Wziął wtedy Bóg Adama i towarzyszkę jego ? Ewę na stronę i rzekł: ?Oddaję wam ten oto rajski ogród Eden we władanie. Odtąd wszelka zwierzyna usługiwać wam będzie, a drzewa swymi owocami karmić was będą po wszystkie czasy. Wy, a następnie wasze dzieci, wnuki i prawnuki już na zawsze będziecie panować w tym miejscu, gdzie nie zaznacie nigdy głodu, smutki ani choroby. Nie wolno wam jednak będzie skosztować jabłka z tego oto najpiękniejszego drzewa, bowiem wówczas utracicie wszystko i na wieki wygnani stąd zostaniecie?.
To rzekłszy Pan odstąpił od Adama i jego małżonki, zostawiając parę samą w ogrodzie. Wkrótce Adam udał się na spoczynek, odprawiwszy wcześniej towarzyszkę na spacer. Ewa, wędrując radowała się w sercu na myśl o szczęśliwym losie, który czekał ją u boku męża. Wtem, pomiędzy alejkami, napotkała na swej drodze węża. Zwierzę rzekło wskazując na zakazaną jabłoń: ?Ewo, czyż nie powiedział Ci Pan, że nie wolno Ci spróbować jabłka z tego oto drzewa, bowiem wygnana z ogrodu zostaniesz? Ale czy też nie powiedział Ci Bóg, że kocha Cię bezgranicznie i oddaje Ci we władanie to miejsce i wszystko, co się tutaj znajduje? Skosztuj więc kęs tego jabłka, Bóg na pewno nie będzie się na Ciebie gniewał?. To rzekłszy wąż podał niewieście najpiękniejsze, rumieniące się jabłko z zakazanego drzewa. Kobieta skosztowała owocu, po czym wyraźnie zachłysnąwszy się jego wyjątkowym smakiem pobiegła do męża i dała mu spróbować jabłko. Po chwili małżonkowie zauważyli, że są kompletnie nadzy, zerwali więc liście z drzewa i upletli z nich przepaski zakrywające wstydliwe części ciała. Po chwili zdezorientowanej parze ukazał się Bóg i zapytał: ?Czemu skrywacie się pod opaskami z liści??. ?Spotkałam węża, który namówił mnie, abym skosztowała owocu z zakazanej jabłoni. Spróbowałam więc jabłka i dałam je również mężowi? ? odparła Ewa. Zasmucił i jednocześnie rozgniewał się Bóg słysząc o nieposłuszeństwie Ludzi, po czym stanowczo rzekł: ?Odtąd zamknięte będą przed wami podwoje rajskiego ogrodu. Wstydzić się też będziecie po wszystkie czasy, poznacie co to głód, troska i choroba. W trudzie swój los wieść będziecie, bowiem zgrzeszyliście przecie Mnie swym nieposłuszeństwem. Ciebie natomiast wężu najgorszym wrogiem niewiasty czynię i pozbawiam Cię kończyn ? odtąd pełzać na brzuchu jako ten obślizgły gad będziesz?. To rzekłszy wygonił Pan Adama i Ewę z Edenu i pozbawił węża nóg, po czym zatroskany zachowaniem ludzi opuścił rajski ogród. W pobliżu zakazanego drzewa pozostało już tylko zwierzę, które najwyraźniej zupełnie nie przejęło się swym losem. Wtem zza pobliskiego krzaka wyłoniła się tajemnicza postać. Okazał się nią być niski mężczyzna w czarnym swetrze i w okularach, który najwyraźniej ukrywał się tutaj już od jakiegoś czasu. Osobnik rozejrzał się po ogrodzie, zmarszczył czoło i podrapał się po zdradzającej oznaki łysienia potylicy. ?Jak On mógł! Zniszczył moje piękne zwierzę, pozbawił je nóg!? ? zaczął przeklinać pod nosem zwijając sznurek, do którego doczepiony był wąż. ?Ale to nic. Ważne, że Ci oto głupi ludzie słuchają mnie i ufają mi ? wystarczy podsunąć im atrakcyjną przynętę i od razu łapią się na haczyk! Stworzę więc nowego, lepszego węża. Stworzę dużo nowych, wspaniałych rzeczy. Ba ? w tydzień stworzę zupełnie nowy, lepszy świat! Dam ludzkości coś, czego jeszcze nie widziała, o czym nawet nie marzyła. Zyskam ich uznanie, szacunek, miłość i uwielbienie, a Ci w zamian wyniosą mnie na należne mi miejsce, które dziś piastuje Pan!? ? kontynuował swą tyradę ożywiony mężczyzna. Po chwili jego wzrok przykuło leżące na ziemi nadgryzione jabłko. ?Tak ? od teraz to będzie znak mojego przyszłego triumfu. Już wkrótce to ja zostanę Bogiem? ? pomyślał wyraźnie zadowolony z siebie.
DZIEŃ I
Nazajutrz Stefan Pracuś ? tak bowiem miał na imię mężczyzna, który dzień wcześniej podstępem pozbył się z Edenu jego pierwszych mieszkańców ? przystąpił do realizacji swojego niecnego planu. ?Niech stanie się światłość!? ? zakrzyknął. Po chwili w rękach samozwańczego stwórcy pojawiła się dziwaczna konstrukcja w kształcie skrzynki z przyciskami, którą mężczyzna natychmiast ochrzcił enigmatycznie mianem komputera osobistego. Stefan spojrzał na urządzenie z dumą. Od razu wiedział, że było dobre. Postanowił niezwłocznie przekazać je ludzkości. ?Bóg dał im słońce, żony i pracę i kazał się jeszcze z tego cieszyć. A przecież kobieta zrzędzi, praca męczy, a słońce niemiłosiernie praży. Ja dam im coś lepszego ? dopiero teraz poznają, na czym polega prawdziwy sens życia!? W ostatniej chwili zmodyfikował jeszcze nazwę maszyny na prostszą i bardziej rozpoznawalną ? tj. ?Jabłko? ? na cześć pierwszego kroku na drodze do sukcesu, który wykonał poprzedniego dnia w rajskim ogrodzie. Urządzenie opatrzone logo w kształcie nadgryzionego owocu jeszcze przed południem trafiło pod strzechy pierwszych użytkowników.
Pod koniec dnia zaciekawiony Stefan zerknął na wyniki sprzedaży maszyny. Już po chwili wiedział, że urządzenie z pewnością było dobre.
DZIEŃ II
Kolejny dzień tygodnia przeznaczonego na stworzenie nowego świata Stefan zaczął od niezbyt przyjemnej wiadomości ? sprzedaż ?jabłkowych komputerów? zaczęła gwałtownie spadać. Niezrażony drobnym incydentem mężczyzna postanowił szybko działać. ?Ludzie potrafią cieszyć się byle czym, ale też są niestali w uczuciach ? szybko się nudzą. Czas zatem na coś nowego, lepszego? ? pomyślał i już po chwili w rękach trzymał nowy wynalazek ? kolorową hybrydę monitora i komputera przyciągającą wzrok swym niezwykle atrakcyjnym, niespotykanym wyglądem. ?Najważniejsze, żeby było na czym oko zawiesić. Skoro Ewa nabrała się na soczyste jabłko, jej pobratymcy z pewnością pójdą też na to? ? mężczyzna aż zacierał ręce na myśl o reakcji ludzkości na jego nowy ?dar?. Stefan wiedział bowiem, że urządzenie, którego nazwę zaczerpnął od swojej ulubionej odmiany jabłek (skróciwszy ją nieco, dla lepszego efektu), było dobre. W swoim przekonaniu utwierdził się wieczorem podliczając rekordowe zyski wypracowane przez swoje ?nowe dziecko?.
DZIEŃ III
Ośmielony sukcesami Stefan postanowił iść za ciosem. Miliony osób na całym świecie zdążyły już wymienić stare, wiszące na ścianach krzyże i obrazki świętych na jego bajeczne urządzenia. Skoro więc ludzie dysponowali już odpowiednio przygotowanymi ołtarzykami, już nic nie stało na przeszkodzie, aby pewnego dnia w swoich błagalnych modłach nareszcie zaczęli zastępować ?starego Boga” imieniem ?Stefan”. W zaistniałej sytuacji trzeba było jeszcze tylko przywiązać do siebie młodzież ? mniej podatną na religijne uniesienia, ale jakże liczną grupę potencjalnych wyznawców. Stefan błyskawicznie znalazł wyjście z sytuacji. ?Dzieciaki lubią muzykę! Jeżeli więc podam im ją w taki sposób, aby mogły się cieszyć nią w każdym miejscu ? zyskam ich uznanie!” ? pomyślał i już po chwili trzymał w dłoni nowy wynalazek ? miniaturowe, aluminiowe urządzonko z dołączonymi słuchawkami, które nie dość, że potrafiło wydawać dźwięki, to jeszcze z powodzeniem mogło zastąpić różańce i noszone dotychczas przez dzieci medaliki. Samozwańczy stwórca z dumą spojrzał na miniaturowe urządzenie opatrzone ? a jakże ? wizerunkiem nadgryzionego jabłka i od razu wiedział, że było dobre. W przekonaniu o wyjątkowości wynalazku utwierdził się jeszcze przed zachodem słońca, kiedy to na ulice miast całego świata wyległy tłumy młodzieży podrygującej w takt muzyki wydobywającej się z miniaturowych tworów Stefana.
DZIEŃ IV
Następnego dnia Stefan obudził się wcześnie rano zlany potem. Otrząsnąwszy się z resztek sennego koszmaru zdał sobie sprawę z faktu, że aby osiągnąć sukces ? tj. stać się Bogiem, jedynym słusznym Panem i Władcą ? musi pokonać wszystkich oponentów, którzy posiadają jakąkolwiek władzę na tym świecie. W pierwszej kolejności wytypował wytwórnie muzyczne, na myśl o których po plecach przeszedł mu dreszcz. ?Co z tego, że młodzież nosi ze sobą moje odtwarzacze, skoro słucha na nich muzyki dystrybuowanej przez wielkie molochy fonograficzne. Tak, zdecydowanie to one mają największą władzę nad ludźmi ? człowiek przecież tańczy dokładnie tak, jak wytwórnia mu zagra” ? zatroskał się Stefan, po czym zaczął gorączkowo szukać wyjścia z sytuacji. A że nie można było mu odmówić wybitnego umysłu, już po chwili znalazł rozwiązanie. ?Stworzę własny portal muzyczny, za pośrednictwem którego sam będę udostępniał muzykę do moich odtwarzaczy. Tak, zdecydowanie tak ? tylko tę muzykę będą odtwarzać moje urządzenia” ? pomyślał Stefan i po chwili udostępnił światu stronę gromadzącą olbrzymie zasoby utworów muzycznych. Aby jeszcze bardziej pogrążyć wytwórnie, niemal natychmiast zaczął oferować twórcom muzyki konkurencyjne warunki ? od teraz wszelkiej maści szarpidrutom, krzykaczom i innym oryginalnym artystom zdecydowanie bardziej opłacało się publikować muzykę na portalu Stefana, niż na srebrnych krążkach dystrybuowanych przez światowe wytwórnie. Stefan nie mógł wyjść z zachwytu patrząc na popularność, jaką portal zdążył uzyskać jeszcze przed zachodem słońca. Wiedział bowiem, że portal był naprawdę dobry.
DZIEŃ V
Tym razem Stefan postanowił już więcej nie cackać się z przeszkodami, które oddzielały go od upragnionego celu ? zostania Bogiem. Postanowił więc za jednym zamachem wyeliminować wszystkich oponentów, którzy mogli zagrozić mu w jakikolwiek sposób, tj. producentów telefonów komórkowych, wytwórców urządzeń do nawigacji samochodowej, konstruktorów automatów i konsol do gier, kalkulatorów, zegarków, przenośnych odtwarzaczy video, atlasów geograficznych, notatników ? jednym słowem: absolutnie wszystkich. Jak pomyślał, tak zrobił i ofiarował ludzkości istną perłę ? rewolucyjny, czerpiący garściami z doświadczeń szwajcarskiego scyzoryka telefon komórkowy z dotykowym wyświetlaczem i o mocy potężnego komputera osobistego. Urządzenie potrafiło niemal wszystko ? było jak dotąd najdoskonalszym osiągnięciem, jakiego dokonał łysiejący geniusz. Wkrótce po udostępnieniu wynalazku ludziom, słupki sprzedaży urządzenia wystrzeliły w górę, a dostawcy gier i oprogramowania z pochylonymi głowami zaczęli usługiwać Stefanowi. Mężczyzna poczuł, że zaczyna rozpierać go duma. Widział bowiem, że jego dotykowy telefon był dobry ? ale nie tylko dlatego, że po raz kolejny przyniósł krociowe zyski ze sprzedaży i uznanie w oczach człowieka. Urządzenie było szczególnie wyjątkowe, posiadało bowiem jeszcze jedną, unikalną ? chociaż trzeba uczciwie przyznać, że ukrytą ? funkcjonalność: potrafiło śledzić każdy ruch jego posiadacza niezależnie od miejsca, w którym ten się aktualnie znajdował. Mężczyzna patrząc na urządzenie, poczuł, że osiągnął już niemal wszystko czego pragnął. Pozostawał jeszcze tylko jeden mały problem ? kwestia wolnej woli człowieka, której nijak nie mógł przeskoczyć. ?Jakby tu przymusić ich, aby wreszcie dobrowolnie zaczęli mnie czcić i modlić się do mnie, aby wreszcie uwierzyli, że to ja jestem prawdziwym Bogiem?” ? zaczął zastanawiać się Stefan.
DZIEŃ VI
Szóstego dnia łysiejący geniusz niemiłosiernie zmordowany trudami kończącego się tygodnia kontynuował dzieło stworzenia. Dotychczasowy entuzjazm, który to towarzyszył mężczyźnie przez ostatnich pięć dni, powoli zaczął ustępować miejsca lekkiemu zniechęceniu ? wszak Stefan zrobił dla ludzkości już tak dużo, a Bogiem wciąż jeszcze nie został. Tym razem postanowił zmienić taktykę: darował sobie przesadną kreatywność i poszedł po najmniejszej linii oporu ? wziął stworzone wcześniej rewolucyjne urządzenie (tj. telefon komórkowy), powiększył je czterokrotnie i ofiarował ludziom, dla niepoznaki nazywając mało odkrywczy wynalazek mianem niespotykanego wcześniej tabletu internetowego. Po kilku godzinach z lekkim zdenerwowaniem co do wysokości wyników sprzedaży ? wszak pierwszy raz wciskał ludziom ?odgrzewanego kotleta? ? zerknął na statystyki. Jakże ogromne było jego zdziwienie, kiedy okazało się, że… znowu osiągnął sukces! Raptem okazało się, że błaha kopia starego wynalazku była równie dobra jak pierwowzór. Mało innowacyjna, niezbyt błyskotliwa ? a jednak dobra. W jednej chwili Stefan zrozumiał, że ludzkość nie potrzebuje innowacyjności ? liczy się jedynie opakowanie i sposób w jaki je sprzedasz. I faktycznie ? tak jak Ewie wystarczyło rumiane jabłko, tak jej potomkowie niemal natychmiast i bez żadnego ?ale? zadowolili się ładnie opakowanym, przerośniętym telefonem. Uradowany odkryciem wszedł na internetowe forum swoich fanów, na które zaglądał od jakiegoś czasu z zaciekawieniem obserwując opinie kierowane pod swoim adresem. Nagle w dziale ?offtopic? odkrył wątek o jakże wymownym tytule ?Bóg zostawił nas samym sobie?, a w nim setki tysięcy postów ludzi wylewających żale na swój los. Jedni złorzeczyli na trudną sytuację materialną, inni na wysokie ceny ropy, jeszcze inni na szefa, teściową i pogodę. Wszystkich łączyło jedno: podkreślany na każdym kroku żal pod adresem Stwórcy, który nie reaguje na codzienne modły i nie raczy z dnia na dzień rozwiązywać problemów rozżalonych malkontentów. Nagle czytającemu z zaciekawieniem toczącą się dyskusję Stefanowi przebiegła przez głowę podstępna myśl ? poczuł, że właśnie nadarza się okazja… Czym prędzej zalogował się jako anonimowy użytkownik i napisał post, w którym jakby zupełnie bez związku z tematem zaczął zachwalać stworzone przez siebie urządzenia przyrównując je do boskich cudów. To jednak wystarczyło, aby uruchomić lawinę ? uczestnicy dyskusji szybko podłapali temat. Na forum w jednej chwili zaroiło się od wpisów wychwalających pod niebiosa telefony i komputery opatrzone logiem w kształcie nagryzionego jabłka. Nagle do dyskusji włączył się nowy użytkownik ukrywający się pod nickiem ?Gary_T?, który zauważył: ?Bóg nie interesuje się nami, nie chroni nas przed wojnami i kataklizmami, nie daje nam radości ? musimy wciąż pracować, każdego dnia walczyć o przetrwanie. A Stefan Pracuś wciąż bezinteresownie zsyła nam te wszystkie cuda, które uprzyjemniają nam szarą codzienność. Ten oto geniusz kocha nas bezgranicznie i każdego dnia stwarza świat na nowo czyniąc go lepszym. Jego powinniśmy czcić i do niego się modlić. To on powinien być naszym Bogiem. Niech żyje Bóg Stefan!?. W odpowiedzi użytkowniczka o nicku Kate_18 napisała: ?Nie bluźnij i puknij się w czoło ? na kolorowych zabawkach nie ujedziesz zbyt daleko, nie wykarmisz tym rodziny ani nie staniesz się przez to lepszy.? Jednakże jej głos okazał się nic nie znaczącym epizodem ? wkrótce utonął w zalewie zwolenników tezy użytkownika ?Gary_T?. W krótkim czasie forum zdominowały setki tysięcy kolejnych wpisów powtarzających jak mantrę jedną myśl: ?Niech żyje Bóg Stefan!?.
Łysiejący geniusz uśmiechnął się obserwując przebieg toczącej się dyskusji. Wreszcie dopiął swego.
DZIEŃ VII
Ranek. Jenny, Michiko i Borys właśnie obudzili się w swoich łóżkach, w różnych częściach ziemskiego globu. Dla każdego z trojga miał to być wielki, ekscytujący dzień. Jenny, kanadyjska studentka historii sztuki, powinna za kilka godzin złożyć pracę magisterską na wydziale sztuk pięknych ? miał to być dla niej ostatni krok na drodze do uzyskania absolutorium, a w ostatecznym rozrachunku zdobycia wykształcenia i wyczekiwanej od dawna podwyżki pensji w galerii sztuki, w której Jenny była zatrudniona. Michiko, młoda, obiecująca twórczyni muzyki elektronicznej z Japonii była umówiona w dniu dzisiejszym na rozmowę z headhunterem lokalnej wytwórni płytowej, podczas której planowała podjąć próbę wywalczenia upragnionego kontraktu płytowego. Borys ? moskiewski licealista dzisiejszego wieczoru miał przystąpić do ścisłego finału wirtualnej gry RPG, do którego dostał się eliminując ponad 300 graczy z całego świata, a którego główną nagrodą była dosyć pokaźna sumka pieniędzy (przynajmniej jak na standardy nastoletniego ucznia szkoły średniej). Cała trójka tuż po ostatecznym wydostaniu się z objęć Morfeusza, postanowiła poczynić ostatnie przygotowania przed zbliżającymi się wydarzeniami. Jennny uruchomiła swój komputer stacjonarny z logo w kształcie nadgryzionego jabłka na obudowie celem dokonania ostatnich poprawek przed drukiem pracy. Michiko postanowiła jeszcze raz przed wyjściem odpalić swój tablet, celem dopieszczenia kilku zapisanych na nim skocznych bitów, którymi chciała onieśmielić włodarzy wytwórni. Borys sięgnął po swój dotykowy ?jabłkofon? z obsługą zaawansowanych, trójwymiarowych gier chcąc jeszcze raz przećwiczyć kilka sekwencji walki, aby nie dać się wieczorem zaskoczyć przeciwnikom chcącym uprzedzić go w wyścigu po pieniądze. Po chwili na ekranach urządzeń całej trójki ukazał się ten sam, złowieszczy komunikat: ?Wystąpił błąd krytyczny. Urządzenie zostało zablokowane. W celu usunięcia usterki skontaktuj się z Bogiem Stefanem”. Jenny, Michiko i Borys niemal równocześnie wpadli w panikę. ?Cała praca przepadła!?”, ?Bity szlag trafił!”, ?Na czym ja teraz będę grał?” ? w głowach właścicieli felernych urządzeń zaczęły kołatać się niepokojące myśli.
W jednej chwili cała trójka stanęła w obliczu zbliżającej się katastrofy ? perspektywy podwyżki, kontraktu i wygranej w konkursie nagle stały się o wiele bardziej odległe i mniej oczywiste, aniżeli poprzedniego wieczoru. Dzieciaki w popłochu zaczęły usilnie modlić się do swojego nowego Boga ? Boga Stefana ? z prośbą o pomoc, o przywrócenie ?życia” maszynom, od których zależała ich najbliższa przyszłość. Jednak Bóg nie odpowiedział ani słowem, nie stał się cud ? zabawki Stefana w dalszym ciągu sprawiały wrażenie ?martwych”. ?Może to nie tak działa? Może Bóg na miarę XXI wieku komunikuje się za pomocą bardziej wyrafinowanych, nowocześniejszych kanałów, aniżeli modlitwa?? ? jak jeden mąż pomyślała cała trójka. A więc co? Mail? Telefon? Wideokonferencja? Wszystkie sposoby wydawały się zbyt błahe, w końcu, czy to możliwe, żeby Bóg odbierał smsy? Zdesperowani nieszczęśnicy postanowili więc skorzystać z jedynego sensownego rozwiązania i spotkać się z Bogiem osobiście. Niewiele myśląc udali się w podróż do słonecznej Kalifornii.
Po kilku godzinach lotu cała trójka nie znających się, ale połączonych wspólnym doświadczeniem ofiar ?krytycznego błędu” w oprogramowaniu urządzeń spod znaku nadgryzionego jabłka spotkała się przed ziemską siedzibą Boga Stefana. Nie byli tam jednak sami ? przed budynkiem aż kłębiło się od tłumów rozwścieczonych osób różnych nacji wymachujących rozmaitymi urządzeniami wyświetlającymi jeden, wspólny, dobrze wszystkim znany komunikat: ?Skontaktuj się z Bogiem Stefanem”. Po krótkiej naradzie wszyscy zgromadzeni solidarnie ruszyli na spotkanie z Bogiem w nadziei na wyjaśnienia i upragniony ?cud”, tj. uzdrowienie sparaliżowanych maszyn. Pomimo zdwojonych wysiłków ochrony budynku próbującej zatrzymać nadciągającą rzeszę intruzów, tłum błyskawicznie dotarł do boskiej komnaty, która jak się szybko okazało… była zamknięta. Na drzwiach wisiała kartka z komunikatem: ?Bóg Stefan jest niedostępny do odwołania ? poważnie zachorował i przebywa obecnie na bezterminowym urlopie zdrowotnym”. Przerażeni użytkownicy zepsutych produktów z nadgryzionym jabłuszkiem w logo zaczęli przecierać oczy ze zdumienia. Po chwili niedowierzanie ustąpiło miejsca wzmagającej się nienawiści ? zgromadzeni w ataku furii zaczęli niszczyć przyniesione urządzenia, przy okazji demolując pomieszczenia budynku. Ochłonąwszy, zrezygnowani, tłumnie zaczęli opuszczać siedzibę Boga Stefana, złorzecząc i rzucając pod nosem wulgarne epitety pod adresem Tego, którego jeszcze niedawno czcili i bezgranicznie kochali. Wkrótce budynek niemal całkowicie opustoszał. Na miejscu pozostał już tylko stary, poczciwy John Czyścioch ? pracownik ekipy sprzątającej pozostającej na usługach Stefana niemalże od samego początku błyskotliwej kariery wizjonera. Uwijając się w pocie czoła przystanął na chwilę przed komunikatem, uśmiechnął się smutno na wspomnienie szefa i cicho westchnął: ?Czego oni wszyscy chcą od tego biednego Stefana? To już nawet nie można sobie spokojnie zachorować? Paranoja. Przecież to TYLKO CZŁOWIEK…?