Jeśli wydaje nam się, że Web 2.0 to zaokrąglone rogi i jasne kolory, zastanówmy się. Ian Harris odkrywa sieć intryg generowanych przez użytkowników oraz społecznościowe sztuczki.
Każdy wie, czym charakteryzuje się typowy
serwis Web 2.0: duży tekst, intensywne kolory
i 2-letnia perspektywa ewentualnej odsprzedaży
Yahoo (to jednak było cyniczne).
Kiedykolwiek oddajemy kontrolę tłumowi, ryzykujemy,
że zawiedziemy się niektórymi jego
decyzjami. Wikipedię uruchomiono jako \”otwartą
książkę\”, jednak wyrastające jak grzyby po deszczu
bezsensowne strony oraz wandalizm sprawił,
że serwis zrewidował swoje pierwotne założenie.
Dzisiaj prowadzi walkę w toczącej się bitwie przeciw
spamerom, którzy po cichu dodają odnośniki
do serwisów komercyjnych z załączonym swoim
kodem i wyrywają pieniądze internautom odwiedzającym
Amazona, eBaya i PokerStars. Wikipedia
dodała kod \”nofollow\” do wszystkich wyjściowych
odnośników, uniemożliwiając działalność spamerom,
jednak jej próby walki z linkami spamerów
nadal opierają się na czujności społeczności skupionej
wokół niej. W listopadzie 2006 roku antywirusowa
firma Sophos wykryła scam, który za
pośrednictwem Wikipedii prowadził do infekcji wirusowej.
\”Korzystając z faktu, że Wikipedia umożliwia
każdemu tworzenie i zmienianie artykułów,
hakerzy wgrali artykuł do niemieckiej wersji Wikipedii
(http://de.wikipedia.org), załączając odnośnik
do rzekomej łatki skutecznej w przypadku
rzekomej nowej wersji Blastera\” – twierdzi Sophos
w raporcie na temat tego incydentu. Jednakże
łatka okazała się być złośliwym kodem.
Sophos odkrył scam dzięki przejęciu spamu kierującego
internautów do artykułu Wikipedii zawierającego
złośliwy kod. Sophos powiadomił Wikipedię
o problemie, ta szybko poprawiła stronę ze złośliwym
odnośnikiem. Jednak według informacji
Sophos, poprzednia wersja strony nadal była dostępna
w archiwum i nadal wskazywała złośliwy
kod, co umożliwiło spamerom rozsyłanie spamu,
w którym odsyłali do zarchiwizowanej strony
w Wikipedii.
Nadużywane komentarze
Komentarze to najpopularniejsza forma interakcji
Web 2.0. Możemy skomentować wszystko i wszędzie,
od kotków na http://cuteoverload.com do
informacji BBC o ostatnim kryzysie hipotecznym.
Jednak w miarę jak użytkownicy są zachęcani do
większej interakcji, gorliwi projektanci przywiązują
coraz większe znaczenie do wsparcia czytelników,
a odsiewanie ziarna od plew staje się coraz poważniejszym problemem. Aby go rozwiązać, wiele
serwisów wprowadziło system oceny, w którym
czytelnicy mogą głosować na komentarze.
Treściwe perełki pną się do góry, podczas gdy przegadane
bzdury spadają. Tak postępują Digg i YouTube,
może też tak zrobić każdy bloger dzięki popularnej
wtyczce do WordPressa o nazwie Comment Karma.
Użytkownicy mogą wpływać na pozycję komentarza
w rankingu lub przesłać raport o nim do
blogera. Wtyczka dynamicznie rozpoznaje komentarze,
toteż wyświetlane są one w porządku odpowiadającym
rankingowi. Stosowanie znaczników
pojawiło się w internecie w 2005 roku i szybko
stało się ulubioną technologią Web 2.0.
Obecnie żaden blog nie jest kompletny bez chmury znaczników,
żaden szanujący się serwis zamieszczający
newsy nie pomija możliwości oznaczania artykułów
znacznikami. Jednak od chwili, gdy wyszukiwarki
zaczęły uwzględniać znaczniki przy ustalaniu
pozycji serwisu, perspektywa manipulowania
znacznikami znacznie się przybliżyła.
Diggowe kłopoty
Gdy mówimy o oszustwach generowanych przez
użytkowników, uwaga skupia się na Diggu. Serwis,
który umożliwia swojej armii użytkowników
zabawę w redaktorów i decydowanie, które wiadomości
zasługują na to, by je wyróżnić, stosuje
element \”bezpieczeństwa poprzez niejasność\”
– odmawiając ujawnienia, jak działa jego system
promocji.
W ubiegłym roku Digg usunął konto Karima
Yergaliyeva, jednego ze swoich najaktywniejszych
użytkowników. Rzecznik Digga potwierdził, że 19-
-latek został wyrzucony za naruszenie zasad regulaminu
Digga, gdy zajął się promocją usługi VoIP
firmy JetNumbers w zamian za możliwość wykonywania
bezpłatnych rozmów. Yergaliyev, który został
przywrócony w prawach użytkownika (obiecał,
że powstrzyma się od tego rodzaju działań
w przyszłości), ujawnił, że użytkownicy Digga są
regularnie nagabywani przez marketerów.
– Otrzymuję dwie lub trzy oferty tygodniowo,
by promować produkty lub usługi – powiedział
CNN Yergaliyev. – Nigdy tego nie robię.
Jednak w tygodniu, w którym JetNumbers poprosiło
mnie o to, spotkałem się z tą dziewczyną
i byłem naprawdę zadowolony z życia. Chciałem
pomagać wszystkim.
Firma wysłała e-maila do 100 najaktywniejszych
użytkowników Digga i zaoferowała im wynagrodzenie
za umieszczenie informacji w Diggu.
Yergaliyev był jedynym, który odpowiedział
na propozycję.
Tyrania mniejszości
Burza szybko ucichła, jednak pokazała, w jaki
sposób Digg jest kontrolowany przez o wiele
mniejszą liczbę użytkowników niż wszyscy myślą.
Digg jest często przytaczany jako przykład
teorii \”mądrości tłumu\” – mówi o serwisach, których
siłą napędową są użytkownicy i wszystko
co zostaje wprowadzone do serwisu przechodzi
przez sito społeczności. Jeśli nasz artykuł przyciągnie
wystarczająco dużo Diggów, trafia na stronę
główną i mogą go przeczytać miliony.
Muhammad Saleem, bloger i zwolennik social bookmarking
twierdzi, że to bardziej rządy ulicy niż
mądrość. \”Ludzie przestają podejmować decyzje
na podstawie swoich opinii. Jeśli system zakłada,
że wszyscy użytkownicy Digga podejmują decyzję
kierując się tym, co myślą, w rzeczywistości
podejmują oni decyzję kierując się tym, co myślą
inni użytkownicy. Stado zamiast raczej zająć
się zbieraniem wszystkich informacji, na podstawie
których grupa ma podjąć decyzję, zaczyna
tworzyć sekwencje niedoinformowanych decyzji.
podjętych na podstawie przypuszczeń. Zawodzi
tutaj mądrość tłumu, a górę bierze mentalność
stada\”. Digg tworzy zachętę podążania za stadem
– użytkownicy, którzy wcześniej głosowali
na wiadomości, które stały się później popularne,
są bardziej cenieni przez algorytm Digga.
Jeśli jesteśmy ambitnymi użytkownikami Digga,
oddamy głos na wszystko, co rokuje nadzieję, że
może chwycić. W rzeczywistości prosta zasada
\”jeden użytkownik, jeden głos\”, została zastąpiona
przez stale zmieniający się system, który
przyznaje większą wagę głosom niektórych
użytkowników. Jay Adelson, CEO Digga powiedział,
że istotą Digga jest \”wyławiać zainteresowanie
internetowych mas i wykorzystywać je
do organizowania dużej liczby informacji w sieci\”.
Jednak tajemnica Digga jest taka, że większość
odwiedzających nigdy nie przyczyniła się
do powstawania rankingu.
To sprawdza się w szerszym kontekście. Dla
serwisów Web 2.0 walka z manipulacją to nieustanie
zmieniająca się zabawa w kotka i myszkę.
Podczas gdy serwisy zamartwiają się utrzymywaniem
porządku wśród użytkowników, być
może nie stanęły twarzą w twarz z prawdziwym
zagrożeniem: niestałością. Po wielu latach możemy
zdać sobie sprawę, że charakterystycznymi
cechami Web 2.0 nie były gradienty, czy intensywne
stosowanie JavaScriptu, ale złudna wiara
w treść generowaną przez użytkowników.
[…] Badanie przeprowadzone przez Hitwise
ujawniło, że w każdej chwili zaledwie 0,16% odwiedzających
YouTube robiło to po to, by wgrać
jakiś film. Według tego samego badania zaledwie
0,2% wizyt na Flickru służy wgrywaniu nowych
zdjęć. Wygląda na to, że treść generowana
przez użytkowników to coś bardziej deficytowego,
niż sądziliśmy. Zadajmy sobie pytanie: jeśli
Digg ma miliony użytkowników, w jaki sposób
na głównej stronie pojawiają się artykuły z zaledwie
85 diggami?
Podobnie jak realny świat polityki jest zdominowany
przez niedużą, umotywowaną grupę
uczestników, tak serwisy Web 2.0 są napędzane
działaniami elitarnej kadry wyrażającej swoje
zdanie. Wikipedia jest bardziej scentralizowana,
niż nam się to wydaje. Około 1000 osób tworzy
olbrzymią część jej treści. \”Mnóstwo ludzi sądzi,
że w Wikipedii 10 milionów użytkowników każdy
dodaje jedno zdanie\” – powiedział New York
Times założyciel Wikipedii Jimmy Wales. \”Jednak
przytłaczająca ilość pracy jest wykonywana przez
niedużą społeczność\”.
Po co fałszować Digga?
Jednak dlaczego ciągle skupiać się na Diggu?
Jaki bodziec pcha ludzi, by nim manipulować?
Zaskakująco, rozgłos to tylko jeden z czynników.
Digg publikuje swoją listę Top 10 użytkowników,
i ci zazdrośnie strzegą swojej pozycji. Według TechCrunch (http://techcrunch.com) elita Digga
spotyka się w \”chronionym hasłem pokoju IRC\”,
by dyskutować o zmianach w algorytmie serwisu.
Bycie na szczycie wspomnianej listy to powód
do dumy. Oczywiście innym powodem jest
duży ruch. Zamieszczanie informacji na głównej
stronie Digga może być powodem dużego ruchu
do wymienionego źródła.
Nic nowego
Jeśli to wszystko skłoniło was do zastanowienia
się, dlaczego ktoś zawraca sobie tym głowę,
pamiętajcie, że internet u swoich podstaw jest
zmienny, co wynika z natury tego, jak go zaprojektowano,
ale także po trochu z anarchii jego
użytkowników. \”Jeśli to zbudujesz, przyjdą\” – stało
się mottem zbyt wielu w nowej ekonomii. Ale
równie dobrze motto mogłoby brzmieć \”jeśli to
zbudujesz, ktoś to zrujnuje\”.
I choć obecnie jest sporo zamieszania wokół Wikipedii oraz innych
serwisów z rodziny Web 2.0, zanim serwisy sta-ną się wszystkim i końcem wszystkiego, co było
w internecie, użytkownicy przyzwyczają się do
uczestniczenia. Idea przekazania kontroli użytkownikom
była czymś obcym – to użytkownicy
byli kontrolowani!
Usenet był w założeniu otwartą siecią. Każdy
mógł wysłać posta i każdy mógł rozpocząć
nową grupę dyskusyjną. Rysy zaczęły się pojawiać
w 1984 roku, gdy Clarence L. Thomas IV
wysłał pierwszy spam, który zawierał apokaliptyczne
bzdury głoszące, że \”obecna historia świata
zmierza do punktu kulminacyjnego\”. System
zaczął się rozpadać i dyskusje przeniosły się na
moderowane serwery lub uciekły na strony. Dzisiaj
niemoderowany Usenet ugrzązł w spamie…
oraz dyskusjach.
Oczywiście w założeniach Web 2.0 nie ma niczego
o wpływowych osobach oddających swój
głos. Serwis BBC News przez długi czas był celem cyberlobbistów, którzy przeprowadzali duże
kampanie e-maliowe, gdy w serwisie zamieszczano
ankietę dotyczącą spornych kwestii. Organizowane
przez BBC wybory sportowej osobowości
roku są regularnie zakłócane, a od 1998 roku ludzie
wywracają głosowanie People Magazine na
najpiękniejszą osobę świata głosując na \”Hanka,
złego pijanego karła\”, postać radiowego show Howarda
Sterna.
A odkąd Amazon umożliwił klientom
zamieszczanie recenzji, autorzy nie mogą powstrzymać
się od pokusy omawiania pod pseudonimem
własnych prac. (W 2004 roku błąd na
kanadyjskiej stronie Amazona ujawnił prawdziwe
nazwiska recenzentów, demaskując prawdziwe nazwiska
pisarzy.) Nawet prawdziwe wybory nie są
wolne od manipulacji. Po listopadowych wyborach
prezydenckich w 2004 roku trzech członków
komitetu Demokratów przyznało się do płacenia
głosującym od 5 do 10 dolarów za głosowanie
na Demokratów.
Jednak to wszystko nie powinno
nas powstrzymać od wnoszenia swojego wkładu.
Przecież w końcu Samuel Johnson powiedział: \”Lepiej
czasem cierpieć zło, niż być jego przyczyną,
i nawet zostać czasem oszukanym, niż być niegodnym
zaufania\”.