Reklamy wychodzą z mody. Ukryte teksty sponsorowane, opłaceni bloggerzy i fałszywe kampanie społeczne to chleb powszedni w sieci.
Zamiast emitować reklamę, która i tak zostanie {link_wew 5521}zablokowana{/link_wew}, lepiej skusić klientów by pozytywnie wypowiedzieli się o produkcie lub usłudze – uważają niektóre agencje reklamowe. Takie działania nazywane są marketingiem szeptanym (buzz marketing). Szepce się wszędzie, a web2.0 to idealne środowisko dla podstawionych osób.
Na początku było forum
Pierwsze próby polegały na pisaniu postów chwalących produkt na forach i w komentarzach do artykułów. Czytelnicy szybko uodpornili się na taka formę {link_wew 5255}spamu{/link_wew}, bo zupełnie użytkownicy, którzy minutę wcześniej utworzyli konto i już linkują do strony producenta nie są zbyt wiarygodni. Zwłaszcza, jeśli rozmawiają ze sobą trzy takie osoby z jednego IP. Mimo że taka forma świadczy raczej na niekorzyść firmy, jest cały czas praktykowana.
Kolejnym krokiem było stworzenie forumowicza, który przez kilka miesięcy udziela się na forum, a dopiero po zdobyciu zaufania „atakuje”. Okazało się, że inni użytkownicy ufają takiej osobie tylko dlatego, że należą do tej samej grupy. Nie muszą wiedzieć o niej więcej nic więcej niż to, zosia82 też ma dwójkę dzieci i od miesięcy pisze posty o tym co jedzą. Ostatnio posmakowały im kaszki firmy X…
Reklama 2.0
Kiedy popularne stały się blogi, reklamodawcy zajęli również to terytorium. Komentarze przestały im wystarczać, więc zaczęły zakładać tzw. flogi (połączenie słów „fake” i „blog”). Jedną z najgłośniejszych akcji było wykreowanie przez Sony blogu, na którym dwóch nastolatków pisało w jaki sposób przekonać rodziców do kupna konsoli PSP na Święta.
Internauci szybko odkryli, że za stroną stoi agencja Zipatoni pracująca dla Sony. Podobnie jest ze sztucznie wywoływanymi kampaniami społecznymi, do szerzenia których wykorzystuje się podatnych bloggerów (np. fałszywa akcja o rotowirusach sprzed dwóch lat).
Mimo takich wpadek flogi są cały czas popularne, ale tańszym i skuteczniejszym okazuje się „kupienie” bloggerów. Tzw. product seeding polega na dotarciu do osób, które mają wpływ na dużą grupę potencjalnych klientów. Web2.0 ze swoimi grupami tematycznymi, fanklubami, blogami tematycznym itp. ułatwia sprawę.
Taką kampanię prowadziła ostatnio agencja Blogvertising dla Asusa. Kilku bloggerów dostało do testów smartphone’y, które miały pojawić się w kilkunastu wpisach. Co ciekawe, u bloggerów, którzy postawili na całkowitą transparentność czytelnicy chętnie uczestniczą w teście. „Jedyne co musielibyście zrobić to napisać w komentarzu pytanie lub zagadnienie, które chcielibyście by rozwinąć” – pisze Cassia, jedna z testujących (http://cassia.pl/nuvifon-m20-malenstwo-daje-czadu/ ), a czytelnicy chętnie biorą udział w teście.
Skutecznie poprowadzona akcja spodoba się czytelnikom dużo bardziej niż {link_wew 6412}wyskakujące reklamy{/link_wew}.
Sam dałem się złapać na kampanię wirusową freerice.com, mimo że od zawsze twierdziłem, że jestem całkowicie niewrażliwy na reklamy. Trudno, przynajmniej jakieś głodne dziecko zje dzięki mnie obiad. Może jednak coś jest w tym marketingu szeptanym?