Temat nowych technologii produkcji układów zasilających smartwatche i inne przenośne gadżety przewija się dość często. Nic dziwnego – konieczność ich regularnego doładowywania praktycznie uniemożliwia zabranie ich np. na kilkutygodniową pieszą wycieczkę po bezdrożach lub nawet pod namiot. Rozwiązaniem może być technologia ogniwa paliwowego napędzanego… potem.
Ogniwa chemiczne opracowane zostały przez naukowców z Uniwersytetu w San Diego. Składają się one z rozciągliwej, odpornej na rozrywanie bazy z atomów złota i węglowych nanorurek. Rurki wypełnione są oksydazą lizylową – enzymem powodującym rozpad znajdującego się w ludzkim pocie kwasu mlekowego. Reakcja powoduje uwolnienie energii, która jest następnie konwertowana na prąd. Ogniwo przyklejane jest na skórę bezpośrednio pod smartwatchem lub naramiennym etui na smartfona i generuje ok 1 mW energii podczas wzmożonej aktywności fizycznej. Jednym z największych plusów rozwiązania jest jego niewielki rozmiar i masa – ogniwa bez problemu zmieszczą się w każdym plecaku trekkingowym lub torbie sportowej.
Na obecnym etapie badań pojedyncze ogniwo działa przez dwa dni bez utraty sprawności. Dotychczas testowane były jego zastosowania w zasilaniu diod LED i radia działającego w standardzie BLE (Bluetooth Low Energy) ale naukowcy zapowiadają dalszą pracę nad zwiększeniem generowanej mocy i wydłużeniem okresu życia pojedynczego ogniwa. Niewykluczone są również badania nad technologią ponownego ładowania wyczerpanego modułu.