odbyła się w grudniu 1999 r. – Magazyn powstał po to, by coś robić w sieci, by mieć w nią jakiś swój wkład. Ludzie tworzący internet w większym stopniu nastawieni byli na dawanie, aniżeli na bierne branie – twierdzi Paweł \”Alien\” Gruszecki, któremu przytakuje ówczesny redaktor Michał \”Elemelek\” Stępień.
Maciej \”Maciejly\” Kitajewski swoją przygodę pamięta trochę inaczej. – INTEREK nie był planowany. Powstał design, napisałem kilka wolnych artykułów i pomyślałem – dodam datę oraz numer (start od kwietnia 2000 r.).
Żaden z powyższych zinów już się nie ukazuje. To samo dotyczy kulturalnego No Name, który w 1999 r. założył z przyjacielem Tomasz \”Tomik\” Karwatka. Zostały za to inne. Popkulturalna Esensja (październik 2000) narodziła się z połączenia dwóch zinów: Framzety, prowadzonej przez Konrada Węgrowskiego, i The Valetz Magazine, autorstwa Artura Długosza. Histmag, wtedy magazyn poświęcony historii (obecnie społeczno-kulturalny), Michał \”Duke Mihashi\” Świgoń wraz z dwoma kolegami stworzył w październiku 2001 r. Załoga G funkcjonuje od 1998 r.
Per aspera ad astra…
Ziny rodziły się spontanicznie. Najczęściej jeden człowiek chciał podzielić się wiedzą i robić coś na rzecz społeczności internetowej. Czasami pomógł kolega z podwórka, a później dołączyli inni.
– W stopce redakcyjnej ówczesnego piłkarskiego eGol (dzisiaj iGol), we wrześniu 2001 r., widniało 5 osób, a tak naprawdę większość prac wykonałem sam. Dopiero po 5-6 numerach dołączyli ludzie, którzy naprawdę zaczęli coś robić – wspomina naczelny Wojciech Kocjan.
Nieco inaczej było w przypadku Reset-Forever, gdzie zin nie budował swojej tożsamości, a oparł się na swoistym guru.
Pismo powstało w celu zapełnienia luki po papierowym magazynie Reset. Staramy się stylem artykułów, ich humorem i zróżnicowaną tematyką dorównać Wielkiemu Papierowemu Poprzednikowi – przekonuje Marek \”MADness\” Delewicz.
Specyfiką zinów jest wirtualna załoga. W \”modemowych\” czasach życie redakcyjne skupiało się na wewnętrznej, e-mailowej liście dyskusyjnej. Dzisiaj, kiedy wszyscy mają \”stałki\”, nie ma żadnych przeszkód – są komunikatory, kamery, GPRS czy telefony komórkowe. Paweł Gruszecki z łezką w oku wspomina dawne czasy.
– Trzon założycielski stanowiły osoby z Wodzisławia Śląskiego, Gorzowa Wielkopolskiego i miejscowości Niekłań na kielecczyźnie. Przypomnę, że był to rok 1999. Początkowo materiały dosyłaliśmy sobie głównie na dyskietkach, ja składałem wszystko w numer i umieszczałem w internecie (wówczas jeszcze korzystając z lokalnej biblioteki i kawiarenki internetowej – sic!). Pewnym paradoksem było więc, że magazyn od początku internetowy, był tworzony kanałami snailowymi (ang. snail – ślimak, w żargonie internetowym oznacza tradycyjną pocztę [snail-mail] – przyp. P.K.).
Mówiło się, że jeśli e-magazyn przetrwa pierwsze pół roku, to najgorsze ma już za sobą. Istotnie, w czasie zinowego boomu jak grzyby po deszczu powstawały kolejne projekty, które upadały po 2-3 numerach. I nie dlatego, że rynek był zapełniony. Wynikało to z kilku faktów:
- wszyscy robią e-pismo, więc ja też (dzisiaj można powiedzieć to samo o blogach),
- brak celów oraz pomysłów na kierunek rozwoju,
- pisanie o wszystkim i dla wszystkich, czyli o niczym i dla nikogo,
- powielanie istniejących schematów (kopiowanie innych zinów),
- oczekiwanie, że e-magazyn \”sam się rozkręci\”.
To była naprawdę ciężka praca. Budowanie zespołu, zarządzanie wirtualną załogą, rozsianą po całej Polsce, promocja magazynu, kontakty ze sponsorami. Kamil zajmował się marketingiem oraz zasobami ludzkimi, a ja programowaniem. Numer Escape wyszedł w marcu, a we wrześniu prowadziliśmy już działalność komercyjną (reklama i nadruki na CD) – wspomina Tomasz Kapelak. – Dwa lata później napisałem autorskie oprogramowanie dla naszego pierwszego sklepu Aragon.pl i legalnie zatrudniliśmy e-pracowników. A wszystko dzięki doświadczeniom z czasów prowadzenia e-pisma.
Wielki koniec…
Nie każdy zin przekształcił się w e-biznes. Wiele z nich upadło. Najbardziej rozpoznawalny magazyn internetowy @t dopiero niedawno zaczął umierać. Pierwszy numer wyszedł pod nazwą PTiKus w październiku 2000 r. Wówczas stanowisko naczelnego piastował Dariusz \”Slash\” Wadowski. Magazyn znany był z ogromnej ilości tekstów, które nie szły w parze z jakością.
Przeciwnicy twierdzili, że @t tworzony jest przez dzieci, które po lekturze kilku tekstów z początku lat 90. piszą o hakingu, chociaż nie mają o tym pojęcia. Mimo to e-magazyn miał kilkadziesiąt tysięcy prenumeratorów. Współpracował też z dużymi firmami, które dostarczały na potrzeby konkursów cenne nagrody rzeczowe. Ostatni przyzwoity numer wyszedł w kwietniu zeszłego roku. Sebastian \”Arctic\” Wandzel próbuje przywrócić @t do życia po długiej nieobecności. Ukazały się dwa kolejne numery (marzec, maj). Niestety, wygląda na to, że zin jest sztucznie utrzymywany przy życiu, bo jakość tekstów jest na niskim poziomie.
Krzysztof Sawicki (ówczesny szef działu Webmastering) na grupie dyskusyjnej alt.pl.mag.at pisał w lipcu 2005 r.: \”Zainteresowanie magazynem spadło. W ostatnich miesiącach dostawałem tylko kilka artykułów. Jak z tylu artykułów złożyć magazyn? Po prostu… era magazynów offline się kończy i nic na to nie można poradzić\”.
Upadek zaliczył także Wirtualny Komputer. Tyle że w przeciwieństwie do @t, WK był bardzo cenionym, profesjonalnie tworzonym e-pismem. Zniknął ze sceny w 2002 r.
– Nieustanny rozwój wymagał coraz większych nakładów finansowych, a i my sami potrzebowaliśmy coraz częściej środków na utrzymanie, których jako magazyn niekomercyjny Wirtualny Komputer nie dawał – przekonuje Paweł Gruszeczki. – WK upadł
4-5 miesięcy przed tym, jak upowszechniły się w internecie płatności SMS.
Quo vadis?
Ziny muszą się zmierzyć z brutalną rzeczywistością. Dziś na nowy numer nie czeka się z wypiekami na twarzy. Nikt też nie oczekuje lekkich paczuszek w formacie ZIP do ściągnięcia, bo każdy ma stały dostęp do internetu.
- Od ponad roku trwa proces przekształcania magazynu Załoga G w portal internetowy o grach komputerowych i konsolowych, a także filmie i książkach – uważa Zbigniew Jankowski.
- Obchodzimy właśnie 5-lecie istnienia. Zaczynaliśmy od miesięcznika, następnie uruchomiliśmy tygodnik, który wydawany był równolegle. Po pewnym czasie skupiliśmy się tylko na tygodniku, który ukazuje się do tej pory – mówi Wojciech Kocjan. – W międzyczasie uruchomiliśmy też kilka innych projektów: sportowe radio internetowe, forum dyskusyjne czy oficjalną stronę Piotra Włodarczyka, zawodnika Legii Warszawa. Jesteśmy także patronem medialnym książki śp. Kazimierza Górskiego czy wideoatlasu ćwiczeń piłkarskich, wspomagającego szkolenie młodych piłkarzy.
- W ciągu pięciu lat poważnie zmieniła się formuła Histmaga – staramy się obecnie tworzyć opiniotwórczy miesięcznik sieciowy, dużą uwagę przywiązujemy do tematyki kulturalnej i społecznej – opowiada Michał Świgoń.
Konrad Wągrowski, szef zinu Esensja uważa, że autorzy będą pisać za darmo, a magazyn będzie utrzymywał się z reklam. Tym samym nie przewiduje komercjalizacji. – E-pismo jest dla nas wytchnieniem, odprężeniem, przyjemnością, choć czasem trzeba co nieco poświęcić. W dzisiejszych czasach praca, nawet nieźle płatna, nie daje pełnej satysfakcji, poczucia robienia czegoś ważnego i przydatnego – mówi. – Być może kiedyś Esensja będzie płacić autorom, ale czytelnicy z pewnością nigdy.
Rozwój, kontakty i…
- Interek otworzył mi oczy na \”łatwość\” otaczającego nas świata biznesu – twierdzi Maciej Kitajewski.
- Nauczyłem się, że nie ma co liczyć na czynny odzew, że zaplecze samo się zbuduje. Albo zawczasu zbieramy ekipę, albo robimy coś sami. No i wybierając między ilością a jakością zdecydowanie postawić na to drugie – przekonuje Kordian Krawczyk.
- Z osobami z No Name współpracowałem nad wieloma projektami, także komercyjnymi.
Tworzyliśmy gry, programy i serwisy WWW – opowiada Tomasz Karwatka.
Bardzo wyraźnie widać, jak redaktorzy tworzą coraz lepsze teksty, co w kilku przypadkach zaowocowało zdobyciem poważnej, płatnej pracy w uznanych na polskim rynku mediach – uważa Wojciech Kocjan. – Ja zdobyłem duże doświadczenie i wiedzę w zakresie kierowania zespołem ludzi czy planowania pracy.
Kiedy zaczynałam studia, myślałam o zajęciu się dziennikarstwem, ale nie było wtedy łatwo nawiązać współpracę z czasopismami wydawanymi tradycyjnie, zwłaszcza komuś, kto nigdy niczego nie opublikował. Dzięki internetowi każdy dostał taką szansę. Nawiązałam współpracę z Reporterem – mówi Katarzyna Majgier. I dodaje. – Poznałam wielu fantastycznych ludzi, których bez internetu pewnie nigdy nie miałabym okazji spotkać, na przykład Darka, obecnie mojego męża.
Wszyscy moi rozmówcy zgodnym chórem stwierdzili, że ziny pozwoliły szlifować dziennikarski warsztat, rozwijać wiedzę i pasję związaną z komputerami oraz być twórcami pewnej historii.
Od zinów do gazety i własnego biznesu
E-magazyny rodziły się z pasji. Nikt wtedy nie myślał poważnie o zarabianiu, bo twórcy byli najczęściej licealistami. Co robią teraz? Możemy wyróżnić kilka dróg:
- zin pozwolił zbudować e-biznes, np. Escape Magazine,
- kontakty otworzyły drogę do komercyjnej współpracy w branży, np. Wirtualny Komputer,
- zin nadal funkcjonuje, a jego twórcy myślą o komercjalizacji, np. Załoga G,
- zin istnieje, ale ich twórcy traktują go jak hobby, np. Esensja.
Wydaje się oczywiste, że autorzy e-pism, które już się nie ukazują, robią coś innego. Albo stworzyli swój biznes internetowy, albo pracują w branży internetowej bądź komputerowej. Ci, którzy pozostali, pracują i myślą, jak przekształcić zin w przedsięwzięcie zarobkowe.
Na pytanie o komercjalizację Zbigniew Jankowski odpowiada:
– Załoga G na dzisiejszym etapie rozwoju przynosi już pewne dochody, trudno jednak mówić o zyskach. Pokrywamy tak naprawdę niewielką część działalności. Mamy dość odważne pomysły, ale wszystko wymaga czasu, kapitału ludzkiego oraz odpowiedniego budżetu.
To samo mówi Michał Świgoń z Histmaga. – Projekt jest całkowicie niekomercyjny, niczego na nim nie zarabiamy. Pracujemy nad komercyjnym startem naszego przedsięwzięcia, ale wolimy dobrze się do tego przygotować.
– Redaktorzy wraz z wiekiem mają coraz mniej czasu na pisanie i coraz więcej ofert na zarabianie. W tym celu chcemy uruchomić serwis piłkarski online, gdyż reklamodawcy praktycznie w ogóle nie są przekonani do reklam w numerach offline – z powodu braku możliwości zbadania np. liczby odsłon reklamy – przekonuje Wojciech Kocjan z iGol.
Jak widać, ziny, które przetrwały, muszą się zmieniać zgodnie z wymogami rynku, bo lada dzień staną się pełnoprawnymi, e-biznesowymi przedsięwzięciami. Ciekawe, że Załoga G mimo portalowego charakteru chce kontynuować wydawanie wersji offline. Ostatni, 61. numer magazynu został wydany w styczniu tego roku, ale lada dzień doczekamy się następnego wydania.
Co zostało?
Zin CyberCore (start w 2002 r.) – dziś nieaktualizowany – nadal można znaleźć pod adresem http://republika.pl/cybercore. Sam Kordian Krawczyk robi dokładnie to samo, co trzy lata temu – pracuje w jednej z opolskich gazet przy DTP. Ostatnio w cyberprzestrzeni przypomniał o sobie inicjatywą www.skanujryja.pl.
– Pisma Reporter nie ma. Jest za to serwis informacyjny Reporter.pl oraz rozwijany projekt Algorytmy.pl – z płatnymi poradami Darka dla webmasterów i programistów – mówi Katarzyna Majgier. – Ja zajmuję się nadal pisaniem artykułów, ale także książek dla młodzieży. Na razie wydałam dwie i już pracuję nad trzecią, która ukaże się jesienią.
Tomasz Karwatka (http://www.tomik.info) pracuje w agencji interaktywnej Janmedia, która zajmuje się między innymi ergonomią (usability) serwisów WWW. Prowadzi także blog oraz serwis o usability. Niedawno z bratem uruchomił serwis http://www.blogfrog.pl, o którym pisaliśmy już na łamach MI. Nadal działa też grupa AMIGO Software (http://www.amigo.pop.pl), znana z programów CyTaT, Wierszownik czy Zajączek.
Paweł Gruszecki, ówczesny redaktor naczelny Wirtualnego Komputera, od 2002 r. związany z Magazynem INTERNET. Od początku współtworzy także siostrzany projekt MI – specjalistyczne czasopismo INTERNET Maker. Studiuje dziennie informatykę na Uniwersytecie Śląskim, nałogowo uprawia kolarstwo górskie i prowadzi firmę hostingową http://www.vbiz.pl.
Z Wirtualnego Komputera przybyli także Michał Stępień i Paweł \”Pavio\” Grzesiak. Michał Stępień od 2002 r. współpracuje z Magazynem INTERNET i jest redaktorem naczelnym czasopisma INTERNET Maker. Paweł Grzesiak (http://grzesiak.com.pl) dołączył do MI dwa lata później. Obecnie współpracuje z MI, IM, a także phpSolutions. W wolnych chwilach rozwija autorskie oprogramowanie. Aktualnie pracuje nad książką dla wydawnictwa Helion.pl.
Maciej Kitajewski, wicemistrz Polski w szybkim czytaniu zaocznie studiuje informatykę i ekonometrię w Zachodniopomorskiej Szkole Biznesu w Szczecinie. Założyciel zinu INTEREK, dzisiaj reaktywuje e-pismo (http://www.interek.com.pl). Będzie traktowało o internecie, ale już tym poważniejszym, nastawionym na e-biznes. Na swoim koncie ma także cztery książki wydane przez Helion.pl. Postać znana także czytelnikom Magazynu INTERNET (patrz ostatnia strona każdego numeru).
Tomasz Kapelak, naczelny e-pisma Escape Magazine wraz z kolegą (poznanym w e-redakcji) Kamilem Cebulskim, założył ESC Poland (http://www.escpoland.pl). Firma posiada dwie księgarnie internetowe, dwie firmy zajmujące się nadrukami, wydawnictwo e-booków (Escape Magazine), firmę hostingową, sklep komputerowy, dla zakochanych, ogrodniczy oraz dla sportowców. Tomasz Kapelak napisał autorskie oprogramowanie dla swoich sklepów. Obecnie studiuje informatykę na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, a od kilku miesięcy publikuje w Magazynie INTERNET.
Autorka tego tekstu także zajmowała się zinami, współtworząc Escape Magazine, Załogę G, Nastolatek, a także – już nie zin – Dziennik Internautów. Od dwóch lat współpracuje z Magazynem INTERNET. Dzisiaj prowadzi wydawnictwo e-booków, zin kulturalny, blog, współpracuje z księgarniami internetowymi, zajmuje się e-biznesem i studiuje na UMK w Toruniu pedagogikę. W wolnych chwilach pisze multimedialne programy edukacyjne.
Przyszłość zinów
Jak wspomniałam, ziny przekształcają się w portale tematyczne. W sieci trafiłam na młode e-pismo noRespect (http://www.norespect.pl).
– W każdej chwili czytelnicy bez problemu odnajdują ściągnięty zin na dysku, mogą go czytać, nawet jeżeli pobierają inne, większe pliki z sieci. Wiadomo, grafiki są dość spore, i przeglądanie przy maksymalnym obciążeniu łącza może być uciążliwe. E-magazyn w formie pakowanej jest też formą promocji, można go \”wrzucić\” na płytę CD dołączoną do magazynu papierowego – przekonuje Zygmunt \”m3ntor\” Janiak, szef noRespect.
Tomasz Karwatka prognozuje: – Naturalnym rozwojem magazynów internetowych (gdzie próg publikacji był obniżony wobec magazynów papierowych) są blogi (gdzie próg wejścia jest jeszcze niżej). Oczywiście coraz trudniej będzie wyłapać dobre wpisy i dobre blogi. Dlatego coraz większe znaczenie będą mieć społecznościowe serwisy służące ocenie treści zwartych w sieci.