Hell’s Highway jest trzecią odsłoną serii Brothers in Arms, gry która przedstawia zmagania żołnierzy 101 dywizji powietrzno-desantowej U.S. Army podczas Drugiej Wojny Światowej. Tym razem twórcy z Gearbox Software rzucają nas w wir walk toczonych na terenie Holandii podczas operacji Market Garden.
Ocena
Grywalność: | {ikona-gc04} |
Grafika: | {ikona-gc04} |
Dźwięk: | {ikona-gc04} |
Ogółem: | {ikona-gc04} |
BIAHH należy do gatunku FPS, jednak z natłoku mniej lub bardziej podobnych strzelanin, eksploatujących tematykę WWII, Hell’s Highway wyróżnia się taktycznym zacięciem i nieco inną koncepcją rozgrywki. W grze wcielamy się w postać sierżanta Matta Bakera, dowódcy oddziału zwiadowczego, wchodzącego w skład 101 DPD.
Baker ma do dyspozycji drużynę, której umiejętne wykorzystanie jest kluczem do zwycięstwa. W jej skład wchodzi od jednej do trzech trzyosobowych sekcji, każda posiadająca specyficzne umiejętności. Sekcja szturmowa jest najlepiej predysponowana do manewrów, natomiast sekcja ogniowa, dysponująca bronią o większym kalibrze i zasięgu, służy do przyciskania przeciwnika ogniem. Nowością w serii jest obecność sekcji broni specjalnej – dysponuje ona bazooką lub ciężkim karabinem maszynowym. Jako jedyna potrafi niszczyć z dystansu czołgi i działa 88 mm – o ile w danej misji została obdarowana bazooką.
Gra w swojej koncepcji nieco przypomina Full Spectrum Warrior, z tą różnicą, że dowódca (Baker) bierze aktywny udział w walce. Wydawanie rozkazów kompanom jest dziecinnie proste, a zasada prowadzenia walki nie zmieniła się w stosunku do poprzednich części. Można ją opisać w czterech punktach: – znajdź przeciwnika; – przyciśnij go ogniem, aby skulony i unieruchomiony ze strachu nie był w stanie prowadzić skutecznego ostrzału; – zajdź go od flanki lub poleć to zrobić swoim żołnierzom; – wyeliminuj.
{flv}biahh{/flv}
Ciekawym usprawnieniem, znanym między innymi z Rainbow Six: Vegas, jest możliwość przylegania do osłon. Świetną innowacją są również elementy, które można niszczyć. Z płotów i beczek po ostrzale z broni maszynowej zostają strzępy, a bazooka lub granat poradzą sobie nawet z workami z piaskiem. Ten element wprowadza dynamikę do rozgrywki, poza tym graficznie prezentuje się bardzo ładnie. Gdyby jeszcze wprowadzono rzucanie granatów przez przeciwnika (z zapiekłością ciut mniejszą niż w COD4)…
Nasi kompani dosyć sprawnie poruszają się po polu walki, chociaż zdarzają się absurdalne sytuacje, kiedy sekcja chowa się po złej stronie murku, lub biegnie do kolejnej zasłony po otwartym terenie zamiast poruszać się wzdłuż chroniących przeszkód (a anulować rozkazów niestety nie można). Minusem prościutkiego sterowania drużyną jest fakt, że właściwie nie pozwala ono na wyznaczenie trasy. Ponadto trochę brak jest komend, ułatwiających przerzucenie oddziału na skrzydło, a klikanie punkt po punkcie na ekranie jest toporne i nieskuteczne.
Należy zaznaczyć, że nie mamy możliwości rozmieszczania żołnierzy z poziomu mapy taktycznej, co ze względu na chęć zachowania realizmu jest zrozumiałe. Szkoda też, że żołnierze nie towarzyszą nam podczas walk w małych pomieszczeniach, takich jak domy – te niestety zawsze przemierzamy sami. To znowu miedzy innymi wina dosyć nieprecyzyjnego modelu wydawania komend, nieprzystosowanego np. do szturmowania pomieszczeń. Ponadto wzbogacenie AI (wysterowanego do walki na otwartych przestrzeniach) na potrzeby CQB chyba wystraszyło autorów.
Największą wadą Hell’s Highway jest jej statyczność. Przeciwnik nie jest zbyt mobilny, chowa się za zasłoną i przeważnie czeka tam aż do śmierci (dosłownie i w przenośni). Jak miło by było, gdyby on również próbował nas oskrzydlić, zaskoczyć na swój algorytmiczny sposób. Niestety, można spokojnie stać za zasłonami, dumać, planować i być spokojnym, że nikt nie przypuści ofensywy, nawet frontalnej.
Efekt jest taki, że gra jest stosunkowo mało wymagająca i nie za trudna. Jazda czołgiem jest chyba najwyższym stopniem łatwizny. Dodatkowo walki są mało różnorodne, z taktycznej perspektywy areny zmagań wyglądają podobnie i są z góry przygotowane pod potyczki w konkretnej konfiguracji. Właściwie już przed rozpoczęciem starcia widać na mapie, skąd będziemy ostrzeliwać przeciwnika, a skąd go oskrzydlać.
Kolejnym poważnym mankamentem gry jest brak wyważenia. Niestety, oskrzydlanie wcale nie jest konieczne do osiągnięcia zwycięstwa. Wiele razy, szczególnie na nieco trudniejszych etapach, ignorowałem obecność moich kompanów, wygodnie lokowałem się na wprost przeciwnika i systematycznie odstrzeliwałem nieprzyjazne główki wystające zza osłon.
Często jedyną motywacją wykonania manewru oskrzydlenia była chęć eleganckiego wygrania potyczki, jednak moim zdaniem twórcy popełnili błąd, że zdali się właściwie tylko na to. Gameplay powinien być tak zbalansowany, żeby każdy głupi rodzaj ataku był zbyt kosztowny, aby go stosować, a nawet gracz sam w naturalny sposób powinien dochodzić do koncepcji oskrzydlenia (o ile nie przeczyta o niej w instrukcji przed rozpoczęciem rozgrywki). Co prawda na poziomie „Elita”, dostępnym po ukończeniu gry, brak jest celownika i stosowanie prawidłowej taktyki znacznie bardziej się narzuca, jednak nie wszyscy będą mieli ochotę drugi raz wkraczać na piekielną drogę.
Następnym elementem, który moim zdaniem istotnie obniża grywalność, jest rezygnacja z realizmu w pewnych aspektach. Liczyłem na to, że gra, pretendująca do miana symulatora pola walki, nie będzie zmuszała mnie do ładowania czterech kul w przeciwnika, zanim ten raczy upaść. Ilość ołowiu, potrzebna do powalenia wroga, jest zdecydowanie zbyt duża.
Innym przejawem stosowania „selektywnego realizmu”, jest sytuacja, w której bohater bezpiecznie chowa się za cienką metalową płytą (lub murkiem ogrodowym), w którą z drugiej strony tłucze działo 88 mm – eksplozje nie robią na postaci żadnego wrażenia. Dodatkowo, gdy raz zostaniemy zauważeni przez obcy oddział, jesteśmy już widoczni dla niego do końca rozrywki. Nie pomoże schowanie się na pół godziny i próba wystawienia nosa z drugiej strony mapy – kule natychmiast lecą w nasza stronę. I ostatnia uwaga w ramach narzekania na realizm: GDZIE JEST FRIENDLY FIRE!?
Oprawa wizualna jest więcej niż poprawna, ale nie zachwyca. Gdyby nie plastyczne osłony, otoczenie sprawiałoby wrażenie zamrożonego. Ponadto, zmorą nie tylko tej gry jest cała masa nie dających się otworzyć drzwi, będących teksturami kiepskiej jakości. Budynki są w większości tylko bryłami, do których nie mamy wstępu. Samochody i inne maszyny są jak posągi, ani drgną, nawet po uderzeniu rakietą. Na szczęście modele postaci są dosyć szczegółowe i efektownie reagują na otrzymane razy, szczególnie na eksplozje.
Dźwięk również wypada dobrze, przynajmniej w warstwie poza dubbingiem. Odgłosy pola walki są bardzo przekonywujące, a muzyka symfoniczna dodaje akcji patosu. Niestety w spolszczonej wersji aktorzy się nie popisali. Głosy żołnierzy są przerysowane i brzmią niczym wykrzyczane z desek teatru.
Przerywniki filmowe, mające za zadanie budować dramaturgię, ukazywać ewolucję psychiki bohatera i atmosferę wojny, są zabijane przez kwadratowy montaż. Sceny wydają się nieumiejętnie posklejane, nawet dialogi w ramach jednej konwersacji bohaterów wydają się pourywane, nie tworzą spójnej kompozycji. Gdyby zostały dopracowane w warstwie technicznej, wrażenie wywierane na widzu byłoby o niebo lepsze.
Reasumując, Brothers in Arms: Hell’s Highway to bardzo ciekawa pozycja, która oferuje rzadko spotykane, taktyczne podejście do FPS-ów. Grunt, po który stąpa Gearbox Software, jest słabo zbadany i leży poza głównym obszarem strzelankowego przemysłu, dlatego też błędy i niedociągnięcia powinny być wliczone w koszta. W zamian za wyrozumiałość w niektórych aspektach otrzymujemy świeże przedstawienie tematu i rozrywkę na dobrym poziomie.
Producent: Gearbox Software
Wydawca: Cenega Poland
Wersja językowa: polska
Cena: 99,90 zł